"Porwany" noworodek jest bezpieczny? Jest oświadczenie rodziców
Co się dzieje z noworodkiem zabranym przez rodziców ze szpitala w Białogardzie? Rodzice wciąż się ukrywają, a w mediach toczy się burzliwa dyskusja wokół tej sprawy. Teraz głos zabrał pełnomocnik rodziny.
20.09.2017 | aktual.: 20.09.2017 06:51
- Kurator to jedyna przeszkoda, by rodzice z dzieckiem wrócili domu - powiedział pełnomocnik rodziny Arkadiusz Tetela. Sąd Rejonowy w Białogardzie ma w najbliższym czasie orzec, czy rodzice, którzy zabrali swoje nowo narodzone dziecko ze szpitala, będą mieli wciąż ograniczone prawa rodzicielskie. We wtorek nie podjął żadnej decyzji.
- Sąd ma rozpoznać wniosek o uchylenie kuratora; to jedyna przeszkoda, aby rodzice wrócili bezpiecznie do domu i mogli cieszyć się swoim dzieckiem w domu - powiedział zgromadzonym przed salą sądową mediom pełnomocnik rodziny mecenas Arkadiusz Tetela.
Czego boją się rodzice dziecka? Jest oświadczenie
- Rodzice obawiają się, ze względu na ograniczenie władzy i na ustanowienie kuratora, że zostaną wdrożone procedury medyczne, co do których mają uzasadnione wątpliwości - wyjaśnił.
- Rodzice przekazali dzisiaj swoje oświadczenie, w którym deklarują, że dostosują się do każdego prawomocnego wyroku sądu, że będą stawiać się na każde posiedzenie sądu i będą składać zeznania. Oni chcą zostać wysłuchani. Dzisiaj obawiają się, że w momencie, kiedy się ujawnią i pojawią się tutaj, wówczas kurator mając powierzoną władzę - w sposób moim zdaniem pochopny - może podjąć decyzje, które będą zagrażać zdrowiu ich dziecka - tłumaczył Tetela.
Jak zaznaczył mecenas, podjęcie decyzji przez białogardzki sąd co do uchylenia kuratora nie kończy samej sprawy. Kolejny termin rozprawy, na której przewidziane jest dalsze procedowanie, wyznaczono na 13 października.
- Proszę sobie wyobrazić młodą mamę, która powinna w tej chwili cieszyć się z narodzin dziecka, w sytuacji, kiedy ściga ją policja, kiedy musi ukrywać się i boi się, że zostanie zatrzymana, dziecko zostanie jej zabrane i zostaną wykonane zabiegi, co do których pełną decyzyjność ma w tej chwili kurator - tak Tetela odpowiedział na pytania dziennikarzy, jak czuje się rodzina.
Orzeczenie o ustanowieniu kuratora oraz ograniczeniu praw rodzicielskich jest nieprawomocne. Tetela zapowiedział, że jeśli sąd wyda decyzję o jego pozostawieniu, zaskarży to orzeczenie do Sądu Okręgowego.
Sędzia z Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Jolanta Drachal wyłączyła jawność rozprawy. W rozprawie jako mężowie zaufania brali udział posłowie partii Kukiz'15 Paweł Skutecki i Stefan Romecki. Podczas rozprawy została przesłuchana lekarka opiekująca się dzieckiem tuż po narodzeniu w szpitalu w Białogardzie.
Protest przed sądem; "Złodzieje dzieci"
Kilkadziesiąt osób z całej Polski, w tym matki z małymi dziećmi, zgromadziło się przed sądem. Spontaniczny protest zorganizowało Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach "Stop NOP".
Tłum skandował: "Dzieci należą do rodziny", "Wolny wybór", "Złodzieje dzieci". W dłoniach mieli transparenty z napisami: "Terroryści w białych fartuchach", "Czyje są dzieci?! Mamy i Taty czy Rządu!", "Łapy precz od naszych dzieci. Łapy precz od niewinnej rodziny".
- Musieliśmy się pojawić, bo okazało się, że urzędnicy nie wiedzą, że w Polsce jest demokracja, urzędnicy; myślą że można tutaj stosować zasady państwa totalitarnego. Myślą, że mogą odbierać nam nasze podstawowe prawa, prawa naszych rodzin i do ochrony naszych dzieci - powiedziała do zgromadzonego tłumu przedstawicielka stowarzyszenia Justyna Socha.
- Teraz czujemy się zagrożeni. Boimy się żyć w tym kraju, myślimy o tym, żeby wyjechać. Czy wiecie, ze kobiety w ciąży w tej chwili są w tak olbrzymim stresie, że boją się iść do szpitala rodzić? Boją się lekarzy i pielęgniarek. Ludzi, którzy przysięgali nas chronić i przestrzegać zasad etyki zawodowej i praw pacjenta. Do czego doszło, że lekarz stał się donosicielem? - mówiła Socha.
Interwencja rzeczników
Rzecznik praw pacjenta postanowił wszcząć postepowanie wyjaśniające ws. noworodka z Białogardu - poinformował radca prawny w biurze rzecznika Robert Bryzek. Interwencję z urzędu w tej sprawie podjął również Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak.
Robert Bryzek z biura rzecznika wyjaśnił, że postępowanie będzie dotyczyć "naruszenia prawa pacjenta do świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom aktualnej wiedzy medycznej, również do prawa do świadczeń zdrowotnych udzielanych z należytą starannością, oraz prawa pacjenta do informacji - w tym przypadku prawa przedstawicieli ustawowych dziecka, czyli rodziców".
Jak zaznaczył, "jest to prawdopodobnie pierwsza sytuacja, w której przy braku zgody rodziców na szczepienie sąd zareagował tak bardzo szybko". - Do tej pory sąd ograniczał rodziców we władzy rodzicielskiej, gdy zabieg medyczny służył ratowaniu zdrowia i życia dziecka w sytuacji bezpośredniego zagrożenia - podkreślił Bryzek.
- Rzecznik praw pacjenta nie ma informacji, nie ma dokumentacji medycznej, która by wskazywała, że w tej sytuacji było bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia, czy nie było, a to będzie miało przełożenie na podjęte przez rzecznika rozstrzygnięcie - dodał Bryzek.
- Do tej pory, jeżeli rodzice odmawiali szczepienia dziecka, to przeważnie szpital informował sanepid, następnie wojewodę, była nakładana kara w trybie administracyjnym, mająca na celu przymuszenie do wykonania tego szczepienia, wtedy rodzice odwoływali się do sądów. Natomiast tutaj jest szczególna sytuacja, w której sąd bardzo szybko zareagował - już następnego dnia rano zwołał posiedzenie i ograniczył władzę rodzicielską tych państwa - powiedział Bryzek.
Ojciec nagrał film
Ojciec dziewczynki nagrał film, w którym tłumaczy decyzję o "porwaniu" dziecka i opowiada o sytuacji w szpitalu.
- Jeszcze trzy dni temu byliśmy szczęśliwą rodziną, która oczekiwała narodzin naszego dziecka. Dzisiaj jesteśmy uciekinierami, jesteśmy ścigani przez policję, organizują na nas obławy, a my czujemy się bardzo, bardzo zaszczuci - mówi w nagraniu domniemany ojciec.
Jak dodaje w nagraniu, dziecko urodziło się "o czasie". - Ciąża jest donoszona. Dziecko nie potrzebowało inkubatora. Nikt tego nawet nie proponował. Poród odbył się bez komplikacji. Nie było żadnego zagrożenia zdrowia i życia naszego dziecka - twierdzi mężczyzna, wypowiadający się na nagraniu.
- W dwie i pół godziny po porodzie lekarz poinformował, że zgłasza nas do sądu rodzinnego, a mnie, że ja, jako tata dziecka, zagrażam jego zdrowiu i życiu. Powodem była odmowa zaszczepienia córki w pierwszej dobie życia oraz odmowa podania zastrzyku z witaminą K - mówi domniemany ojciec.
Dodaje, że prośba o niemycie dziecka po porodzie wzbudziła oburzenie w szpitalu. Jak tłumaczy, chodziło o "pozostawienie mazi popłodowej", która ma chronić dziecko w trakcie porodu i przez pierwsze dni życia. - Tutaj traktowane jest (to) jako zaniedbanie higieniczne, grożące zakażeniem - tłumaczy autor nagrania. Powiedział również, że rodzicom odmówiono wykonania badań w kierunku wrodzonych niedoborów odporności, a to jest "bezwzględnym przeciwwskazaniem do szczepienia przeciw gruźlicy". Jak opowiada autor nagrania, nie okazano ulotek od leków, które zaordynowano.
Jak twierdzi autor nagrania, zwołany doraźnie w budynku szpitala sąd rodzinny odebrał rodzicom prawa w zakresie podejmowania decyzji w kwestiach dotyczących świadczeń zdrowotnych u dziecka. - Ustanowiono kuratora, który nie ma zupełnie wykształcenia medycznego i tej osobie przekazano podejmowanie decyzji w sprawach zdrowia naszej córki. Nami kierowała wyłącznie troska o dobro i bezpieczeństwo naszego dziecka. Za naszą dociekliwość i troskę zostaliśmy ukarani odebraniem praw do dziecka, zmuszeni do ucieczki i ukrywania się, zrobiono z nas wyrzutków. Jesteśmy szkalowani przez fałszywe informacje medialne - mówi mężczyzna w nagraniu.
Stanowisko szpitala
Poród odbył się w czwartek w białogardzkim szpitalu. Dziecko - jak informuje szpital - jest wcześniakiem. Dziewczynka na świat przyszła w 36. tygodniu ciąży. Według ordynatora oddziału dr Romana Łabędzia rodzice nie wyrażali zgody na podejmowanie przez personel medyczny podstawowych czynności wobec noworodka. Z tego powodu zawiadomiony został sąd rodzinny. Gdy pracownik sądu dostarczył do szpitala pismo z postanowieniem sądu, rodzice z dzieckiem opuścili placówkę.
Wcześniej rzecznik szpitala Centrum Dializa Sp. z o.o. Witold Jajszczok mówił, że rodzice sprzeciwiali się m.in. "osuszeniu dziecka, ogrzaniu pod napromiennikiem ciepła, wytarciu z mazi płodowej, kąpieli dziecka w oddziale, podaży witaminy K domięśniowo lub doustnie, szczepieniom ochronnym, ewentualnemu dokarmianiu dziecka, gdyby tego wymagało, wykonaniu badań przesiewowych, profilaktyce zakażenia przedniego odcinka oka (inaczej zabieg Credego)".
Bez podstaw do interwencji sądu?
Tymczasem konsultant krajowy w dziedzinie neonatologii prof. Ewa Helwich uważa, że w przypadku noworodka z białogardzkiego szpitala nie było podstaw do zgłaszania sprawy sądowi rodzinnemu. Jej zdaniem zabrakło cierpliwości i spokojnej rozmowy personelu z rodzicami.
Prof. Helwich dodaje, że gdy rodzice odmawiają zaszczepienia dziecka wystarczy zawiadomienie stacji sanepidu, a sąd rodzinny powinien wkraczać, gdy brak zgody opiekunów na wykonanie procedury medycznej może zagrażać życiu dziecka.
Dziewczynka urodziła się w 36. tygodniu ciąży
Przypomnijmy, że chodzi o sprawę dziewczynki, która - w 36. tygodniu ciąży - urodziła się w czwartek w białogardzkim szpitalu. Według ordynatora oddziału, rodzice nie wyrażali zgody na podejmowanie wobec noworodka podstawowych czynności medycznych. Z tego powodu zawiadomiony został sąd rodzinny i na terenie szpitala została przeprowadzona rozprawa sądowa. Sąd orzekł o częściowym ograniczeniu rodzicom władzy rodzicielskiej, w zakresie udzielanych świadczeń medycznych. Gdy pracownik sądu dostarczył do szpitala pismo z postanowieniem sądu, rodzice z dzieckiem opuścili placówkę.