Poruszające słowa wdowy po Janie Lityńskim. Elżbieta Bogucka wraca do tragicznego dnia
Elżbieta Bogucka-Lityńska w poruszającym wywiadzie wspomina męża i tragiczny dzień 21 lutego, kiedy razem wybrali się na spacer nad Narew. - Jego ostatnie słowo brzmiało: "tonę" - mówi "Faktowi" wdowa po Janie Lityńskim, który zginął, próbując ratować psa.
Jan Lityński utonął w rzece Narwi w okolicach Pułtuska 21 lutego, kiedy próbował ratować psa. Właśnie do tych dramatycznych chwil wraca w rozmowie z "Faktem" Elżbieta Bogucka-Lityńska. Wyjaśnia, że tragedia wydarzyła się na rozlewisku rzeki po roztopach.
- Byliśmy tam wiele razy i nawet w najgorszych snach nie przypuszczaliśmy, że może tam być głęboko. Wpadł do wody i na moich oczach utonął. Zdjęłam kurtkę i pobiegłam go ratować, też wpadłam do wody - wspomina wdowa po Janie Lityńskim.
Wyjaśnia, że zabrakło "kilku sekund", żeby również ona utonęła. - W ostatnim odruchu pomyślałam: zostaną nasze psy i kto się nimi zajmie? Przełamałam lód, wspięłam się po pniu drzewa - mówi Bogucka-Lityńska.
Zobacz też: Wałęsa zaskakująco tłumaczy się z orderu dla abpa Głódzia
W rozmowie z Beatą Czumą wspomina, że Jan Lityński był świadomy, co się z nim dzieje. - Jego ostatnie słowo było: "tonę" - relacjonuje wdowa.
Dodaje, że chciała zrobić wszystko, aby odnaleźć męża i dlatego zdecydowała się m.in. sprowadzić Grupę Specjalną Płetwonurków RP, która znalazła ciało Piotra Woźniaka-Staraka na jeziorze Kisajno.
- To była najmądrzejsza rzecz, jaką zrobiłam, bo nasze państwowe ekipy nie mają takiego doświadczenia. Wprawdzie po pięciu dniach, ale płetwonurkowie go znaleźli - wspomina Elżbieta Bogucka-Lityńska.
Wdowa po Janie Lityńskim: "czułam, jakby ktoś mi wyrwał serce"
Wyraża też wdzięczność szefowi zespołu płetwonurków oraz policjantom, którzy zadbali o nią po znalezieniu ciała i pozwolili na pożegnanie.
- Wyglądał tak, jakbym go pożegnała w tej wodzie pięć minut temu. Czułam, jakby ktoś mi wyrwał serce - stwierdza rozmówczyni "Faktu".
W wywiadzie pada również pytanie o psa, którego ratował Jan Lityński. Bogucka wyjaśnia, że to labrador Fryderyk, ale swojego pana szuka cały czas inny pies: kundelka Letycja.
Źródło: "Fakt"