Porażka Theresy May szansą dla Polski?
Po wyborach, których nikt nie wygrał, Wielka Brytania znajduje się w arcytrudnej sytuacji przed rozmowami w sprawie Brexitu. Ale to dobra wiadomość dla Polski
"Nie strzeliliśmy sobie w stopę. Strzeliliśmy sobie w głowę" - tak przyspieszone wybory w Wielkiej Brytanii skomentował w BBC parlamentarzysta Partii Konserwatywnej Nigel Evans. Nic dziwnego, bo jego partia w ciągu 6 tygodni zdołała przetrawić ponad 20 punktową przewagę w sondażach. Ale komentarz równie dobrze sytuację całego kraju: Wielka Brytania po raz drugi w ciągu 12 miesięcy staje w obliczu wielkiej niewiadomej i chaosu. I robi to w kluczowym momencie, tuż przed startem negocjacji z Brukselą.
Ale to, co złe dla Wielkiej Brytanii, niekoniecznie musi wyjść na złe dla Polski i Polaków. Wręcz przeciwnie - może się jeszcze okazać, że to najlepszy dla nas wynik. Dlaczego?
"Miękki" Brexit na horyzoncie?
Po pierwsze dlatego, że wyborcza klęska konserwatystów pod wodzą May to kubeł zimnej wody na ich rozgrzane brexitowe aspiracje. Choć odwołanie wyjścia z Unii nie wchodzi w grę, to gorszy od oczekiwanego wyborczy wynik Torysów oznacza porażkę ich ledwo zarysowanej wizji "twardego" Brexitu. Ten wariant wyjścia z Unii byłby szkodliwy nie tylko dla brytyjskiej gospodarki, ale również dla Polski, dla której Zjednoczone Królestwo jest jednym z głównych partnerów handlowych. Porażkę tę dodatkowo podkreśla fakt, że za pomysłem o rozpisaniu wcześniejszych wyborów miał być minister ds. wyjścia z Unii David Davis. Davis ze swojej strony otwarcie przyznał w rozmowie z telewizją Sky, że jest po części referendum nad członkostwem Wielkiej Brytanii w rynku wewnętrznym. Jak pokazały wyniki wyborów, polityk, który opowiadał się za wyjściem z rynku, głosowanie to przegrał.
Nie jest to jedyny znak świadczący tym, że nowy rząd - niezależenie od tego, kto będzie premierem - zmieni podejście do negocjacji rozwodowych z Unią. Aby utworzyć koalicję rządzącą, konserwatyści będą starać się uzyskać poparcie północnoirlandzkiej prawicowej Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP). A ponieważ Irlandia Północna może stracić szczególnie dużo na "twardym" Brexicie, będą zapewne naciskać na możliwie najbardziej aksamitny rozwód z Brukselą.
Polacy mogą być zadowoleni
Porażka Theresy May może być dobrą wiadomością także dla mieszkających w Wielkiej Brytanii Polaków. Choć w ostatnich dniach kampanii jej rząd zapowiedział złożenie "hojnej" oferty dla obywateli UE na Wyspach, to wcześniej May sugerowała, że może pozbawić części praw obcokrajowców. Wyborcza porażka konserwatystów i wpływ DUP, może zmiękczyć podejście Londynu do tej kwestii.
- Przed wyborami Partia Konserwatywna wskazywała, ze będzie chciała utrzymania dotychczasowych praw obywateli UE w Wielkiej Brytanii. Ale stanowisko Unii szło jeszcze dalej: Unia chciała, by prawa te były zagwarantowane przez Trybunał Sprawiedliwości UE - mówi WP Agata Gostyńska-Jakubowska, analityk Centre for European Reform w Londynie. - To wtedy wydawało się nie do zaakceptowania dla Torysów. Ale teraz, przy zwiększeniu liczby mandatów Partii Pracy, będzie ona mogła wywierać większy wpływ na rząd - szczególnie jeśli będzie to rząd mniejszościowy - aby przyjął bardziej elastyczne stanowisko - tłumaczy. Ekspertka dodaje, że wynik wyborów oddala także widmo całkowitego odejścia przez Lodnyn od negocjacji, czym groziła May, a co byłoby najgorszym wariantem zarówno dla Wielkiej Brytanii, jak i dla całej Unii i jej obywateli.
Bruksela trzyma wszystkie karty
Twarde stanowisko Torysów może zmiękczyć też fakt, że czwartkowe wybory zamiast wzmocnić, znacznie osłabiły pozycję negocjacyjną brytyjskiego rządu w rozmowach z Brukselą. Nawet jeśli konserwatystom i DUP uda się sformować koalicję, będzie to od początku krucha większość (łącznie obie partie mają 328 mandatów, czyli 2 powyżej większości absolutnej). Na dodatek będzie ona zmuszona do obmyślenia swojej wizji wyjścia z Unii od nowa. Tymczasem zegar odliczający czas dwóch lat na zakończenie rozmów tyka już od końca marca.
Unijni przywódcy już kilka godzin po ogłoszeniu wyników wyborów przypomnieli o tym fakcie Brytyjczykom. Wśród nich także szef Rady Europejskiej Donald Tusk.
"Nie wiemy, kiedy rozmowy w sprawie Brexitu się zaczną. Wiemy kiedy muszą się skończyć. Zróbcie, co możecie, by uniknąć braku porozumienia w rezultacie "braku negocjacji" - napisał na Twitterze Tusk.
Osłabiona Wielka Brytania może być dobrą wiadomością dla Polski i Polaków, bo choć negocjacje nie są grą o sumie zerowej, to uzyskanie maksymalnie dużych koncesji od Londynu leży w Polskim interesie. Szczególnie w dwóch kwestiach: praw migrantów oraz rachunku za Brexit, czyli spłacenia przez Wielką Brytanię swoich zobowiązań do unijnego budżetu. Ale jak zaznacza Gostyńska, w tych kalkulacjach jest też druga strona medalu.
- Jeden scenariusz to taki, w którym nowy rząd jest bardziej skłonny do ustępstw. Ale drugi to taki, w którym Bruksela negocjuje z rządem, który nie jest stabilny i który ma problem z codziennym funkcjonowaniem. Rozmowy z takim partnerem i widmo ewentualnych kolejnych wyborów nie wpływa pozytywnie na proces negocjacji i ich zakończenie - ocenia analityk CER.