"Bolek - jebaka"
Kobiety odgrywały w życiu Bieruta ważną rolę. Sporo plotkowano o jego erotycznych podbojach, ale dzisiaj nie sposób rozstrzygnąć, co z tego było prawdą, co zaś należało do legend i mitów. Włodzimierz Sokorski wspominał, że gdy był ministrem kultury i sztuki (1952-1956), pewnego razu został wezwany do Bieruta na dywanik. Bardzo bał się tego spotkania i zastanawiał, co powinien zrobić, aby uniknąć surowej reprymendy. Znając nieźle Bieruta, a zwłaszcza jego podejrzliwość i próżność, postanowił od razu go zaskoczyć. Zanim więc przywódca PZPR zaczął musztrować Sokorskiego, ten zapytał go, czy wie, jak bywa nazywany w kierowniczych kręgach partyjnych. Bierut się zainteresował: "No jak, powiedzcie jak?". Sokorski jeszcze przez chwilę się krygował i w końcu powiedział: "Bolek - jebaka". Bierut miał to przyjąć uśmiechem i skwitować słowami: "Tak, no tak". Podobno przezwisko to traktował (naturalnie nieoficjalnie) jako komplement i dowód uznania dla własnych możliwości.
Nieporównanie częściej natomiast w wielu relacjach podkreśla się, że Bierut był szarmancki wobec pań, które przy powitaniu zwykle całował w rękę. Gdy udawał się z wizytą, często przynosił kwiaty lub słodycze. Gdy mu na tym zależało, potrafił być wręcz ujmujący. Znakomitą opinię w rozmowie z Teresą Torańską wystawiła mu Julia Minc. Uważała ona Bieruta za "przyjemnego, eleganckiego mężczyznę, szarmanckiego wobec kobiet". Szczególnie zapamiętała jego zachowanie podczas pewnego oficjalnego przyjęcia, na którym pojawiła się w zwykłej letniej sukience. Jej mąż, Hilary Minc, podszedł do niej z pretensjami: "Jak ty wyglądasz! - szepnął oburzony". Relacjonowała reakcję przywódcy państwa: "Bierut to usłyszał, wziął mnie pod rękę, przeszedł ze mną całą salę, mówiąc: 'Macie najpiękniejszą suknię ze wszystkich'".
Można z pewnością powiedzieć, że kobiety (oczywiście nie wszystkie) go lubiły i on na pewno lubił kobiety. Z Janiną Górzyńską-Bierut nigdy formalnie się nie rozwiódł i to właściwie jej przypadała rola pierwszej damy Polski Ludowej. Górzyńska nie mieszkała jednak z mężem, a pisząc do niego listy, tytułowała go panem prezydentem. Otoczenie Bieruta niemal o niej zapomniało, a "premier Cyrankiewicz, rozmawiając przed swoim ślubem z Niną Andrycz, tłumaczył, że skoro prezydent nie jest żonaty, to właśnie Andryczówna zostanie pierwszą damą".
Trudno powiedzieć, w jakim stopniu ta ostatnia anegdota jest prawdziwa. Jest natomiast faktem, że Janina Górzyńska-Bierut przychodziła jednak czasem do Belwederu, chyba raczej na spotkania z ojcem swoich dorosłych już dzieci niż z własnym mężem. Jedną z takich wizyt wspominał Łukasiewicz i tak opisywał Górzyńską: "Była to zwykła, poczciwa, siwawa pani, zachowująca się skromnie, cicho, wyrażająca się składnie i poprawnie. Wyglądała na niewiastę pochodzącą z inteligencji prowincjonalnej. Była teraz jakby ogłuszona stanowiskiem Bieruta i swoją rolą. Zdawała się nie rozumieć niczego, co się wokół niej działo. Była niewątpliwie odsunięta od wszelkich spraw. (...) Bierut witał się z żoną z namaszczeniem: całował ją potulnie w rękę, wymieniali pocałunki w policzki. Do dalszych rozmów świadkowie nie byli potrzebni i dlatego odbywały się one za zamkniętymi drzwiami gabinetu prezydenta. Po jakimś czasie pani Bierutowa z wolna opuszczała pałacyk, po drodze rozglądając się po ścianach".