Polski sąd umorzył sprawę czeczeńskiego "terrorysty"
Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył postępowanie o ekstradycję do Rosji Ahmeda Zakajewa, byłego szefa emigracyjnego rządu Czeczenii, ściganego przez Rosję pod zarzutem terroryzmu. Powodem umorzenia było to, że Zakajewa nie ma w Polsce.
Decyzja sądu jest nieprawomocna - strony mają siedem dni za odwołanie. Obrona odwoła się do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, bo chce, by polski sąd uznał prawną niedopuszczalność takiej ekstradycji.
Prok. Anna Zalewska - reprezentująca formalnie przed sądem stronę rosyjską - odmówiła rozmowy z dziennikarzami. - Zapoznamy się z pisemnym uzasadnieniem i wtedy zdecydujemy, czy zaskarżyć postanowienie sądu - powiedziała Monika Lewandowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Sąd umorzył sprawę, uznając że według prawa międzynarodowego warunkiem rozstrzygnięcia takiej sprawy jest obecność "osoby ściganej" na terytorium państwa, wezwanego przez inny kraj do wydania jego obywatela. Sąd przyznał, że udział takiej osoby w posiedzeniu nie jest obowiązkowy. Sędzia Igor Tuleya podkreślił jednak, że czym innym jest prawo do obecności w sądzie, a czym innym - wymóg obecności w toku postępowania ekstradycyjnego "w obszarze zwierzchnictwa państwa".
Sędzia podkreślił, że merytoryczne orzekanie w tej sprawie byłoby "groźnym precedensem" i "godziłoby w suwerenność państwa, w którym Zakajew przebywa" (chodzi o Wielką Brytanię).
Tuleya to sędzia, który uznał za bezzasadne zatrzymanie w 2007 r. przez ABW b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, od dwóch lat prowadzi m.in. proces oskarżonego o korupcję dr. Mirosława G., a w środę skazał na trzy lata więzienia rosyjskiego szpiega.
Obrońca Zakajewa mec. Radosław Baszuk nie zgadza się z decyzją sądu. Powiedział, że jedynym powodem nieobecności Zakajewa na posiedzeniu było niewydanie mu dotychczas przez władze Wielkiej Brytanii nowego tzw. dokumentu podróży. W starym nie było już miejsca na nową wizę do Polski, a dotychczasowa wygasła. - Nie tylko Polska jest dotknięta biurokracją - dodał adwokat.
Obrońca uważa, że skoro jedynym powodem umorzenia sprawy jest nieobecność Zakajewa, to z chwilą jego ewentualnego przyjazdu do Polski postępowanie mogłoby się nadal toczyć.
Adam Borowski, konsul honorowy Czeczenii, powiedział dziennikarzom, że polski rząd nie chce wydać Zakajewa Rosji, ale chce mieć dobre stosunki z Rosją, które miałyby być warunkowane tym, by Zakajew nie przyjeżdżał do Polski i nie prowadził tutaj "politycznej roboty".
Sąd odmówił prawa udziału w sprawie przedstawicielom społecznym, powołując się na zapis prawa, że jest to możliwe tylko, gdy toczy się rozprawa, a nie posiedzenie - jak w tym przypadku.
Udział w sprawie zgłosiła Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która jest przeciwna wydaniu Zakajewa Rosji. Sprzeciwia się temu także Amnesty International, która w swej opinii napisała, że decyzja taka byłaby pogwałceniem przyjętych przez Polskę międzynarodowych zobowiązań. Według AI zachodzi obawa, że w Rosji doszłoby do naruszenia praw Zakajewa, w tym - prawa do rzetelnego procesu.
Rosyjska prokuratura stawia Zakajewowi dziewięć zarzutów, które miał popełnić w "bandach zbrojnych" w Czeczenii w latach 1991-2000, m.in.: zabójstw, próby oderwania części terytorium i działalności w zbrojnym gangu. Baszuk podkreślał, że są to te same zarzuty, których nie uznały w 2002 r. sądy w Kopenhadze i Londynie, odmawiając wtedy wydania Zakajewa Rosji.
W listopadzie Prokuratura Okręgowa w Warszawie wysłała do sądu wniosek strony rosyjskiej o ekstradycję Zakajewa, wraz z własnym stanowiskiem, w którym wnosiła o wydanie postanowienia o dopuszczalności ekstradycji.
Wniosek badają sądy dwóch instancji - najpierw okręgowy, a potem apelacyjny (jeśli któraś ze stron się odwoła). Sądy nie orzekają o winie lub niewinności Zakajewa, ale o tym, czy jego ekstradycja jest dopuszczalna prawnie. Jeśli sądy prawomocnie nie zgodzą się na ekstradycję, ta decyzja będzie ostateczna; jeśli zaś się zgodzą, ostateczną decyzję podejmie minister sprawiedliwości.
Zakajew został zatrzymany 17 września przez policję w Warszawie. Prokuratura Okręgowa wystąpiła wtedy do sądu o aresztowanie go na czas procesu ekstradycyjnego, co uzasadniła wagą rosyjskich zarzutów. Jeszcze tego samego dnia Sąd Okręgowy w Warszawie odmówił aresztu, powołując się, m.in. na fakt, że Zakajew dostał azyl w Wielkiej Brytanii. Po zwolnieniu Zakajew wyjechał do tego kraju. Jego adwokat złożył pismo w prokuraturze, że stawi się on na każde wezwanie
Prokuratura odwołała się od decyzji sądu, bo - jej zdaniem - status uchodźcy nie chroni przed ewentualną ekstradycją. W październiku Sąd Apelacyjny w Warszawie umorzył sprawę aresztu z powodów formalnych. Zarazem SA uznał, że SO niesłusznie przyjął, iż azyl polityczny Zakajewa oznacza zakaz ekstradycji, bo przyznanie komuś azylu przez inne państwo UE nie ma mocy wiążącej w Polsce. Według SA azyl w innym państwie UE nie jest "samoistną przeszkodą dla czyjejś ekstradycji".
Baszuk nie wyobraża sobie, by polski sąd zgodził się na ekstradycję Zakajewa. Według niego jest to niemożliwe "już tylko z tego powodu", że europejska konwencja o uchodźcach (ratyfikowana przez Rosję) zakazuje wydawania uchodźcy na terytorium, gdzie istnieje zagrożenie dla jego życia lub wolności z uwagi na narodowość, wyznanie i poglądy. Powołuje się na zapis polskiego prawa, który każe mieć "daleko idące wątpliwości", czy w przypadku wydania Zakajewa mógłby on liczyć w Rosji na rzetelny proces, a jego życie i zdrowie nie byłoby tam zagrożone. - Organizacje międzynarodowe broniące praw człowieka mają informacje o zgonach w rosyjskich więzieniach - podkreślił adwokat.