Polska zakaże kiepskiej pogody w listopadzie?
Oto stał się cud - w Polsce zakazano sprzedaży dopalaczy. Niebywałe posunięcie, biorąc pod uwagę to, że żadnemu innemu krajowi na świecie nie udało się do tej pory wprowadzić tak nielogicznego zakazu. Gdybym był cynikiem, ośmieliłbym się zasugerować, że była to raczej magiczna sztuczka polityków pokazana po to, by ludzie uwierzyli, że rząd robi czasem coś pożytecznego dla kraju i by na chwilę odwrócili uwagę od prawdziwych problemów, z którymi akurat nie robi nic. Nie zdziwi mnie, jeśli w przyszłym tygodniu usłyszę, że stosunkiem głosów 456 do 1, przy trzech nieobecnych sejm wprowadził zakaz występowania kiepskiej pogody w listopadzie - pisze Jamie Stokes w felietonie dla Wirtualnej Polski.
13.10.2010 | aktual.: 13.10.2010 08:00
Robienie czegoś, czegokolwiek, w kwestii narkotyków zawsze było popularnym politycznym posunięciem, ponieważ narkotyki powszechnie postrzegane są jako zło. Jest to też działanie bardzo łatwe, gdyż jakieś 99 procent populacji nigdy nie dowie się, czy w praktyce zakończyło się sukcesem czy porażką. Zawsze kończy się porażką. Rządy krajów całego świata próbowały już różnych rozwiązań – od kary śmierci przez telewizyjne kampanie aż do publicznego wyśmiewania, i żadne z nich nigdy nie podziałało, gdyż ludzie to stworzenia uparcie irracjonalne, które po prostu lubią czasem zaliczyć jakiś odlot.
Zakazanie dopalaczy jest szczególnie bezsensowne, biorąc pod uwagę to, że ich główną cechą jest możliwość ciągłego wymyślania i tworzeniach nowych rodzajów. Rynek dopalaczy istnieje dlatego, że handlarze narkotyków wpadli na to, jak omijać prawo, zmieniając skład chemiczny zakazanych substancji lub wymyślając nowe, które mają podobny efekt do tych zakazanych. Właśnie dlatego dotąd żadnemu krajowi nie udało się zamknąć tego rynku i dlatego nie uda się to również Polsce. To miły pomysł i oczywiście z satysfakcją ogląda się w telewizji aresztowanie ludzi, którzy zarobili miliony, wykorzystując ludzkie słabości, ale jestem pewien, że za trzy miesiące wszystko wróci do stanu sprzed tych spektakularnych akcji i aresztowań.
Innym powodem dlaczego wprowadzenie takiego zakazu nigdy nie sprawdza się w praktyce jest to, że nie można zakazać jednej substancji odurzającej, na przykład marihuany, a nie zakazać innej – na przykład wódki, bo to zwyczajnie nieracjonalne. Zakazu sprzedaży wódki nikt natomiast nie wprowadzi, ponieważ jest ona akceptowalnym i lubianym elementem codziennego życia większości elektoratu. W latach 20. i 30., kiedy wysokie podatki i niskie zarobki czyniły wódkę niedostępną dla większości zwykłych ludzi w Polsce, ci radzili sobie, produkując ją samodzielnie lub popijając zamiast niej eter. Picie eteru było w niektórych częściach Polski tak rozpowszechnione, że otwarcie sprzedawano go w sklepach (i nikt nie wprowadzał żadnego zakazu). W jednym czasopiśmie medycznym z tamtego okresu znalazłem prześmieszny fragment: „pijący [eter] starali się ukryć swój nałóg poprzez wstrzymywanie oddechu podczas spotkań z księżmi lub przedstawicielami lokalnej inteligencji.” Kończyło się to zapewne wieloma krótkimi i jednostronnymi
konwersacjami.
Nie wydaje mi się nawet, aby w Polsce istniał jakiś poważny problem z narkotykami. W porównaniu do Wielkiej Brytanii twarde narkotyki są tu chyba tak samo powszechne jak niewierzący politycy. Może się mylę: w końcu mam już swoje lata i nikt nie zaprasza mnie na imprezy, ale wydaje mi się, że Polsce istnieje mocno przesadzony lęk przed przestępstwami. Statystyki, które znalazłem, mówią, że w 1987 roku 74% Polaków uznawało swój kraj za bezpieczny. Dwadzieścia lat później taką deklarację wygłosiło tylko 43 procent, mimo, że Polska ma jedne z najniższych wskaźników przestępczości w Europie. Zadziwiają mnie na przykład te wszystkie zabezpieczenia domów. Klucz do pierwszego mieszkania, jakie wynająłem w Polsce, miał 20 centymetrów i wyglądał jak coś, co mogłoby mi się przydać do otwarcia nuklearnego bunkra. Drzwi do mojego obecnego mieszkania są pokryte stalą i zaopatrzone w potężne śruby – projekt zakładał chyba konieczność wytrzymania szarży nosorożca. Czy faktycznie zdarzają się tutaj ataki ogromnych
afrykańskich ssaków? Może powinienem jednak zabezpieczyć się przed ewentualną szarżą rozszalałej żyrafy?
Cały ten powszechny lęk przed przestępstwami tłumaczy być może, dlaczego jedna z głównym polskich partii politycznych pobrzmiewa tak, jakby była wzięta prosto z komiksu o Batmanie. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o Prawie i Sprawiedliwości, założyłem, że jego członkowie obdarzeni są supermocami i mieszkają w lodowych pałacach na Biegunie Północnym. Możecie sobie wyobrazić moje późniejsze rozczarowanie.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski