Polska "toitoioza" - dostęp do publicznych toalet to wciąż luksus. "Wchodzi pan w garniturze, a zostaje po nim pobojowisko"
- Mówią, że to gówniany interes, ale z toalety przy wejściu na plażę wyciągam od 800 do 1000 złotych dziennie - mówi Tomasz z Warszawy, przedsiębiorca inwestujący w dzierżawy toalet publicznych. Pytany o wkurzające 3 zł za skorzystanie z WC, wzrusza ramionami.
- Gdyby było mniej, przychodziłby gorszy klient. Chuliganerka, pijaczki. To więcej sprzątania i straty - odpowiada toaletowy przedsiębiorca.
Według branżowej legendy najbardziej dochodowa toaleta publiczna w Polsce stoi przy plaży we Władysławowie. Trudno się dziwić, że przynosi kokosy. W sezonie miasteczko odwiedza 300 tys. turystów. Nie licząc przepełnionych toi-toiów i knajp przy plaży, gdzie trzeba uprosić obsługę o kluczyk, są tylko dwa publiczne WC.
Tak rodzi się polski toaletowy problem. Szaletów publicznych jest mało, a standardy higieniczne mizerne. Z kolei u prywaciarzy, jak wspomniany już przedsiębiorca Tomasz, jest drogo, jakby WC było luksusem na miarę mercedesa. W efekcie mamy problem z zasikanymi zaułkami miast. Nad morzem śladem po niezaspokojonej potrzebie są papierki rozsiane na wydmach. Kto wypłynął w rejs po Mazurach pod koniec wakacji, ten wie, że zacumowanie do "dzikich wysp" na północ od Giżycka grozi wdepnięciem już przy pierwszym kroku. Dopiero niedawno porty zaakceptowały darmowe opróżnienie toalety chemicznej.
Toaletowy biznesmen opowiada, że kiedyś uległ prośbom lokalnych urzędników i obniżył ceny. Pożałował. Klienci regularnie obsikiwali podłogę i ściany. Mocz i inne zanieczyszczenia wnikały mikroszparami do ścian kontenera. Po jednym sezonie budka kosztująca 140 tys. zł nadawała się do remontu. Ze względu na zapachy potrzebna była wymiana izolacji.
Maksymalizacja zysku to zresztą zasada większości przetargów na publiczne toalety. "Komisja wybierze tę ofertę, która będzie oferowała najwyższy miesięczny czynsz" - zastrzegli w niedawnym przetargu na publiczny szalet urzędnicy z Łodzi. Przy narzuconych cenach 1 zł za skorzystanie z ustępu, 80 gr za pisuar i 50 gr za umycie rąk, dzierżawca musi ciąć koszty.
- Oszczędza się na mydle, papierze toaletowym, ręcznikach oraz inspekcjach obsługi sprzątającej zanieczyszczenia - ujawnia przedsiębiorca. Na zysku szaletu może zaważyć nawet stawka wynajęcia babci klozetowej. Musi mieć opłaconą pensję minimalną albo płacone według godzinowej stawki minimalnej. Osobny problem to też tak zwani "wrażliwi klienci". - Zwłaszcza kobiety zagłuszają kłopotliwe odgłosy, spuszczając wodę. 3-4 razy naciskają spłuczkę co podwyższa rachunek za odprowadzane ścieki - opowiada dzierżawca. Dlatego musi być drogo i elitarnie.
WC luksusem. Ile powinniśmy płacić?
- Jeśli chcemy zmniejszyć problem dostępności toalet, powinny powstawać przede wszystkim publiczne szalety. Opłata powinna być ustalona na poziomie 1 zł. Mniej powinno być w tym biznesu, a więcej misji publicznej - uważa Łukasz Trębacz, prezes firmy Gigant Toalety Publiczne z Gorzowa Wielkopolskiego. Złotówka to z jego doświadczenia najbardziej akceptowalna przez Polaków stawka opłaty. W biznesie toaletowym jego rodzinna firma robi od prawie 30 lat. Wcześniej produkowała plastikowego toi-toie. Teraz jest pionierem produkcji najnowocześniejszych toalet samoobsługowych.
Trębacz twierdzi, że od 5 lat idzie ku dobremu. - Presja obywateli wymusiła na samorządach inwestycje w toalety - dodaje, pokazując zdjęcia realizacji z Krakowa, Gorzowa Wielkopolskiego, Tomaszowa Lubelskiego. Dodaje, że można mówić o boomie. Jeszcze niedawno firma produkowała eleganckie szalety głównie do pokazania możliwości technologicznych albo na eksport np. do Dubaju i Kataru.
Największy "toaletowy kontrakt" w Polsce przeprowadziła Warszawa. Łącznie ma 49 publicznych szaletów. To rewolucja podobna do tej, jaką w stolicy przeprowadził prezydent Stefan Starzyński - budując 13 toalet i 11 pisuarów. Jak podkreślają warsawianiści, wiele z historycznych obiektów znikło z map po przebudowie na bary i lokale z piwem.
Uwaga! 20 minut do otwarcia drzwi
Przetarg w stolicy był przygotowywany przez rok. Aby go wygrać, Gigant pokazał coś, czego nie mieli konkurenci. Wandaloodporną toaletę, która dzięki zastosowanym materiałom działa od 12 lat. Obecnie standard to ściany z granitu lub betonu, wykończenia w polerowanej stali, zamki i zawiasy drzwi o odporności lepszej niż w drzwiach antywłamaniowych. Do tego monitorująca przybytek elektronika. - Żeby w toalecie nie koczowali bezdomni czy narkomani, wprowadziliśmy limit czasowy. Po 19 minutach klient otrzymuje powiadomienie, że czas już opuścić toaletę. Po 20 minutach drzwi samoczynnie otwierają się na oścież - tłumaczy prezes Trębacz.
Ile kosztuje takie WC-cacko? Dwustanowiskowy szalet to wydatek powyżej 300 tys. zł. Jeśli jednak chcecie zobaczyć prawdopodobnie najbardziej elegancka toaletę w Polsce należy zajrzeć do restauracji Belvedere w Łazienkach Królewskich. Stąpa się tam po wykładzinie, a ściany nawet przy pisuarach wyłożone są pluszem. Jakim cudem jest czysto i nie ma plam, to już tajemnica obsługi.
Do nadrobienia jest nie tylko infrastruktura. - Gigantyczna praca musi być wykonana w sprawie kultury samych Polaków. Moi pracownicy stale się skarżą na to, co klienci zostawiają po sobie. Wchodzi kulturalny pan w garniturze, a zostaje po nim brązowe pobojowisko - zwierza się dzierżawca toalet. W najgorszych lokalizacjach (PKP) wprowadza inspekcję co kilka godzin.
Z wierzchu błysk. Zło czai się na klamce i ścianach
Że jest coraz lepiej mówią też inspektorzy służb sanitarnych. - Po skontrolowaniu 23 publicznych WC, znajdujących się pod nadzorem Powiatowej Inspekcji Sanitarnej w Warszawie ujawniono tylko jeden brudny. W dwóch stwierdzono zły stan techniczny, ubytki w terakocie itp. Wydano jedną decyzję administracyjną o doprowadzeniu do odpowiedniego stanu sanitarno-technicznego. Jeden mandat - wylicza Joanna Narożniak, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno Epidemiologicznej w Warszawie.
Tu ważne ostrzeżenie, kontrole odbywają się tylko "na oko". Nikt nie bada toalet pod względem mikrobiologicznym. Jeśli uważacie, że nie siadając na desce klozetowej, uchronicie się przed obecnymi tam bakteriami i wirusami, to jesteście w błędzie. Największe zło w takich miejscach czai się nie na sedesie, lecz na klamkach, wszelkich uchwytach, ścianach oraz na podłodze - piszą naukowcy z Uniwersytetu Auburn w USA. W swojej pracy udowadniają, że pozornie niewinne spuszczenie wody rozpyla wraz z kropelkami bakterie kałowe oraz te zawarte w moczu.
Tak najłatwiej zarazić się na przykład grypą. Z szaletu możemy wyjść doposażeni w zarazki powodujące m.in. wirusowe zapalenie wątroby typu A, owsicę, giardiozę tasiemczycę, toksokarozę. Na brudnych rękach z łatwością można przenosić bakterie tj. E. coli, Salmonellę, gronkowca, rotawirusy. Dlatego biznes toaletowy odpowiedział powstaniem WC uzbrojonych w technologię automatycznego oczyszczania, z dezynfekcją ścian włącznie.
Praktyki mycia rąk po korzystaniu z toalety przestrzega, według amerykańskich badań, zaledwie 67 proc. ludzi. Światowa Organizacja Zdrowia utrzymuje, że mycie rąk wodą i mydłem mogłoby znacząco zapobiec rozpowszechnianiu się wielu chorób, jak np. biegunka, oraz zredukować nawet o 50 proc. liczbę zgonów nią spowodowanych.