HistoriaPolska okupacja Niemiec. Żołnierze gen. Maczka administrowali częścią brytyjskiej strefy okupacyjnej

Polska okupacja Niemiec. Żołnierze gen. Maczka administrowali częścią brytyjskiej strefy okupacyjnej

Po zakończeniu II wojny światowej Polacy walczący u boku zachodnich aliantów administrowali częścią brytyjskiej strefy okupacyjnej. Do 1947 r. część terytorium Niemiec kontrolowali żołnierze generała Maczka.

Polska okupacja Niemiec. Żołnierze gen. Maczka administrowali częścią brytyjskiej strefy okupacyjnej
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Polka w niemieckim mundurze kontroluje dokumenty przy obozie Haren po jego wyzwoleniu, 7 maja 1945 r.

08.05.2015 15:52

9 kwietnia 1945 r. żołnierze 1. Dywizji Pancernej mieli szczególne powody do euforii. Gąsienice polskich shermanów zaczęły ryć niemiecką ziemię. 12 kwietnia husarze Maczka wyzwolili Stalag w Oberlangen pełen Polek z AK wziętych do niewoli po upadku powstania. Koniec wojny zastał maczkowców w Wilhelmshaven. Wkrótce 1. Dywizja Pancerna wraz ze spadochroniarzami z 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej rozpoczęła okupację rejonu Niemiec wzdłuż holenderskiej granicy.

O to, abyśmy dostali swoją strefę okupacyjną, nasz rząd starał się już od 1942 r. Zachodni alianci, czyli główni decydenci w tej sprawie, grali jednak pod dyktando Stalina. Sowiecki dyktator nie chciał zaś oczywiście słyszeć o jakimkolwiek wzmocnieniu czy symbolicznym choćby nagrodzeniu burżuazyjno-obszarniczej Polski i jej wojska. Jednak Anglicy myśleli praktycznie. W kwietniu 1945 r. na terenach zajętych przez 1. Dywizję Pancerną znalazła się ogromna ilość polskich jeńców i robotników przymusowych (tzw. dipisów, od DP - displaced person). Ktoś musiał się nimi zająć.

Przerzucenie części odpowiedzialności za okupację Niemiec na Polaków zredukowałoby brytyjskie koszty. Po drugie, po zakończeniu wojny Churchill skrycie szkicował operację "Unthinkable", czyli scenariusz wojny z Sowietami. W takim przypadku bitne i antykomunistycznie zmotywowane wojska polskie bardzo by się przydały.

Doszło więc do rozwiązania połowicznego. Zdecydowano, że nie będzie żadnej piątej polskiej strefy okupacyjnej - obok francuskiej, brytyjskiej, amerykańskiej i sowieckiej - o co tak usilnie zabiegał gen. Władysław Anders. Wojsko Polskie będzie natomiast składnikiem brytyjskich sił okupacyjnych, a polska ludność otrzyma czasową zgodę na osiedlenie się w wybranych niemieckich miejscowościach.

Pośród bagien

Emsland to część Dolnej Saksonii rozpościerająca się nad rzeką Ems płynącą wzdłuż granicy z Holandią. Był to jeden z biedniejszych rejonów Niemiec. Rolniczy, narażony na powodzie, podmokły i poprzecinany kanałami. Stanowił też najdalej na północ wysunięty bastion niemieckiego katolicyzmu. W 1932 r. na nazistów głosowało tu raptem 7 proc. uprawnionych przy 80-procentowym poparciu dla chadeków. W sąsiedniej Fryzji (którą też częściowo okupowali Polacy) poparcie dla NSDAP było już kolosalne. Taka konfiguracja polityczna Emslandu była tylko z pozoru korzystna dla polskich okupantów. Miejscowa ludność była zrazu uległa, załamana klęską, posłuszna zdobywcom. Nie identyfikując się jednak z narodowym socjalizmem, nie do końca rozumiała potrzebę zadośćuczynienia ofiarom III Rzeszy.

Po kapitulacji Niemiec nasze jednostki rozgościły się głównie wzdłuż rzeki Ems oraz biegnącej z północy na południe drogi łączącej Leer i Lingen, Wschodni kraniec strefy przejęli też spadochroniarze z 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej.

Podobnie rozmieszczone były osiedla dla "dipisów" i byłych jeńców. Część z nich musiała pozostać w osiedlach barakowych, inni mieli więcej szczęścia - znalazły się dla nich domy we wsiach, skąd wysiedlono Niemców. Liczba zamieszkałych w nich Polaków wahała się od 500 do 2000 mieszkańców. Najsłynniejsze stało się oczywiście miasto Haren, które otrzymało nieoficjalną nazwę Maczków. Wysiedlani Niemcy mogli zabrać rzeczy osobiste, ubranie, pościel bez materacy, jedzenie i zwierzęta. Cały sprzęt domowy miał zostać na miejscu. Pierwsi Polacy przybyli do Maczkowa 21 maja.

Polscy żołnierze rekwirowali niemiecką broń, pilnowali przestrzegania godziny policyjnej, ograniczeń w ruchu i przemieszczaniu się. Dokonywali zatrzymań podejrzanych o członkostwo w SS, RSHA i NSDAP (tu wykazywali zrozumiały zapał), pełnili warty, wykonywali wszelkie prace saperskie. Mogli jednak samodzielnie rozkazywać Niemcom tylko w kwestii porządku i bezpieczeństwa. Resztą, na przykład wysiedleniami, przenosinami czy rekwizycjami wszelkich dóbr, zawiadowały brytyjskie zarządy wojskowe. Jeśli zatem Polacy potrzebowali jakiegoś świadczenia od Niemców, to za każdym razem musieli zgłaszać się do Brytyjczyków, którzy wydawali niemieckim burmistrzom odpowiednie polecenia.

Osiedla polskich "dipisów", na czele z Maczkowem, podlegały kilku ograniczeniom. Nie wolno było dowolnie obracać mieniem pozostawionym przez Niemców. Polakom nie wolno było handlować z Niemcami ani nabywać ziemi. Perspektywy takiego handlu były wszak całkiem niezłe - Niemcy chętnie pozbywali się samochodów (mieli zakaz ich używania), płodów rolnych czy skór. "Dipisi" mieli zaś większy dostęp do towarów przemysłowych. Wrośnięcie Polaków w niemiecką gospodarkę i powstanie w ten sposób lokalnego polskiego kapitału było ostatnią rzeczą, jakiej chcieli Brytyjczycy.

Poza tymi niedogodnościami polskie osady cieszyły się samorządem. Maczków miał wybieralnego cywilnego burmistrza (został nim Mieczysław Futa) i radę miasta. Istnieli dzielnicowi i sołtysi, sąd obywatelski o uprawnieniach cywilnego. Kadry urzędu miasta zapewniały uwolnione z Oberlangen kobiety z AK. Polacy zmienili nazwy ulic na swoje.

W miejscowej parafii udzielono naszym rodakom do 1948 r. 98 ślubów i 25 chrztów. Maczków nie miał szans rozwinąć się gospodarczo. Miejscowe zakłady metalowe (produkcja narzędzi), warsztat samochodowy i fabryka zabawek oraz pomocy naukowych działały tylko na potrzeby "dipisów" oraz żołnierzy. Polska energia znalazła jednak ujście w działalności edukacyjnej i kulturowej. Pod względem liczby stowarzyszeń, wystawianych przedstawień, publikacji, kursów, szkoleń i realizacji obowiązku szkolnego polskie miasteczka górowały nad wszystkimi sąsiednimi miejscowościami niemieckimi. Wynikało to zapewne z nadreprezentacji osób o pochodzeniu inteligenckim. Maczków był przy tym miasteczkiem tętniącym nieustanną zabawą. Kwitło w nim życie towarzyskie. W odwecie

Żołnierze 1. Dywizji Pancernej i 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej przejawiali olbrzymią chęć odwetu na Niemcach.

"Weszliśmy na terytorium niemieckie i doznaliśmy pomieszania uczuć - pisał płk Franciszek Skibiński, dowódca 10. Brygady Kawalerii Pancernej. - Z jednej strony świadomość, że jesteśmy w kraju śmiertelnego wroga. Z drugiej był to po Francji, Hiszpanii, Portugalii, Anglii, Belgii i Holandii kraj wreszcie podobny do Polski. Te same pola. Czterokołowe dawno niewidziane wozy. Ludzie podobnie ubrani. Budynki jak w Poznańskiem albo na Pomorzu. Robiłem wszystko, co mogłem, żeby nasi żołnierze nie wyszli z dotychczasowej formy i żeby zachowywali się tak, aby Niemcy bali się ich, ale szanowali. Żadnych gwałtów i żadnych rabunków. Wachmistrz szwadronu ma prawo wezwać sołtysa i rozkazać, aby dostarczył do kuchni pięćdziesiąt białych kogutów w czarne cętki, ale nie wolno urządzać dzikich indywidualnych pogoni ze stenem za kurami".

Zamierzenia te w większości zostały spełnione. Do gorszących scen doszło jednak na wyspie Wangerooge, gdzie pijani pancerniacy dokonali wielu rozbojów i grabieży. Do odosobnionych przypadków przestępstw doszło w Jever, gdzie w odwecie za poniżanie robotnik przymusowy, przy współudziale polskich żołnierzy, zabił swojego byłego bauera-prześladowcę.

Polska przestępczość nie odbiegała od ówczesnej średniej, a w porównaniu z ekscesami żołnierzy amerykańskich czy francuskich Polacy jawili się jako anioły. Skutkowało to sporą liczbą mieszanych związków i kontaktów seksualnych między okupantami i podbitym narodem. Na przykład w Aschendorfie miejscowe Niemki chętnie fraternizowały się ze stacjonującymi tam polskimi saperami.

Więcej przestępstw popełnili "dipisi". Byli to często ludzie bardzo młodzi, wywiezieni do Rzeszy na skutek łapanek.Przez ostatnie pięć lat nie chodzili do szkoły, nie mieli wokół sobie autorytetów. Często widzieli, jak Niemcy zabijają im najbliższych. Na co dzień byli świadkami przemocy i padali ofiarą drwin oraz poniżania. Wszystko to powodowało demoralizację i chęć zemsty.

Polscy dipisi szybko zaczęli organizować się w bandy rabunkowe. W nocy z 29 na 30 lipca 1945 r. jedna z nich - licząca 60 osób - zaatakowała wieś Paderborn, gdzie spaliła sześć domów, zabijając ośmioro mieszkańców, w tym kobiety i dzieci. Pancerniacy i spadochroniarze musieli takie bandy rozbijać.

W sierpniu przestępczość spadła, choć zdarzały się przypadki, że polscy żołnierze kryli "dipisów" mających na koncie mniejsze przewiny. We Freren niemiecki policjant Ollk wpadł na trop polskiego złodzieja rowerów. Spotkała go po kilku godzinach następująca przygoda: "Sam udałem się na posterunek polskich policjantów we Freren, aby omówić przebieg dalszego postępowania. Gdy szedłem tam, zatrzymało mnie wielu polskich żołnierzy, wyzywając w najgorszy sposób, jak np. k...a, psiakrew, pies itd. Żołnierze ci nie pozwalali mi iść dalej i zbliżyli się do mnie niebezpiecznie". Ollk dotarł ostatecznie do polskiej komendantury, ale oczywiście niczego nie wskórał.

Słowami mającymi w Emslandzie ogromną moc sprawczą były "bauer gut" (rolnik w porządku). Nazwany w ten sposób Niemiec mógł w zasadzie liczyć na w miarę spokojne życie. Zdarzało się, że polskie patrole wojskowe przechadzały się po okolicy, mając za przewodników byłych robotników przymusowych, którzy w ten sposób przesądzali o losie miejscowych rolników będących jeszcze niedawno ich panami. Były jednak także przejawy wzajemnej życzliwości. Choćby w miejscowości Vollen, gdzie po jednej stronie drogi mieszkali Polacy, a po drugiej Niemcy.

Postawa Niemców się zmieniała. Do czerwca 1945 r. byli krańcowo ulegli i wykonywali wszelkie polecenia władz okupacyjnych, włącznie ze schodzeniem Polakom z chodnika i kłanianiem się. Już w lecie jednak zaczęli sobie poczynać śmielej, wiedząc, że polskie panowanie nie potrwa długo. Symptomatyczna jest sytuacja opisana przez brytyjskiego oficera łącznikowego przy 1. Dywizji Pancernej: "Jakaś dziewczyna spycha polskiego oficera i mnie z chodnika. Tego już za wiele! Mówię jasno, z kim ma do czynienia. Polak jest zachwycony, że miękcy Anglicy potrafią być tak zdecydowani. Pewien niemiecki żołnierz, który się temu przyglądał, opowiada ludziom stojącym wokół, co Niemcy zrobiliby z taką dziewczyną w Rosji lub w Polsce".

W Emslandzie nie było mowy o żadnym poważnym sabotażu, ale już w lutym 1948 r., gdy Polacy opuszczali Maczków, doszło do regularnych bójek z Niemcami, którzy twierdzili, że Polacy nie mają prawa zabrać ze sobą mebli, które stanowiły wyposażenie polskiej szkoły.

Repatriacja

Polska okupacja Emslandu trwała do 1947 r., polscy cywile pozostali tam jeszcze niecały rok. Z całej brytyjskiej strefy okupacyjnej do PRL wyjechało około 50 proc. "dipisów". W strefie okupacyjnej 1. Dywizji Pancernej ten współczynnik był o kilkanaście procent mniejszy. Dowództwo prowadziło tutaj silną antykomunistyczną agitację. Jeden z miejscowych PPR-owców relacjonował, w charakterystyczny dla swojej formacji mało gramatyczny sposób: "Księża, mówiąc, że do ojczyzny jeszcze nie tak wnet powrócimy, nawoływali do sakramentów świętych i w doniosłych kazaniach wytykali nibykomunistyczną Polskę. Pospólstwo coraz bardziej dało się przerobić, już tak dalece, że ci, którzy powracali do kraju, krzyczano: komuniści, idą się zapisać na rzecz Rosjan".

Za powrotem do kraju przemawiały przede wszystkim względy osobiste i rodzinne. Wielu "dipisów", którzy wciąż mieszkali na osiedlach barakowych, odczuwało obecną sytuację jako gorszą niż za czasów niewoli u niemieckich rolników. W obozach nie było pracy, kulała opieka sanitarna, brak było prywatności. Wyjeżdżali zatem głównie młodzi samotni mężczyźni. Za pozostaniem na Zachodzie optowali ci, którzy wiedzieli dokładnie, z czym wiążą się "dobrodziejstwa sowieckiego raju". Żołnierze Maczka pochodzili jednak głównie z zachodniej Polski, a więc słyszeli o koszmarze rządów komunistycznych z drugiej ręki. Zostawali również Polacy, którzy w Maczkowie i sąsiednich miejscowościach zdążyli się zaaklimatyzować oraz założyć rodziny. Ich potomkowie żyją tam do dziś.

Korzystałem z książki Jana Rydla "Polska okupacja w północno-zachodnich Niemczech 1945-1948".

Jakub Ostromęcki, Historia do Rzeczy

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
historianiemcyiii rzesza
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)