Polska głucha i ślepa. Rozpoznanie z powietrza nie istnieje
Od początku eskalacji kryzysu na wschodzie Europy wzdłuż granic Rosji i Białorusi latają szwedzkie, niemieckie i amerykańskie samoloty rozpoznania radioelektronicznego. Polskich zabrakło. "Naturalny lider międzymorza" nadal przesuwa programy zakupu maszyn rozpoznawczych. Żeby nie pozostać ślepym i głuchym, musi liczyć na uprzejmość sojuszników.
Tylko 18 stycznia nad Bałtykiem, krajami bałtyckimi, Ukrainą, Rumunią i Morzem Czarnym latało dziesięć samolotów rozpoznawczych NATO i Szwecji. Zwiadowczy parasol był rozłożony od morza do morza. Z Wielkiej Brytanii aż nad Morze Czarne wybrał się RC-135W. Nad Ukrainą krążył amerykański E-8C. Samoloty rozpoznawcze US Navy krążyły nad Bałtykiem i cieśninami, prowadzącymi na Morze Północne. Nad krajami bałtyckimi latał RC-12X, należący do US Army. Dwa szwedzkie Saaby poruszały się od Zatoki Botnickiej do Zatoki Pomorskiej.
Z dużych krajów, zainteresowanych mobilizacją rosyjskiego wojska, zabrakło jedynie Finów i Polaków. Tych pierwszych, ponieważ w ramach współpracy państw skandynawskich akurat tego dnia dyżur pełnili Szwedzi, jednak fińskie Learjety ruszą już w kolejnych dniach. Z kolei Polska nad międzymorze nie wysłała żadnej maszyny, ponieważ żadną nie dysponuje.
Samoloty walki radioelektronicznej wykorzystywane są do prowadzenia wywiadu elektromagnetycznego - rozpoznania, przechwytywania łączności i sygnatur urządzeń potencjalnego przeciwnika. W operacjach ofensywnych mogą zakłócać działanie radarów i łączności, ułatwiając przełamanie obrony.
Zobacz też: Czego chce Putin? Ekspert wymienia trzy główne cele
Obecnie samoloty NATO rozpoznają i przechwytują łączność rosyjskich jednostek koncentrujących się na obszarze Zachodniego Okręgu Wojskowego. Dzięki temu mogą zorientować się, jakie jednostki, w jakiej ilości i stanie gotowości bojowej Rosjanie zmobilizowali.
Walka elektroniczna po polsku
Dotychczas polskie lotnictwo posiadało tylko jeden typ samolotu walki radioelektronicznej dalekiego zasięgu. W drugiej połowie lat 60. XX wieku dowództwo Lotnictwa Operacyjnego zdecydowało o przebudowie dziesięciu sztuk bombowych Ił-28 na maszyny WRE. Zamontowano na nich stację rozpoznania radiotechnicznego SRS-2 i stację aktywnych zakłóceń elektronicznych SPS-2. Tak wyposażone maszyny oznaczono jako Ił-28E i utworzono z nich 22 Pułk Lotnictwa Rozpoznania Operacyjnego. Od wycofania ich z linii w 1974 roku nie posiadamy samolotów tej klasy.
Polska obecnie prowadzi dwa postępowania na samoloty rozpoznawcze. Jedno dla Marynarki Wojennej o kryptonimie Rybitwa. Kolejne dla Sił Powietrznych pod kryptonimem Płomykówka. Początkowo program był jeden. W 2008 roku MON postanowił kupić samoloty zdolne do kompleksowego rozpoznania i zwalczania okrętów podwodnych.
Cztery lata później zmodyfikowano założenia, a w 2013 roku wojskowi zatwierdzili "Koncepcję osiągnięcia zdolności w zakresie rozpoznania, patrolowania akwenów morskich oraz wykrywania i zwalczania okrętów podwodnych z wykorzystaniem samolotów C-295MPA/ASW".
Ministerstwo szacowało koszt zakupu na 1-1,4 mld. zł. Wówczas brano pod uwagę, że nośnikiem wyposażenia WRE będą wykorzystywane przez Siły Zbrojne samoloty CASA C-295M, których wersje walki elektronicznej i Zwalczania Okrętów Podwodnych produkuje Airbus. Decydenci zdecydowali, że jedna platforma nie tylko uprości szkolenie personelu, ale także znacznie obniży koszty eksploatacji.
W 2015 roku, po zmianie rządów, ministerstwo ogłosiło, że koncepcja nigdy nie była konsultowana z urzędnikami MON i prace rozpoczęły się od nowa. Wówczas program został podzielony na dwa – Rybitwę i Płomykówkę.
Wieczna analiza
Faza analityczno-koncepcyjna w obu programach rozpoczęła się w 2016 roku. Na Rybitwę miała się zakończyć w 2017 roku, Płomykówkę rok później. Zgodnie z planami trzy samoloty miały trafić do Sił Powietrznych do 2023 roku. Marynarka Wojenna miała otrzymać swoje trzy maszyny w latach 2023-30.
Do obu programów zgłosiło się łącznie kilkunastu producentów. Jeszcze w 2017 roku największe szanse dawano C-295M. Jednak pojawiają się informacje, że w ramach Płomykówki brany jest także pod uwagę amerykański Gulfstream G550, które MON kupił dla VIP-ów. Z kolei do Marynarki Wojennej może trafić P-8 Poseidon, który jest produkowany na bazie Boeinga 737, lub Bombardier Challenger 604.
W międzyczasie zmienili się ministrowie obrony i równocześnie priorytety. Ministerstwo nie wspomina o postępowaniu na samoloty morskie, a Plan Modernizacji Technicznej został utajniony, więc od 2019 roku nie wiadomo, jakie są postępy w programie. Można mieć pewną nadzieję na uzyskanie informacji dzięki innym państwom członkowskim, ponieważ w 2018 roku Polska przystąpiła do programu NATO, który ma na celu pozyskanie wielozadaniowego samolotu morskiego, przeznaczonego do patrolowania i zwalczania okrętów podwodnych.
Nieco więcej wiadomo o Płomykówce. Program złapał sporą zadyszkę, ponieważ dopiero w tym roku zakończy się praca analityczna. Wiadomo jednak, że program nadal znajduje się PMT na lata 2021-35. Niestety MON nie zdradza, kiedy nastąpią kolejne etapy procedury i w jakich latach lotnicy mogą liczyć na dostawę nowych maszyn. Na razie polscy żołnierze muszą liczyć na pomoc sojuszników.