Zamiast bomby - śledzie
W końcu uległa także szyba. Niestety, otwór był za mały i mężczyzna zamiast wrzucić trzymane w drugiej ręce zawiniątko i uciec na bezpieczną odległość, przeciskał je niemal siłą. "Kiedy bomba - bo rzecz jasna była to bomba - wpadła do przedziału, siła eksplozji ciężko raniła tylko jednego z żołnierzy, cały zaś impet poszedł w okno i cisnął biegnącymi po peronie mężczyznami na pobliski płot.
W tym samym momencie od strony lokomotywy działy się rzeczy nie mniej groteskowe. Mężczyzna pracowicie umieścił dynamit pod torami, aby uniemożliwić pociągowi ucieczkę. Przysypał ładunek ziemią, ale nie zwrócił uwagi, że była ona wilgotna. Kiedy usiłował go odpalić, ten nie eksplodował. Zdesperowany mężczyzna wyciągnął więc browning i zaczął gorączkowo strzelać nim w... lokomotywę. O dziwo skutecznie - kolejarzom puściły nerwy i mężczyzna opanował sytuację, wyprowadzając ich z pojazdu".
Akcja toczyła się także w trzecim punkcie - w budynku dworca. "Miał on zostać opanowany, więc podróżni i pracownicy kolei zostali spędzeni do jednego miejsca i byli pilnowani przez uzbrojony oddział, by nie przeszkodzili w napadzie. I tu poszło niezupełnie zgodnie z planem. Napastnicy byli tak zaabsorbowani strzałami na zewnątrz, że ludzie, równie zaaferowani, zaczęli rozłazić się po terenie stacji. Owszem, wkrótce udało się zamknąć wszystkich na powrót w budynku, tyle że pilnował ich mężczyzna trzymający w jednym ręku pistolet, w drugim zaś wyglądające na bombę zawiniątko ze starych gazet. Owe gazety nie zawierały bynajmniej dynamitu, lecz... kilka całkiem zwyczajnych śledzi" - opisuje całe zajście Wojciech Lada.
Na zdjęciu: list gończy z 1887 r. wysłany za Józefem Piłsudskim.