ŚwiatPolscy imigranci w USA - kim i dlaczego tu są?

Polscy imigranci w USA - kim i dlaczego tu są?

Polonijny miesięcznik "Polish News" zastanawia się, kim są polscy imigranci W Stanach Zjednoczonych:
Czytając gazetę, wodząc oczami po ogłoszeniach na filarze w centrum miasta, a nawet przeglądając kartę dań w restauracji zatrzymamy się, jeżeli nasz wzrok napotka to jedno niepozorne słowo: emigracja. Nieomylnie i bardzo szybko wyłowimy je z szeregu wielu innych, choćby wybite było najmniejszą czcionką, a nieuważny drukarz pozostawił je na wpół tylko czytelne czy ucięte wraz z końcem strony. Czasami minie dłuższa chwila, nim potoczymy wzrokiem dalej, podejmiemy przerwany spacer, zanim życie potoczy się znowu przed siebie.

Kim jesteśmy? Polako-Amerykanie, Amerykano-Polacy, Polacy przyprawieni amerykańskością, Polacy broniący się przed zamerykanizowaniem, Polacy mieszkający w USA u progu nowego tysiąclecia?

Upadek komunizmu w Polsce można śmiało przyjąć za punkt zwrotny w polskiej emigracji. Po wiekach zaledwie na chwilę przerwanej okupacji, po jarzmie zaborów i jarzmie narzuconego systemu, Polska ponownie stała się wolna, zależna tylko od tych, którym na sercu leży jej rozwój i wyniesienie na godna międzynarodowa pozycje. Jeżeli ktoś nadal chciałby tłumaczyć swoje mieszkanie poza granicami rodzimego kraju jakąkolwiek "sytuacją polityczną", czyniłby w tym momencie tylko płytkie wymówki. I odwrotnie: we wczesnych latach dziewięćdziesiątych od patriotów wręcz oczekiwało się powrotu na łono ojczyzny. Podnoszącej głowę Polsce potrzebni przecież byli ci, którzy dzięki emigracji doświadczyli demokracji z pierwszej ręki oraz poznali reguły gry wedle których postępują kapitalistyczne rynki Zachodu.

Część z nas rzeczywiście spakowała walizki i ruszyła z powrotem przez Atlantyk. Ale o wiele większa część pozostała. I to był właśnie przełom. Po raz pierwszy od kilku, kilkunastu, a dla niektórych nawet i od kilkudziesięciu lat, trzeba było sobie bowiem ponownie zadać pytanie: Dlaczego tu jestem?

Co mnie trzyma w kraju, który przywykłem (lub może nawet nie) nazywać drugą ojczyzną? Mogę wrócić, czemu tego nie robię?

Być może większość ma na to pytanie bardzo proste i oczywiste odpowiedzi: Bo stworzyliśmy tutaj dom. Bo mamy dzieci, które chodzą tutaj do szkoły i czują się bardziej Amerykanami niż Polakami. Bo standard życia, na jaki sobie tutaj zapracowaliśmy, jest i prawdopodobnie jeszcze przez wiele lat będzie wyższy od tego, co może nam zaoferować ojczyzna. I wreszcie, bo człowiek nie ma daru, by ujmować sobie lat i każdy koniec roku tylko przypomina mu o ile mniej czasu ma do spędzenia na ziemskim padole. Nie oszukujmy się, każdy powrót, choć z założenia kontynuacja, to jednak przecież zaczynanie od nowa. Ile razy można się wykorzeniać i zakorzeniać na nowo, ile razy budować i burzyć swój dom, ile razy rzucać za siebie monetę do rzeki i odchodzić nie oglądając się?

Nie twierdze, że emigracja jest wygodna. Może być wyjściem, pomysłem, rozwiązaniem, nawet wyzwaniem, ale wygody, zwłaszcza psychicznej, nader w niej mało. Po roku 1989 komfortu psychicznego ubyło nam jeszcze bardziej. Decyzja pozostania w obcym kraju zmusiła nas bowiem do zrewidowania naszego stosunku do polskiej tożsamości. Jeżeli dobrowolnie, bo już nie pod presją niekorzystnej sytuacji politycznej wybieram sobie obcy kraj za ojczyznę, czy oznacza to również wybór asymilacji? Asymilacji większej niż do tej pory? Czy może na odwrót? Ponieważ mój kraj stał się niezależny, silny i jestem z niego dumny, mam powody by jeszcze bardziej podkreślać moje pochodzenie i moje z nim związki?

To drugie nastawienie może wręcz prowadzić do dezasymilacji z miejscem, które przez ileś lat było jednak dla nas domem. I wreszcie, bez względu na to, która postawa bardziej do nas przemawia, nasze próby objaśniania amerykańskim znajomym przyczyn, dla których wciąż nosimy płaszcz emigranta i tak będą o wiele bardziej zawiłe niż poprzednio. Czy w takiej sytuacji można mówić o jakimkolwiek wewnętrznym spokoju?

Oczywiście, "x" lat spędzonych tak daleko od kraju nauczyły nas jak radzić sobie z nostalgią i melancholią. Specyfika amerykańskiej obyczajowości - jak nie pokazywać po sobie rozdarcia, tęsknot i wątpliwości. W czasie odwiedzin w Polsce, na spotkaniach ze znajomymi Polonusami być może nawet potrafimy wyglądać na szczerze szczęśliwych i zadowolonych z tego jak pokierował nami los, ale czy takie było nasze przeznaczenie?

Takie ambicje? Czego nie udało nam się osiągnąć i czego najbardziej będziemy żałować? Z czego się cieszyć?

Odpowiedzi na te pytania jest zapewne tyle, albo i więcej, niż nas samych. (ESM /pr)

emigracjapolskausa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)