"Polowanie na Lisy", czyli co robią chińscy szpiedzy w USA?
Chińska kampania antykorupcyjna już dawno wyszła poza granice państwa. Tylko w ubiegłym roku Pekin sprowadził do kraju prawie 1000 podejrzanych, którzy żyli poza granicami Chin. Teraz okazuje się, że władze Państwa Środka są na tyle zdeterminowane, że uciekają się nawet do wysyłania szpiegów, których jedynym zadaniem jest ściągnięcie Chińczyków do ojczyzny. O sprawie zrobiło się głośno, gdy rząd Stanów Zjednoczonych upomniał Chiny w związku z zakamuflowaną działalnością agentów na terenie USA. Nieustępliwość chińskich "myśliwych" może pomóc Xi Jinpingowi w konsolidacji władzy, ale równocześnie może zaszkodzić chińskiemu liderowi w przededniu jego pierwszej wizyty w Stanach Zjednoczonych.
"Polowanie na Lisy" zaczęło się w ubiegłym roku. W założeniu miało polegać na wyłapaniu chińskich zbiegów i odzyskaniu funduszy, które mogli zdobyć w wyniku nielegalnej działalności. Wszystko miało się odbywać w ramach obowiązującego lokalnego prawa i przy współpracy z służbami i policją danego kraju. Jednak już w grudniu chińscy agenci zostali złapani w czasie potajemnych działań w Australii. O podobnym przypadku mówią teraz Stany Zjednoczone.
Amerykański Departament Stanu ujawnił, że podejrzani Chińczycy byli poddawani "taktykom siłowym". W praktyce oznaczało to, że szpiedzy, którzy przebywali w USA dzięki wizom turystycznym i handlowym, namierzali swojego "lisa" i zastraszali go. W czasie "polowania" często wspominali o rodzinie podejrzanego, dając do zrozumienia, że sporo o nim wiedzą. "Gonitwa", jeśli była udana, swój finał miała w Chinach, gdzie "lis" był "zaganiany" dzięki skutecznej perswazji "myśliwych".
"Tygrysy", "muchy", "lisy"
"Lisy" są dopełnieniem prawdziwego antykorupcyjnego zwierzyńca. Wcześniej chiński lider Xi Jinping, inaugurując kampanię antykorupcyjną, mówił o wyłapywaniu "tygrysów" i "much". Miał wówczas na myśli nieuchronność kary, która miała zostać wymierzona zarówno wysoko postawionym aparatczykom, jak i urzędnikom niskiego szczebla. Początkowo antykorupcyjna polityka Xi spotkała się z aplauzem nie tylko wewnątrz kraju, ale i na arenie międzynarodowej. Szybko zaczęły narastać wokół niej kontrowersje. Zaczęto bowiem mówić, że pod pretekstem walki z korupcyjnym rakiem, który od dziesięcioleci toczy Państwo Środka, przewodniczący pozbywa się także niewygodnych przeciwników politycznych oraz niepewnych oficerów wojskowych **
**. Nie inaczej jest w przypadku "Polowania na Lisy".
"New York Times", który w niedzielę nagłośnił temat "polowania", powołując się na przedstawicieli Departamentu Stanu, przybliżył postać Ling Wanchenga, byłego dziennikarza i biznesmena. W 2013 lub 2014 roku zamożny Chińczyk zbiegł z kraju z nie do końca jasnych powodów i za 2,5 mln dol. odkupił od koszykarza ligi NBA luksusową rezydencję u stóp Sierra Nevada w Kalifornii.
Gdy ojczyzna upomniała się o Linga prośbą, Stany Zjednoczone odmówiły jego wydania. Wówczas, według amerykańskiego Departamentu Stanu, Pekin wysłał szpiegów na "polowanie".
Trzy strony medalu
Ling Wancheng to potencjalnie wyjątkowo cenne "trofeum". Jego brat, Ling Jihua, przez wiele lat był najbliższym doradcą byłego chińskiego przywódcy Hu Jintao. Pech chce, że Hu i Xi nie pałają do siebie sympatią. Wielu komentatorów wskazuje na powiązania kolejnych celów kampanii antykorupcyjnej Xi Jinpinga (obecny przewodniczący ChRL) z gabinetami politycznym Hu Jintao (przewodniczący w latach 2003-2013) i Jiang Zemina (przewodniczący w latach 1993-2003). W przypadku Linga Jihua te powiązania są aż nadto wyraźnie, bo doradca Hu jest dziś jednym z najwyżej postawionych podejrzanych w ramach walki z korupcją.
Po co Chinom Ling Wancheng? Teoretycznie mógłby on pomóc w pogrążeniu brata na procesie procesu. Co więcej, sam mógłby znaleźć się na ławie oskarżonych, ponieważ według oficjalnego stanowiska chińskich władz, Ling Jihua został wyrzucony z partii za "przyjmowanie wysokich łapówek osobiście oraz dzięki pomocy rodziny".
Z drugiej strony, z racji polityczno-biznesowych koneksji, Ling Wancheng może znać fakty z życia Xi Jinpinga, których chiński lider wolałby nie ujawniać. Trzeba bowiem pamiętać, że będąc bratem doradcy Hu Jintao, mógł mieć styczność z wieloma informacjami o wadze państwowej. Były analityk CIA ds. Chin, Christopher K. Johnson, na łamach "New York Times" nazwał Linga "skrzynią skarbów. - Bez wątpienia miał on dostęp do wielu interesujących kwestii - mówił.
Jest jeszcze trzecia strona tej układanki. W czasie, gdy jego brat piął się po szczeblach politycznej drabiny, z której został strącony przez Xi Jinpinga, Ling Wancheng umacniał swoją pozycję w biznesie. Szefował pekińskiej spółce inwestycyjnej, dla której zarobił ponad 200 mln dol. Wśród zakładanych celów operacji "Polowania na Lisy" były także próby odzyskania funduszy, potencjalnie zgromadzonych nielegalną drogą, więc nie można wykluczyć, że Pekin chce prześwietlić kieszenie bogatego biznesmena.
Chińskie polowanie na amerykańskiej ziemi
W przypadku Linga chińskie władze wykazują się wyjątkową determinacją. Państwo Środka na "polowanie" wysłało agentów, którzy posunęli się nawet do zastraszania osób mających styczność z poszukiwanym mężczyzną. Tommy Yuan opowiadał na łamach "The Wall Street Journal", jak pewnego razu zaczepili go nieznani mężczyźni, przedstawili się jako członkowie chińskich władz i domagali się wieści na temat Linga. - Jeśli chcesz chronić swoją byłą żonę, powiesz, co chcemy wiedzieć - mówili.
Eks-małżonka Yuana nie pojawia się w tej historii przypadkowo. Kobieta mieszkała razem z Lingiem w luksusowej kalifornijskiej rezydencji po tym, jak biznesmen z niewyjaśnionych przyczyn opuścił Chiny i osiadł w USA. Wygląda na to, że para skutecznie ukrywa się od jesieni ubiegłego roku. Dawni sąsiedzi nie wiedzą, gdzie obecnie przebywa Ling i jego partnerka, a od maja para przestała się kontaktować ze znajomymi.
Tommy Yuan dwukrotnie spotykał się z parą agentów. Po niespodziewanej zaczepce, mężczyzna umówił się z nimi w chińskiej restauracji w Dallas. Obaj przedstawili się najprawdopodobniej fikcyjnym nazwiskiem Wen, a ich telefony szybko zaczęły milczeć i kontakt się urwał. Yuan nigdy nie informował amerykańskich władz o podchodach Chińczyków
USA mają dowody?
Na przykładzie Linga wyraźnie widać, że "Polowanie na Lisy" wykraczało poza deklarowane ramy operacji. Ramy, które zresztą amerykańskie władze zatwierdziły w kwietniu tego roku. Ling Wancheng nie był na liście 40 obywateli, których Chiny chciały deportować z USA. Jego sprawą nie zajmowali się także dwaj chińscy policjanci, którzy oficjalnie są uprawnieni do współpracy przy śledztwach u boku amerykańskich funkcjonariuszy. Zamiast tego "polowanie" odbyło się nieoficjalnie, bez wiedzy Białego Domu, Departamentu Stanu i Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego.
"New York Times" zauważa, że tajna odsłona operacji "Polowanie na Lisy" znacznie odbiega od tradycyjnych i praktykowanych przez obie strony działań wywiadowczych. Szpiegowanie skupia się na gromadzeniu politycznych, ekonomicznych, przemysłowych i wojskowych informacji o obcym państwie przez wywiad danego kraju. Z kolei "polowanie" jest akcją koordynowaną przez chińskie ministerstwo bezpieczeństwa publicznego. Paradoksalnie, zastępy "konwencjonalnych" szpiegów wzbudzają mniejsze oburzenie amerykańskich władz niż załatwianie chińskich interesów na amerykańskiej ziemi przez agentów wywodzących się ze struktur o ściśle chińskim, wewnętrznym charakterze.
FBI oraz Departament Bezpieczeństwa Krajowego, które wyłapują i nadzorują aktywność obcych wywiadów na amerykańskiej ziemi, twierdzą, że zgromadziły sporo dowodów obciążających Pekin. Jak podają przedstawiciele służb USA, amerykańscy agenci monitorowali działanie szpiegów, a także nawiązali kontakty z Chińczykami, którzy byli przez nich nękani.
Amerykańskie trzy razy "Z"
Xi Jinping w przyszłym miesiącu ma po raz pierwszy odwiedzić Stany Zjednoczone. Szpiegowski skandal, nagłośniony niemal w przededniu tej wizyty, dodatkowo utrudnia i tak już szeroką gamę problemów, z którymi do stołu usiądą liderzy dwóch największych potęg na świecie.
Amerykańskie roszczenia wobec Chin można było do tej pory streścić, jako dwa razy "Z", czyli zaprzestanie chińskich cyberataków oraz zaprzestanie budowania sztucznych wysp w basenie Morza Południowochińskiego. Teraz może do nich dojść trzecie "Z" - zaprzestanie "Polowania na Lisy" na terenie Stanów Zjednoczonych.
Zobacz także - Szpiegowskie operacje Mariana Zacharskiego w USA: