Chiny walczą z rakiem korupcji. Na celowniku nawet nietykalna dotychczas armia
Rozpętana przed dwoma laty w Chinach wielka kampania antykorupcyjna nabiera coraz większego rozpędu. Najbardziej zdumiewający i bezprecedensowy jest atak na Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą, dotychczas nietykalnego ptaka w złotej klatce. Chińskie władze jednak nie tyle zwalczają politycznych oponentów, ile walczą o swoją przyszłość - pisze prof. Bogdan Góralczyk dla Wirtualnej Polski.
17.03.2015 10:18
16 marca zwyczajowym rytuałem, tzn. wielką konferencją prasową premiera Li Keqianga zakończyła obrady doroczna sesja chińskiego parlamentu. Przejdzie do historii jako ta, która pierwsza formalnie usankcjonowała niższy (7 proc. PKB w bieżącym roku) wzrost gospodarczy i zakończyła epokę szybkiego dwucyfrowego wzrostu. A ponadto potwierdziła, iż rządząca Komunistyczna Partia Chin (KPCh) utraciła ideologiczny wigor i zamiast "partii rewolucyjnej", jak się poprzednio samodefiniowała, zamieniła się w "partię władzy", a więc swego rodzaju zbiorowego cesarza.
Tegoroczna sesja zapisze się w pamięci nie tylko samymi obradami i debatami, co atmosferą, w jakiej one przebiegały. Zewsząd płynęły bowiem sygnały, że Chiny znajdują się na ogromnym zakręcie i są zmuszone dokonywać zasadniczych zmian. Uruchomiono funkcjonowanie dwóch strategicznych gremiów, powołanych formalnie przed dwoma laty, czyli Narodowego Komitetu Bezpieczeństwa, w ramach prac którego - co znamienne - większy nacisk ma być położony na bezpieczeństwo wewnętrzne niż zewnętrzne. Ponadto zaczyna funkcjonować Wiodąca Grupa ds. Pełnych Reform, podzielona - co też znaczące - na sześć strategicznych zespołów (kolejność nie jest dowolna): "cywilizacji gospodarczej i ekologicznej", demokracji i rządów prawa, oraz systemów: kulturalnego, socjalnego, budowy Partii oraz "dyscypliny i inspekcji".
Generałowie do odstrzału
Raz jeszcze, jak widać, kluczowe znaczenie mają obawy, że w trakcie wykonywania obecnego zwrotu, czyli zmiany modelu rozwojowego i przejścia z fazy szybkiego wzrostu na "zrównoważony wzrost" oraz wewnętrzną konsumpcję w postaci motoru napędowego, może być groźnie i niebezpiecznie, a Chiny - jak im prorokuje znany badacz amerykański David Shambaugh - "mogą się wywrócić". Albowiem znaków ostrzegawczych, a nawet potężnych wyzwań jest wiele, takich jak uwłaszczenie nomenklatury spod znaku KPCh, ogromne rozwarstwienie społeczne, zniszczenie środowiska, a nade wszystko niebywała skala korupcji i defraudacji publicznych środków.
I właśnie korupcja jest tym zagadnieniem, w którego cieniu toczyły się obrady. Albowiem tuż przed ich rozpoczęciem ogłoszono, że aresztowano za nią aż 26 deputowanych, a także - co wyjątkowe, bo armii dotychczas nie ruszano - także 14 generałów, w tym dwóch tak ważnych, jak niedawny szef logistyki Liu Zheng i były szef wywiadu wojskowego Xin Yunming.
Co więcej, według raportu prokuratora generalnego na sesji parlamentu, zatrzymano ogółem 4040 osoby na szczeblu powyżej powiatu i objęto dochodzeniem aż 3064 przypadki korupcji na sumę wyższą od miliona yuanów (ok. 164 tys. dolarów).
Nie dziwi więc, że oficjalna agencja Xinhua podsumowując obrady parlamentu ustawiła całą relację na opozycji: rozwój gospodarczy kontra korupcja. Oczywiście przytoczyła na wstępie słowa szefa Partii i państwa Xi Jinpinga, który tę bezprecedensową co do skali i głębokości kampanię rozpętał. Zapewnił on, że "walka z korupcją nie powstrzyma rozwoju gospodarczego, a wręcz przeciwnie - sprawi, iż wzrost ten będzie zdrowszy".
Gdzie ciąć gangrenę?
O "zdrowiu" państwa dużo mówił też Li Daokai, ekspert z Centrum Chiny w Gospodarce Światowej stołecznego Uniwersytetu Qinghua. Przeprowadził on cały wywód, obszernie wyeksponowany przez Xinhua, który rozpoczął mocnym stwierdzeniem: - Korupcja to rak na procesie rozwoju gospodarczego, a usuwanie korupcji (i osób skorumpowanych) to nic innego, jak pozbywanie się raka.
Takich wywodów w chińskim dyskursie publicznym można spotkać teraz więcej. Analitycy i eksperci spodziewają się, że wkrótce dojdzie do kolejnego spektakularnego procesu pokazowego. Po poprzednim spektaklu i uwięzieniu na długie lata Bo Xilaia, czyli polityka z najściślejszego gremium kierowniczego KPCh (dziś byłby zapewne szefem parlamentu i trzecią osobą w państwie) oraz jego małżonki, skazanych właśnie za korupcję, nadchodzi pora procesu (i spektaklu) w wykonaniu uwięzionego już w lecie ubiegłego roku Zhou Yongkanga, byłego szefa wszechpotężnej chińskiej bezpieki, a potem osoby odpowiedzialnej w poprzednim ścisłym kierownictwie za służby mundurowe i tajne.
W zainicjowanej przed dwoma laty i nabierającej coraz większego rozmachu i głębi kampanii antykorupcyjnej nie mogą się czuć bezpieczni ani ministrowie, ani generałowie, ani szefowie prowincji. Komunikaty o nowych zatrzymaniach i dochodzeniach pojawiają się ostatnio niemal codziennie. Dochodzenia są prowadzone w aż 70 kompaniach i zakładach znajdujących się na liście 500 największych chińskich firm. Policja i bezpieka zatrzymują nie tylko gubernatorów czy generałów, ale też ich dzieci i popleczników.
Najbardziej zdumiewający - i rzeczywiście bezprecedensowy - jest jednak atak na Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą (ChAL-W), dotychczas nietykalnego ptaka w złotej klatce, któremu wcześniej pozwolono na samodzielne gospodarowanie i bogacenie się. Najwyraźniej przekroczono wszelkie granice tak ekstrawagancji, malwersacji gospodarczych, jak i finansowych przekrętów przez ludzi w mundurach. A wśród zatrzymanych, obok Zhou Yongkanga, znalazła się też kolejna "gruba ryba" - gen. Xu Caihou, poprzednio wiceprzewodniczący Komisji Wojskowej przy KC KPCh, czyli faktycznie osoba głównodowodząca ChAL-W (w latach 2004-2012). Ten procesu uniknie, bowiem zmarł w wieku 71 lat "na raka" - jak podano w dniu zamknięcia obrad parlamentu w oficjalnym, niezbyt eksponowanym komunikacie.
O co w tym wszystkim chodzi? Pojawiają się spekulacje, że to nic innego, jak walka o władzę i umacnianie jednoosobowych rządów przez Xi Jinpinga. Jednakże nawet wszechpotężny Mao Zedong nie zdecydował się usunąć "chińskiego Berii" - Kang Shenga...
Chociaż i tego wątku nie należy ignorować, sprawa wydaje się być o wiele głębsza. Korupcja i rozwarstwienie w szybko bogacących się Chinach zaszły już tak wysoko i tak daleko, że zagroziły dalszemu normalnemu funkcjonowaniu państwa. Rzeczywiście stały się nowotworem, który należy wyciąć. Jak to jednak zrobić i gdzie operację powstrzymać, jeśli nawet byłemu premierowi (do 2013 r.) Wen Jiabao dziennikarze śledczy z "New York Timesa" udowodnili, że dysponuje wraz z rodziną majątkiem rzędu "minimum 2,7 mld dolarów"?
Wielki zakręt
Xi Jinping, wspomagany przez osobę bezpośrednio nadzorującą kampanię antykorupcyjną w ścisłym kierownictwem - Wang Qishana (poprzednio odpowiadał za finanse państwa, co też jest znamienne), nie tyle zwalczają politycznych oponentów, ile... walczą o swoją przyszłość. Gdyby Chiny nie dokonały teraz korekty, gdyby nie zaczęły zmieniać zwrotnic, przekształcać modelu rozwojowego i dalej stawiałyby na piedestale interesy wyłącznie państwa, a nie obywatela, jak było dotychczas, to groziłaby im katastrofa, którą i tak przewiduje dobrze znający tamtejsze realia David Shambaugh.
I wcale nie można wykluczyć, że nie ma racji. Warto jednak zwrócić uwagę na polemikę na łamach poczytnego magazynu "Forbes" (w jego wersji amerykańskiej) ze strony jeszcze lepiej znającego Chiny i język chiński Stephena Harnera, który po dłuższym i przekonywującym uzasadnieniu dowodzi: "najbardziej prawdopodobnym rezultatem (obecnej kampanii) będą znacznie silniejsze, bardziej wiarygodne i efektywne rządy KPCh na wszystkich szczeblach".
Jak widać, jedni uważają, że nowe reformy i "walka z rakiem" przyszły zbyt późno, inni natomiast traktują je jako operację skazaną na sukces? Kto ma rację? Dopiero historia pokaże. Ale nie ma żadnych wątpliwości, że w Chinach - przecież drugiej gospodarce świata - dokonuje się kolejna zasadnicza zmiana, co najmniej tak głęboka, jak początek reform w grudniu 1978 r,., a potem włączenie się w globalizację w 1992 roku. Warto się tamtym procesom przyglądać uważnie, bo nie są obojętne - także dla świata.
Tytuł i lead pochodzą od redakcji.