Północny Trójkąt w szponach gangów. USA czeka ogromna fala uchodźców z tego regionu?
• Rośnie skala przemocy w środkowoamerykańskim Północnym Trójkącie
• Salwador, Gwatemala i Honduras mają jedne z najwyższych wskaźników morderstw
• Do obecnej sytuacji w tych krajach przyczyniła się także dawna polityka USA
• Tymczasem mieszkańcy Trójkąta Północnego coraz częściej uciekają z ojczyzn
• Wkrótce USA może czekać własny kryzys imigracyjny?
"Boję się wrócić do kraju" - przekonywał w swojej prośbie o odwołanie deportacji z USA Gwatemalczyk, rozmówca The Daily Beast, którego amerykański serwis nazywa Eduardo. Mężczyzna miał powody, by się bać zdradzić w artykule nawet swoje prawdziwe imię. Jak opisuje TDB, Eduardo był w swojej ojczyźnie świadkiem morderstwa, ulicznej egzekucji, i sam, przez to co widział, został wielokrotnie postrzelony. Uszedł z życiem, ale w ramach groźby zamordowano jego najbliższych. Mężczyzna w końcu zdecydował się uciec z kraju do USA, by ubiegać się tam o azyl. Podobnie jak tysiące jego rodaków, a także mieszkańców sąsiednich państw, Salwadoru i Hondurasu, marzył o bezpiecznym schronieniu. Te trzy środkowoamerykańskie kraje, tworzące tzw. Północny Trójkąt, określa się bowiem najniebezpieczniejszym miejscem na ziemi, które nie jest strefą wojenną.
Skąd ten ponury opis? Wystarczy spojrzeć na statystyki - w ubiegłym roku na każde 100 tys. mieszkańców Salwadoru zamordowano 104 osoby. To aż 70-procentowy wzrost w porównaniu z poprzednim rokiem. Tym samym Salwador stał się światową stolicą zabójstw. Wcześniej ten niechlubny tytuł należał do Hondurasu. I choć ogólna liczba zabójstw w Hondurasie spadła (57 takich przypadków na 100 tys. mieszkańców), to - jak opisuje serwis InSight Crime, analizujący doniesienia na temat przestępczości zorganizowanej na świecie - wzrosła w tym kraju liczba masakr. Za takie uważa się mordy co najmniej trzech osób. Podejrzewa się, że są to najczęściej ofiary gangów. Nie lepiej jest w Gwatemali, która również znalazła się, według danych InSight Crime, w pierwszej piątce wskaźnika mordów na 100 tys. osób dla Ameryki Łacińskiej. Trzy kraje Trójkąta Północnego wyprzedzają pod tym względem nawet Meksyk, zaplątany w wojnę z bezlitosnymi kartelami narkotykowymi.
Opisując więc historię Eduarda, serwis The Daily Beast nie szczędził ostrych słów: "USA pomogły stworzyć w Gwatemali, Salwadorze i Hondurasie kocioł przemocy, za którą stoją gangi i kartele. Ale odwracają się od tych, którzy próbują z niego uciec".
Jednak USA nie uciekną od problemów Ameryki Centralnej deportacjami, nawet jeśli będzie ich więcej. Nie pomoże też ponad tysiąc kilometrów, które dzieli Trójkąt Północny od najbliższych granic USA. Mieszkańcy niespokojnego regionu już od dawna pukają do amerykańskich bram, bo sytuacja w ich ojczyznach coraz bardziej się pogarsza. Czy Amerykę zaleje taka fala uchodźców, jaka dzisiaj spada na Europę?
USA nie bez winy
The Daily Beast nie bez racji obwinia amerykańską politykę o chaos, który pochłania dzisiaj Trójkąt Północny. Przynajmniej częściowo decyzje Waszyngtonu sprzed wielu lat przyczyniły się bowiem do obecnego stanu rzeczy.
Dziś nie jest już tajemnicą, że USA były przed dekadami zaangażowane w konflikty w Ameryce Centralnej, prowadząc tam własne sekretne wojny. Celem było powstrzymanie lewicowych ruchów w czasie, gdy żelazna kurtyna jeszcze niewzruszenie trwała. Waszyngton popierał, finansował i szkolił tamtejsze wojska walczące z lewicowymi partyzantkami (choć i Moskwa z krajami Bloku Wschodniego maczała palce w środkowoamerykańskich konfliktach).
Wojny w Gwatemali (1960-96) i Salwadorze (1979-92), naznaczone potwornymi zbrodniami, kosztowały życie setek tysięcy ludzi. Z kolei na terenie Hondurasu bazy mieli walczący w sąsiedniej Nikaragui prawicowi rebelianci Contras. Przypominając o tych właśnie faktach, niezależna amerykańska organizacja Rada Stosunków Międzynarodowych (CFR), pisze wprost w artykule zamieszczonym na swojej stronie internetowej, że "zorganizowana przestępczość (w Trójkącie Północnym - red.) jest wyraźną spuścizną dekad wojen prowadzonych w regionie". Konflikty wywołały podwójny fatalny skutek. Po pierwsze, jak zaznacza CFR, nawet gdy się skończyły, pozostawiły wiele sfrustrowanych i nierzadko uzbrojonych grup. Po drugie, przyczyniły się do masowych ucieczek z kraju.
Imigranci trafiali często do USA, ale nie zawsze potrafili tam odnaleźć spokój. W Los Angeles, gdzie były duże skupiska latynoskich uciekinierów, powstał uliczny gang Salwadorczyków - Mara Salvatrucha (MS13). Ich arcywrogiem stała się inna grupa Barrio 18 - początkowo zdominowana przez Meksykanów, ale wkrótce przyłączyło się do niej także wielu innych Latynosów z Ameryki Środkowej. Gdy w latach 90. ubiegłego wieku zakończyły się wojny w ojczyznach gangsterów, USA postanowiły pozbyć się problematycznych imigrantów i ich deportowały. A ci w zniszczonych konfliktami krajach łatwo odbudowali gangsterskie struktury. I tak na nowo zaczęła się nakręcać spirala przemocy.
Korupcja i bezkarność
Nie znaczy to jednak, że cała odpowiedzialność za obecną sytuację w Trójkącie Północnym spada na karb dawnej amerykańskiej polityki. Rozwojowi gangów pomogła także m.in. niewiarygodna skala lokalnej korupcji i poczucie bezkarności przestępców, bo tylko niewielki procent spraw kończy się wyrokami.
Ale, jak zauważa CFR, nawet wprowadzona kilkanaście lat temu przez władze państw Trójkąta Północnego polityka twardego rozprawiania się z gangsterami przyniosła efekt odwrotny do zamierzonego. Owszem, przestępców masowo ściągano z ulicy i pakowano za kraty, ale w przepełnionych więzieniach werbowali oni tylko nowych członków do swoich grup.
To, jak daleko sięgają macki gangsterów, najlepiej obrazują podane w listopadzie przez serwis Elsalvador.com dane o wydaleniu z salwadorskiego wojska w ciągu ostatnich sześciu lat niemal 400 żołnierzy podejrzanych o powiązania z grupami przestępczymi. Ponad połowa została wyrzucona z armii w ubiegłym roku. Przed salwadorskim sądem toczy się też sprawa byłego kongresmena z tego kraju oskarżonego o powiązania z siatką przemytników narkotyków i pranie brudnych pieniędzy.
Przestępczy awans
Wymuszenia haraczy, porwania dla okupu, uliczny handel narkotykami i niekończąca się wojna o teren i wpływy - to były przez lata główne zajęcia niezliczonych gangów Trójkąta Północnego. Już ta działalność wystarczała, by każdego roku ginęły tysiące ludzi, a kobiety i dziewczynki stawały się ofiarami przemocy seksualnej. By zrozumieć skalę przemocy, jaka wstrząsa regionem, wystarczy wspomnieć, że w 2012 r. liczbę samych członków MS13 i B-18 amerykański Departament Stanu, cytowany przez CFR, szacował na 85 tys. Trzeba podkreślić, że dane te pochodzą z okresu rozejmu między gangami w Salwadorze, więc od tego czasu liczba ta zapewne jeszcze wzrosła. Dla porównania - polska armia liczy ok. 100 tys. żołnierzy, tymczasem mieszkańców Salwadoru, Gwatemali i Hondurasu razem wziętych jest ok. 30 mln.
Co gorsza, według magazynu "Foreign Policy" środkowoamerykańskie gangi, zwłaszcza dwa największe ewoluowały w ostatnim czasie. Choć nadal są podzielone na wiele klik działających na różnych obszarach i nie mają struktur jak meksykańskie kartele, to rośnie ich udział w globalnym przemycie narkotyków. Z grup wytatuowanych, bezwzględnych ulicznych bandziorów stają się bardziej wytrawnymi graczami w przestępczym półświatku. "FP" opisuje, że MS-13 miało nawet wprowadzić zakaz tatuaży-symboli gangu, a przecież przez lata jego członkowie z dumą obnosili się z tymi wymownymi znakami na ciele.
Na ten przestępczy awans środkowoamerykańskich gangsterów najpewniej wpłynęło to, że gros szlaków przerzutowych narkotyków z Ameryki Południowej do USA prowadzi teraz przez Trójkąt Północny. Nie bez znaczenia - i to niezależnie o jakim szlaku narkotykowym mowa - są też apetyty Amerykanów na używki, zgodnie z prostą ekonomiczną zasadą popyt napędza podaż. Tyle że w tym wypadku jedno i drugie oznacza więcej ofiar - tak wśród uzależnionych od narkotyków, jak i mieszkańców Ameryki Środkowej, którzy znajdują się w krzyżowym ogniu walk gangów o wpływy.
Fala uciekinierów
Media opisujące sytuację w Salwadorze podkreślają, że tak dużej skali przemocy i mordów nie widziano od czasu wojny domowej. Nie dziwi więc, że z regionu ucieka coraz więcej osób. Według danych agencji Reuters, która powołuje się na rządowe amerykańskie statystyki, tylko w trzech ostatnich miesiąca ubiegłego roku na południowych granicach USA zatrzymano ok. 21,5 tys. członków rodzin - dzieci i ich opiekunów. Większość pochodziła z Salwadoru, Hondurasu i Gwatemali.
Amerykanie dobrze zdają sobie sprawię z tego, że coraz więcej Latynosów z Trójkąta Północnego będzie pukać do ich drzwi. W zeszłym roku administracja Baracka Obamy poprosiła o zwiększony budżet na pomoc dla tych krajów. Setki milionów dolarów mają zostać przeznaczone na wzmocnienie struktur państwowych w regionie, poprawę bezpieczeństwa, ale przede wszystkim sytuacji ekonomicznej, w tym walkę z biedą. Sęk w tym, jak ocenia "FP", że większość pomocy jest uzależniona od "walki regionalnych władz z korupcją, wzmocnienia rządów prawa i struktur sądowych i ucięciu bezkarności". I choć trudno się dziwić Waszyngtonowi, że stawia takie warunki, ich spełnienie może nie być łatwe dla krajów Północnego Trójkąta.
W połowie stycznia sekretarz stanu USA John Kerry zapowiedział także zwiększenie liczby uchodźców z Trójkąta Północnego, którzy będą mogli starać się o azyl w Ameryce. Dziennik "New York Times" informował wówczas, że Waszyngtonowi ma pomóc ONZ, które będzie wstępnie oceniało aplikacje w specjalnych centrach na terenie kilku krajów Ameryki Łacińskiej. Według słów Kerry’ego ma to być "bezpieczna i legalna alternatywa dla niebezpiecznych podróży", podczas których uciekinierzy stają się ofiarami przemytników ludzi. "NYT" zawraca uwagę, że nowy program był odpowiedzią na falę oburzenia po serii aresztowań i deportacji kobiet i dzieci, nielegalnych imigrantów z krajów Ameryki Centralnej. Ale także ma za zadanie zatrzymać zbliżającą się falę uciekinierów.
Magazyn "FP" w swojej ocenie nie ma jednak złudzeń, że ani USA, ani środkowoamerykańskie władze "najprawdopodobniej nie będą wstanie powstrzymać exodusu".
A co na nowy plan dla uchodźców ogłoszony przez Kerry’ego powiedziałby rozmówca The Daily Beast, świadek morderstwa i niedoszła jego ofiara, Eduardo? Tego nie wiadomo - mężczyzna został odesłany do rodzimej Gwatemali w maju ubiegłego roku.