Polityka spektaklu, a nie działania [OPINIA]
Rada Gabinetowa - a przynajmniej jej pierwsza część - zakończyła się zwycięstwem obu stron. Prezydent pokazał swoim, że jest sprawczy i że może rozliczać rząd, a premier w swoim przemówieniu pokazał, że jest w stanie skutecznie potraktować Karola Nawrockiego jak uczniaka, co dało mu punkty w jego elektoracie. Czy coś z tego wynika? Odpowiedź jest prosta: nic - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Spektakl, sprawnie rozegrany przez obie strony, tak najkrócej określić można to, co się wydarzyło w Pałacu Prezydenckim. Prezydent zaatakował medialnie i postanowił pokazać, że będzie rozliczał rząd, że weźmie ministrów w obroty i zmusi do pracy, że będzie siłą sprawczą.
Czy mu się to udało? Jeśli brać pod uwagę jego własny elektorat - z pewnością. Jego słowa były mocne, dobrze wypowiedziane i odpowiadające na realne zapotrzebowania części społeczeństwa (a niekiedy trafnie punktujące problemy rządu). Elektorat prezydenta będzie więc z całą pewnością zadowolony. Tyle, że sukces nie jest całkowity, bo - tak się składa - że premier na to spotkanie już się bardzo dobrze przygotował i jego odpowiedź była spójna i precyzyjna, a także niepozbawiona złośliwości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Inaczej rozłożone akcenty". Poseł PiS reaguje na decyzję prezydenta
Donald Tusk mówił jak nauczyciel do początkującego ucznia, pouczał prezydenta, wskazywał na słabości prawne jego pomysłów, i nawet jeśli z częścią z tez premiera można by polemizować (choć z innymi byłoby trudno) wrażenie, że nauczyciel wchodzi w polemikę z niesfornym uczniem, było dojmujące.
Ten element z całą pewnością zaspokoi elektorat Koalicji Obywatelskiej. Ale i prezydent umiał się odnaleźć i odpowiedzieć złośliwością o "rekordowym deficycie". Jednym słowem obaj panowie - a mimo obecności ogromnej grupy ministrów i doradców był to spektakl dwóch aktorów - mogą się czuć zadowoleni. Obu się udało. Obaj weszli w rolę i zdobyli punkty po swojej stronie. Karol Nawrocki pokazał też - to już bardziej obiektywnie - że błyskawicznie uczy się medialnej charyzmy, a Donald Tusk udowodnił, że nie stracił zdolności polemicznych. I znowu zyskali obaj.
Tyle spektakl, który zresztą - i to możemy powiedzieć z całą pewnością, będzie trwał dalej - a co z niego wynika dla polskiej polityki? Jeśli chodzi o jej przyszłość, to jest jasne, że tyle, że ten model kohabitacji będzie okresem ostrego sporu, wiecznych złośliwości, podstawiania sobie nogi, odstawiania krzesła, gdy ktoś będzie siadał, przeciągania prętem po klatce.
Donald Tusk przez lata wypracował liczne modele skutecznego prowokowania lidera PiS, ale teraz trafił na godnego przeciwnika, bo Karol Nawrocki i jego sztab ma doskonale rozpracowane słabe strony premiera, a także świetnie posługuje się grą na emocjach społecznych Polaków. Owszem prezydentowi brakuje jeszcze doświadczenia, ale to akurat brak, który będzie szybko nadrabiał. Widać jednak także, że i premier powoli rozpoznaje słabsze miejsca narracji i wizerunku prezydenta. A to oznacza, że z czasem będzie tylko ostrzej. Spektakl będzie trwał, a obie strony politycznego sporu, jeśli żadna nie odstawi nogi, będą zadowolone.
"Wkroczył nowy zawodnik"
Jeśli coś się zmieni (a wiele na to wskazuje), to fakt, że w przestrzeń wkroczył nowy zawodnik, którym jest Karol Nawrocki. Prezydent - mocno wspierany przez PiS - wyraźnie walczy o to, by zostać samodzielnym zawodnikiem (czy graczem, to pokaże czas), a środowisko politycznego, które go popiera robi wszystko, by jeszcze mocniej go wypromować. To - w dłuższej perspektywie - może oznaczać, że to właśnie Karol Nawrocki będzie jedną z głównych twarzy prawej strony, a to może (choć, co nieustannie podkreśla, nie musi) doprowadzić do ewolucyjnej przebudowy prawej strony sceny politycznej. Widać, że ambicje polityczne prezydenta są ogromne i z całą pewnością nie przepada on za graniem drugich skrzypiec. To oznacza, że - może nie do wyborów parlamentarnych, bo tu interes i prezydenta i PiS jest oczywisty, to znaczy odebranie obecnej koalicji władzy - po prawej stronie szykować się mogą realne zmiany i przesunięcia.
Jeśli zaś coś budzi niepokój, i to realny, to poczucie, że medialny spektakl (który zapewne będzie się zaostrzał) może przełożyć się na realną politykę, która nie toczy się przed kamerami. Już raz ten spektakl pozbawił nas miejsca podczas spotkania przywódców europejskich z Donaldem Trumpem. Ten sam spektakl (jak się zdaje) doprowadził to pragmatycznie opłacającego się prezydentowi, ale niekoniecznie Polsce, weta w sprawie ustawy ukraińskiej. I wiele wskazuje na to, że takich sytuacji może być więcej. A warto przypomnieć obu graczom, że sytuacja Polski - zarówno geopolityczna, jak i ekonomiczna - raczej się pogarsza niż polepsza, a spektakle, które chętnie kupowane są przez część elektoratu, nie rozwiązują realnych problemów.
Mam nadzieję, że w niejawnej części Rady Gabinetowej premier i prezydent zmienili ton, bo nie było już kamer, ale… pewności niestety nie mam.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".