Polityczny dramat Schreibera? "Tym wywiadem wygrał nam wybory"
Bydgoscy działacze i politycy niechętnie komentują rozstanie kandydata na prezydenta Bydgoszczy Łukasza Schreibera z jego żoną Marianną. Jednak ci, którzy zdecydowali się to skomentować, nie mają wątpliwości, że rozpad związku nie pomoże politykowi PiS w wyborach. Szczególnie może stracić w oczach katolickiego elektoratu.
Zapowiadało się jak z bajki. Freak fighterka Marianna Schreiber (bilans walk 1-0) na początku lutego oficjalnie poparła w sieci swojego męża, pisząc, że pokochała Bydgoszcz i że odnajduje w niej siłę i spokój.
W wywiadzie dla Wirtualnej Polski jej mąż skomentował to krótko: - Ładne słowa. Nigdy nie angażowałem rodziny do swoich kampanii wyborczych. Cieszę się jednak, że dzięki mnie moi bliscy mogą pokochać moje rodzinne miasto. Staram się też zachęcić innych, żeby polubili Bydgoszcz.
Kampanię zaczął od mocnego uderzenia, ogłaszając, że nie idzie do wyborów pod szyldem PiS, tylko szerzej, jako ugrupowanie pod nazwą Bydgoska Prawica, łącząc siły PiS z większością lokalnej Konfederacji oraz innymi miejskimi organizacjami. - To autentyczny sojusz ponadpartyjny - przekonywał.
Przeciwnik jest jednak wymagający. To Rafał Bruski z PO, prezydent Bydgoszczy od 14 lat, który ma nie tylko poparcie PO, ale również partii lewicowych.
Możliwe, że do grona kandydatów dołączy jeszcze Joanna Czerska-Thomas z Trzeciej Drogi. Decyzja ma zostać ogłoszona w ciągu kilku dni, jednak prawdopodobnie na tym lista bydgoskich kandydatów się zamknie.
Schreiber na pewno nie jest bez szans. Choć zdaniem niektórych powinniśmy już używać trybu przeszłego: "nie był bez szans", ponieważ w opublikowanym w piątek wywiadzie w serwisie Metropolia Bydgoska wspomniał, że rozstał się z Marianną i oboje myślą o separacji.
Żona zarzuciła mu, że jej o tym nie powiedział, tylko ogłosił to w prasie. Teraz o rozpadzie ich związku rozpisują się media.
Z Rafała się wygrzebał
- Poszedł z kampanią bardzo ostro. Widać, że ma to wszystko przemyślane. Albo miał, do tego wywiadu. Robił konwencje, konferencje, prezentował interesujące pomysły. Przyznam, że pojawiły się u nas myśli, że będzie w stanie z nami powalczyć - stwierdza działacz bydgoskiej PO, który prosi o anonimowość, bo zna się ze Schreiberem.
I dodaje: - Ale po tym, co się stało dziś, nie widzę już takich szans. Tym wywiadem praktycznie wygrał nam wybory. To już drugie małżeństwo, które mu się sypie, a nie ma jeszcze czterdziestki. Chciał iść do katolickiego elektoratu, do seniorów. I kto go teraz stamtąd kupi?
Nasz rozmówca przypomina też aferę z bydgoskim radnym PiS Rafałem P., który kilka lat temu zasłynął w mediach z bicia żony i znęcania się nad nią. Łukasz Schreiber był jego przyjacielem. Jak publicznie twierdziła kilka lat temu sama ofiara, Schreiber się z nią kontaktował, sugerując, że powinna dogadać się z mężem.
- Z Rafała się wygrzebał, zrobił karierę, choć mieliśmy przeczucie, że ten związek z Marianną mu ją zniszczy. Ale nie, że w czasie kampanii! Praktycznie na jej starcie. Tego by Alfred Hitchcock nie wymyślił - słyszymy. - Każdy wie, że wybory zaczyna się w domu. Nawet jeśli są spory z żoną, to trzeba je zakopać na czas kampanii. Tak zrobił Sarkozy we Francji, Clintonowie w USA, a Schreiberowie nie dali rady. Przykra historia.
Schreiber miał szansę
Piotr Cyprys ze stowarzyszenia Metropolia Bydgoska nie chce oceniać decyzji małżonków, ale jego zdaniem do czasu publikacji wywiadu Łukasz Schreiber miał szanse na co najmniej dobry wynik w wyborach, a teraz może ona być mniejsza niż była jeszcze dzień wcześniej.
- Mamy dwóch kandydatów, którzy składają mieszkańcom konkretną ofertę - komentuje. - Pan Schreiber miał szansę. Dobrze się stało, że urzędujący prezydent miał jakiegoś poważnego konkurenta, który mógł nawiązać z nim walkę. To motywujące nawet dla samego prezydenta. Mówię to, ponieważ nie mam wątpliwości, że w mieście potrzeba dużych zmian, choćby w polityce drogowej czy transportowej, ale nie ode mnie zależy, czy dokona ich urzędujący prezydent, czy ktoś inny.
- Tak silna osobowość w postaci małżonki, postać wielobarwna, która próbuje budować swój własny wizerunek i istnieć w mediach, nie zawsze musi działać na plus - podkreśla szef Metropolii Bydgoskiej. - A w tym przypadku można postawić duży znak zapytania przy pytaniu, czy to był na pewno plus.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski