"Ludwik Dorn popadł w pewien bardzo niedobry stan i niestety trwa pogłębianie się tego stanu" - Jarosław Kaczyński
Ludwik Dorn, mimo swoich 187 cm wzrostu, nazywany był trzecim Kaczyńskim (inne jego pseudonimy, trzeba przyznać, że dosyć przerażające, to „krwawy Ludwik” czy „jakobin”). „Trzeci bliźniak” z partii, którą współtworzył i której wiceszefował ostatecznie wyleciał w październiku 2008 r. Za wywiady prasowe, w których "dezawuował kierownictwo partii i osobę samego prezesa". W prawach członka PiS był zawieszony od grudnia 2007 r., kiedy wraz z Pawłem Zalewskim i Kazimierzem M. Ujazdowskim napisał list do prezesa, w którym wyraził sprzeciw wobec jego sposobu sprawowania władzy w partii. Właściwie od tamtego czasu jest na marginesie życia politycznego (nie licząc członkostwa w kole parlamentarnym Polska Plus i partii o tej samej nazwie).
Były premier Kaczyński był drugim (po Antonim Macierewiczu) wielkim politycznym mentorem Dorna. Z Kaczyńskim Dorn związał się na dobre i na złe, kiedy na początku lat 90. powstawało Porozumienie Centrum. Najlepsza jednak nawet polityczna przyjaźń, jak nic na tym świecie, nie trwa wiecznie.
Choć wcześniej Dorn trzaskał drzwiami wielokrotnie, nigdy nie spotkały go za to poważne konsekwencje. Czara goryczy zaczęła się jednak przelewać po przegranych przez PiS wyborach w 2007 r. Od czasu, gdy Dorn znalazł się poza PiS, polityk atakuje prezesa i dawną partię jeszcze ostrzej, np. nazywając PiS partią "sułtana i politycznych eunuchów" czy zdradzając, że J.Kaczyńskiemu brakuje auta z kierowcą, bo "nie wylewa za kołnierz".