Politolog o przyszłości: są tylko dwa scenariusze, oba pisze PiS
- Opozycja nie dysponuje żadnym skutecznym instrumentem, aby odsunąć od władzy Zjednoczoną Prawicę. Na stole mamy tylko dwa polityczne scenariusze, które zależą wyłącznie od Nowogrodzkiej - mówi w wywiadzie dla WP politolog Marcin Palade. Jego zdaniem rośnie prawdopodobieństwo przyspieszonych wyborów.
23.04.2021 11:23
Mariusz Gierszewski, WP: Czy będziemy mieli przyspieszone wybory ?
Marcin Palade, politolog: Prawdopodobieństwo, że przyspieszone wybory odbędą się późną jesienią czy wczesną wiosną 2022 roku, jest o wiele większe niż to miało miejsce kilka miesiące temu. Było zerowe po wyborach prezydenckich 2020 roku, ale po drodze mieliśmy do czynienia z kolejnymi falami pandemii, forsowaną przez PiS wbrew zdecydowanej większości elektoratu "piątką dla zwierząt", orzeczeniem TK czy obserwowanymi przez opinię publiczną konfliktami w obrębie trzech członów tworzących Zjednoczoną Prawicę.
Jak bardzo wysokie, można to określić?
To zależy od sytuacji, która będzie rozwijać się wewnątrz obozu rządowego. To właśnie tam znajduje się klucz do odpowiedzi na pytanie, czy będą przedterminowe wybory. W tej materii opozycja nie dysponuje żadnym skutecznym instrumentem, by jej deklaracje o konieczności odsunięcia od władzy Zjednoczonej Prawicy się zmaterializowały. Innymi słowy, na stole mamy dwa scenariusze, co jeszcze raz podkreślę, jest zależne wyłącznie od Nowogrodzkiej.
Pierwszy - koalicjanci, mimo widocznych gołym okiem różnic w obrębie Zjednoczonej Prawicy, dochodzą do wniosku, że dalsza eskalacja napięcia grozi rozsadzeniem układu rządowego, porozumiewają się co do generalnych kierunków zmian do wyborów jesienią 2023. Tu dodam - co wcale nie będzie oznaczać harmonijnej współpracy, a wyłącznie pragmatyzm. Drugi - różnice, podziały, animozje między PiS a Solidarną Polską oraz PiS i Porozumieniem są już tak duże, a zaufanie między koalicjantami zerowe, a co za tym idzie - arytmetyczna większość sejmowa pozostanie tylko na papierze, dochodzi do ciągu przegranych głosowań, rozpada się koalicja i mamy scenariusz pod tytułem wegetujący rząd mniejszościowy PiS lub PiS z jednym z koalicjantów.
Ci z polityków opozycji, publicystów sympatyzujących z opozycją, którzy kreślą jeszcze jeden wariant w postaci powołania rządu technicznego całej opozycji i części obecnego obozu rządowego, zdają się poruszać w równoległej rzeczywistości. Dla przejęcia kontroli nad TVP - a to jest moim zdaniem jedyny wspólny punkt łączący dwa skrajne skrzydła takiej teoretycznej, wielobarwnej układanki, lewicę Zandberga z Konfederacją, przy jednoczesnym ponoszeniu odpowiedzialności przez kilkanaście tygodni za covidową rzeczywistość - większości na Wiejskiej nie będzie.
To nie pierwszy raz w III RP, kiedy tak jak teraz zbliżamy się do ewentualnego punktu zwrotnego. Tak było między innymi w 1993 i 2007 r., co skończyło się przedterminowymi wyborami. Było też w połowie kadencji rządów SLD po 2001 r., czy PO po 2014 r. To przekonanie o tym, że będziemy rządzić wiecznie, to słynne "nie mamy z kim przegrać", gubiło już formacje od lewicy do prawicy. AWS nie wyciągnęła wniosków z błędów polskiej prawicy z początku lat 90., lewica z AWS, PO z AWS i lewicy, a teraz nadchodzi sprawdzian z polityki przed liderami Zjednoczonej Prawicy.
Mówi pan o podobnych zakrętach w historii politycznej Polski, kiedy te przyspieszone wybory się pojawiały. Czy ten moment, w którym jesteśmy, jest jakiś niezwykły, podobny do innych, czy może bywały momenty, kiedy te wybory były jeszcze bardziej prawdopodobne?
Wspomniane zdarzenia z przeszłości, o których mówiłem, łączy z pewnością co najmniej jeden element. Potknięcie, a w konsekwencji upadek za każdym razem dotyczył oceny stylu sprawowania władzy. Nie inaczej jest i teraz, choć obserwując rządzących i związane z nimi media, dochodzę do wniosku, że ten aspekt jest zupełnie ignorowany. Innymi słowy pozostawanie w przekonaniu, że lada moment wyjdziemy z pandemii, wlejemy w gospodarkę setki miliardów złotych, obniżymy podatki, a miękki elektorat PiS, który odszedł, wróci. Przypomnę choćby, że lewica oddawała władzę w 1997 i 2005 r. przy rozpędzającej się gospodarce. Pomogło? Nie
Czyli na razie nie widzi pan, żebyśmy ten punkt zero przekroczyli w przypadku rządu PiS?
Jest na pewno bliżej niż dalej, biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się w minionych sześciu latach. Rządzący mają jeszcze niewielką rezerwę czasową, która pozwalałaby ustabilizować mocno rozchwianą łódkę pod banderą "dobra zmiana". Ale to by wymagało daleko idących działań naprawczych w obozie Zjednoczonej Prawicy. A nade wszystko zrozumienia, że kluczem do zażegnania trwającej wojny jest wyrzucone po wyborach prezydenckich 2020 (bo nie mamy z kim przegrać) słowo partnerstwo.
PiS musiałoby uznać, że bez SP i Porozumienia nie ma szans na rządzenie, a dwa mniejsze podmioty, że PiS jest podmiotem dominującym, który może o wiele więcej niż one. Patrząc jednak po medialnym boksowaniu się szefów trzech partii współtworzących ZP, pozostaje sympatykom rządzących oczekiwanie na cud.
Czyli jeden ze scenariuszy, który mamy przed nami, a który zakłada Zjednoczona Prawica, jest taki, że dojdzie tam do konsolidacji - ZP przetrwa trudny moment pandemii, a później włączą się mechanizmy odbudowy gospodarki i zadowolony wyborca, niepamiętający już trudnych czasów, zagłosuje na prawicę?
To jest scenariusz w wersji optymistycznej, na który liczy Nowogrodzka. Zakłada, że Polacy przymkną oko na to, co kojarzy im się z ograniczeniami covidowymi z ostatniego roku, czy docierające, coraz mocniejsze sygnały o rozpasaniu zachłannego aparatu. Co przeważy? Oś korzyści (pieniądze, podatki) czy oś wartości (styl).
Wracając do ewentualnych przyspieszonych wyborów, czy zgodzi się pan z tezą, że w obozie opozycji tylko ugrupowaniu Szymona Hołowni może zależeć na takim rozwiązaniu?
Patrząc po sondażach, mamy widoczny trend wzrostowy dla Szymona Hołowni i on wie, że korzystając z efektu świeżości, to jest dla jego formacji dogodny moment na znaczące zwiększenie reprezentacji na Wiejskiej z perspektywą współrządzenia. Na dziś to około 100 mandatów, ale w dużej mierze kosztem KO, lewicy i PSL. A to oznaczałoby, że w przypadku powołania szerokiej koalicji udział w torcie trzech wymienionych byłby mniejszy niż wynikałoby to z obecnej reprezentacji parlamentarnej.
Co pana zdaniem może czekać Platformę Obywatelską, czy dojdzie tam do zmiany władzy, czy Rafał Trzaskowski może objąć stery w PO?
Z każdym tygodniem słabną notowania KO, a co za tym idzie - wielu polityków zadaje sobie pytanie, co dalej z przywództwem Borysa Budki, a jeszcze dokładniej, co będzie z nimi w polityce. Każdy lider musi dźwigać taki krzyż. Kiedy jest dobrze, jak w epoce Tuska, czy przy odbudowie notowań PO przez Schetynę, lider jest ceniony i poklepywany po plecach. Kiedy zaś nadciągają czarne chmury, robi się nerwowo i trwa poszukiwanie alternatywnych scenariuszy.
Z punktu widzenia rywalizacji KO z PL2050 o liderowanie opozycji wybór Trzaskowskiego byłby korzystny i odsuwałby perspektywę dalszej utraty znaczenia przez KO. Pytanie, czy na wzięcie odpowiedzialności za PO, a tym samym KO weźmie na siebie prezydent Warszawy. Jak widać, mamy do czynienia nie tylko z zawieruchą w ZP, ale także w dotychczasowej głównej formacji opozycyjnej.
Jak do tego dodamy kłopoty lewicy i PSL - obie partie są poniżej wyniku z wyborów 2019 - to możemy powiedzieć, że żaden z liderów "starej" opozycji nie ma przed sobą łatwych dni. A to jest jeden z powodów, dla jakich ZP zarówno teraz, jak i przy obserwowanej od sześciu lat słabości opozycji, jest łatwiej.
Jakie pan kreśli scenariusze do końca roku?
Mamy trudne dla rządzących wybory uzupełniające w Rzeszowie, jednak - jak zakładam - prawdopodobne dogadanie się, przynajmniej na kilka miesięcy w obozie rządzącym, ciąg dalszy rywalizacji w obozie anty-PiS i wielka niewiadoma związana z rzeczywistością postcovidową. Nie będzie nudno i będzie na ostro - jak zawsze w polskiej polityce.
Marcin Palade - socjolog polityki, autor opracowań z zakresu geografii wyborczej w Polsce. Współtworzył Polską Grupę Badawczą. Z ramienia Prawicy Rzeczpospolitej kandydował do Parlamentu Europejskiego. W 2016 roku przez 4 miesiące pełnił funkcję wiceprezesa Polskiego Radia.