Bójki w sanatorium. "Wyglądało, że skończy się udarem, złamany bark"
- Przyjeżdżamy, żeby po raz pierwszy skorzystać z życia - mówią nam kuracjusze jednego z podkarpackich sanatoriów. Niektórzy przy okazji podreperowania zdrowia, stawiają też na imprezowanie. Zdarzają się nawet awantury, interweniować musi policja. - Bójki. O kobietę, o politykę. Jest tego sporo - słyszymy.
Na deptaku w Iwoniczu-Zdroju już od samego rana widać tłumy seniorów, którzy w przerwie od zabiegów spacerują między straganami. Od lat największą popularnością cieszy się restauracja Zdrojowa. Serwuje warstwowe, kolorowe desery z galaretką i bitą śmietaną oraz słynną iwonicką szarlotkę.
Przy jednym ze stolików siedzi dwóch mężczyzn z okolic Lublina. Pan Sylwester bez wahania zamawia z menu "kawę z ekspresu". Do tej pory zamawiał rozpuszczalną, a żona, jak żyła, robiła mu też parzuchę. Ale to nie ma porównania. Ta z ekspresu smakuje Sylwestrowi tak bardzo, że rozważa zakup "podobnej maszyny" po powrocie do domu. Wysłał już dzieciom zdjęcie, znajdą w internecie i mu zamówią.
Lekarz straszył, ale co on tam wie
Jego towarzysz, współlokator Kazimierz zamawia szarlotkę, chociaż powinien ograniczać cukier. Jest mu jednak wszystko jedno. Lekarz straszył go, by nie jadł słodkiego, ale co on tam wie? Nikt nie będzie odmierzał Kazimierzowi czasu szarlotką. Od tego ma swój zegarek - kupiony zaraz po wojnie.
- Nie znaliśmy się wcześniej, ale współlokator mi się trafił jak złoto - mówi pan Kazimierz. - Razem oglądaliśmy Igę Świątek, bo lubimy na tenis popatrzeć. Sylwester jak był młodszy, to coś tam grał paletką. Lubimy dobrze zjeść, więc tak sobie tu korzystamy - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- No i podobają nam się te same dziewczyny - dodaje Sylwester i obaj panowie wybuchają śmiechem. - No tak - potwierdza Kazimierz. Sylwek ma chore nogi, ale współlokator namówił go na dancing w hotelu Krakowiak. - Tak się bawił, że nawet o kulach zapomniał - relacjonuje. - Myślę, że mogę zostać królem turnusu - mówi z dumą w głosie pan Sylwester.
Pensjonariusze wybiorą miss i mistera już w najbliższą sobotę. - Obstawiam, że królową będzie Terenia - stwierdza Kazimierz. - No sporo się dzieje - podsumowuje pensjonariusz.
"Pierwszy raz w życiu mogłam się wyszaleć"
Pani Matylda jest zachwycona pobytem w Iwoniczu-Zdroju. Chociaż pochodzi z położonego niedaleko Sanoka, jest tu po raz pierwszy. Ma 84 lata, ale swoją wyprostowaną sylwetką sprawia wrażenie znacznie młodszej. Pani Matylda całe swoje życie poświęciła wychowaniu dzieci. - Mam ich siedmioro i już ponad 10 wnucząt - mówi z dumą. Gdy pierwsze wnuki pojawiły się na świecie, ich bawienie przypadło właśnie babci Matyldzie. - Teraz po operacji na serce musiałam zwolnić i trafiłam tutaj - mówi.
Jej mąż zmarł 10 lat temu. Nigdy nie przypuszczała, że jeszcze kiedyś pozna kogoś, z kim będzie mogła nawiązać jakąś relację. W sanatorium okazało się jednak, że to może się zmienić. - No mam kilku absztyfikantów - mówi wyraźnie uśmiechnięta. - Chodzimy potańczyć, spacerujemy koło tężni. Myślałam, że takie rzeczy się dzieją tylko w tym programie ("Sanatorium Miłości" - przyp.red), ale my tu mamy swoje zaloty - dodaje.
- Nikt na stare lata nie chce być sam. Jak widać koniec życia, to człowieka ciągnie, by mieć kogoś bliskiego. Mnie tu Tereska uświadomiła, że ja po raz pierwszy mogłam się w życiu wyszaleć. Wcześniej zawsze były obowiązki - tłumaczy nam pani Matylda.
Kończy rozmowę, bo koleżanki poganiają ją, idą właśnie na "nowy towar". W szmateksie na rogu deptaka ostatnio dorwały prawdziwe perełki, idealne na tańce w Balladzie. - Można kupić sukienkę, porządne portki za 10 zł. Jest w czym wybierać - słyszymy.
W domu zdrojowym Pod Jodłą wypoczywa pan Janusz z Ustrzyk. - Jestem tu już kilkunasty raz, znają mnie chyba wszyscy. Niech pani idzie do sklepu na deptaku, każdy mnie tam kojarzy - mówi zadowolony.
Pan Janusz, dawny nauczyciel języka rosyjskiego, momentami wtrąca słowa w tym języku. Udowadnia, że zna w uzdrowisku każdy kąt. Zdradza, że po raz pierwszy trafił mu się nietowarzyski współlokator, więc często wychodzi, by porozmawiać z innymi.
- Z moich obserwacji wynika, że na każdym turnusie jest jakiś chojrak, co przyjeżdża wyrwać dziewczyny. Są i panie, które wracają stąd z nowym panem. A są też tacy, co chcą się wyszaleć. Wtedy w kolejny rok jadą już z żoną/mężem. Zdarzały się nie raz awantury. Przyjeżdżał mąż do żony, a ona w tango z kim innym. To i się pobili panowie - wspomina.
Policja: Interweniujemy przy bójkach pod wpływem alkoholu
Aspirant Konrad Stasiuk z posterunku policji w Iwoniczu-Zdroju przyznaje, że interwencje u pensjonariuszy zdarzają się bardzo często. - Najwięcej jest ich w sezonie letnim. To głównie kłótnie, bójki, awantury po alkoholu - wymienia w rozmowie z Wirtualną Polską policjant.
- Panowie lubią się napić. Mało tu mamy sercowców, bardziej z urazami ortopedycznymi, więc wezmą sobie naleweczkę i potem od słowa do słowa robi się awantura - mówi nam pani Monika, która pracuje przy kawiarni tuż obok Świerkowego Zdroju. - O politykę się raz tak pobili panowie, że przyjechało pogotowie. Jednemu ciśnienie skoczyło i wyglądało, że się skończy udarem, a drugi miał złamany bark - wspomina kelnerka.
- Kłótnie o partnerki są bardzo częste. Najczęściej wieczorami w okolicy potańcówek. No bywa tych interwencji naprawdę sporo, w weekendy to praktycznie nie ma dnia bez wzywania nas na miejsce - przyznaje policja.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski