Policja ochrania dom Jarosława Kaczyńskiego? Były oficer BOR nie widzi uzasadnienia
Jarosław Kaczyński oficjalnie jest ochraniany tylko przez prywatną firmę, ale w okolicy jego domu regularnie pojawiają się policyjne patrole. Teraz ujawniono, jakie rozkazy mają dostawać policjanci. I że okolice domu prezesa PiS chronią całodobowo. - Nigdy z czymś takim się nie spotkałem - mówi były oficer BOR Tomasz Białek.
12.06.2020 | aktual.: 12.06.2020 16:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dotychczas policja różnie tłumaczyła obecność policjantów przed domem Jarosława Kaczyńskiego. Zwykle incydentami, do których miało dochodzić w okolicy. Rok temu ówczesny wiceminister MSWiA Jarosław Zieliński wyjaśniał, że policjanci "realizują zadania służbowe na podstawie analizy stanu zagrożenia bezpieczeństwa".
Choć oficjalnie Jarosław Kaczyński ma tylko ochronę prywatnej firmy, to jednak dziennikarze TVN24 dotarli do rozkazów, z których ma wynikać, że okolicy domu Kaczyńskiego policjanci pilnują całodobowo. Jak twierdzą anonimowe źródła stacji, mją zmieniać się trzy razy na dobę, na każdej zmianie jest czterech umundurowanych i dwóch nieumundurowanych funkcjonariuszy. Zatem przez 24 godziny w pilnowanie okolicy zaangażowanych może być nawet 18 policjantów.
O tym, że policjanci pilnują domu Jarosława Kaczyńskiego, mówiło się już wcześniej. W zeszłym roku okoliczni mieszkańcy skarżyli się, że radiowozy stoją z nieustannie włączonymi silnikami. Rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak stwierdził wtedy zdawkowo, że "policjantów można spotkać w wielu miejscach na terenie Warszawy".
Najnowszych doniesień nie chce komentować MSWiA. Odsyła w tej sprawie do Komendy Stołecznej Policji, która prosi o maila z pytaniami. Jednak do czasu publikacji tekstu odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Sprawy nie chcą też komentować politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy.
Jarosław Kaczyński chroiony przez policję? Były oficer BOR: Nigdy się z czymś takim nie spotkałem
Wieloletni oficer i dyrektor w BOR Tomasz Białek podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską, że przez całą swoją karierę nie spotkał się z sytuacją, w której policja ochrania dom polityka. - Nie ma w przepisach dotyczących zabezpieczania osób zapisu, który pozwala wysłać pluton policji, żeby pilnował domu jakiegoś człowieka - mówi nam Białek.
- Zdarzało się, że kiedy dochodziło do demonstracji przed domem osoby ochranianej, to wówczas policja zabezpieczała obiekt, żeby do czegoś nie doszło - mówi. - Ale jedynymi obiektami, jakich stale pilnuje policja, są ambasady. Obiekty rządowe pilnuje SOP, parlament Straż Marszałkowska, nawet swoich budynków często policja nie pilnuje, bo ma wynajętą firmę ochroniarską - wyjaśnia.
Jak mówi Białek, decyzję o objęciu danej osoby ochroną podejmuje szef MSWiA. - Jeżeli minister stwierdza, że ze względu na bezpieczeństwo państwa, nie partii, tylko państwa, jakaś osoba może być zagrożona, wówczas podejmuje decyzję o przydzieleniu ochrony takiej osobie. Ale takie działanie musi być oparte na analizie zagrożeń - tłumaczy.
- Wysyłanie państwowej policji do pilnowania człowieka, wobec którego żaden z ministrów nie stwierdził bezpośredniego zagrożenia, nie nakazał Służbie Ochrony Państwa, właściwej w tego typu działaniach, podjęcie działań ochronny, to jest jakiś trzeci świat - oburza się.
Były oficer BOR zaznacza, że kluczowa w podejmowaniu decyzji jest analiza zagrożeń. - To podstawa jakichkolwiek działań, kierowania sił i środków do wykonania konkretnego zadania. Służba państwowa to nie jest prywatny folwark - podkreśla.
- Trzeba stwierdzić czy doszło do jakiegoś zamachu na daną osobę, czy ktoś próbował zrobić jej krzywdę. Czy są groźby pod adresem tej osoby, czy te groźby są realne? Na końcu zostają jeszcze przesłanki - wyjaśnia. - Jeśli osoba jest prezesem partii, ludzie jej nie lubią, to może być przesłanka, że ktoś może chcieć zrobić jej krzywdę. Ale idąc tym tokiem myślenia, taką ochronę należy przydzielić wszystkim prezesom partii - stwierdza.
Policja zwykle tłumaczy się, że prezesa PiS nie ochrania, ale wykonuje w tamtej okolicy swoje zadania. - Tylko czy ten rejon Żoliborza to największa mordownia w Warszawie? Czy tam jest największa przestępczość, skoro wysyła się takie siły? Jeśli tak, to byłoby jedyne uzasadnienie - podsumowuje Białek.