Policja nie musiała aresztować samotnej matki? "Wystarczył zdrowy rozsądek"
Policja aresztowała w nocy matkę dwójki dzieci, a dwuletnią Julię i sześcioletniego Kubę odwiozła do rodziny zastępczej. Sąd nakazał zatrzymanie kobiety, ponieważ zamienił jej karę 2,3 tys. zł grzywny na 25 dni aresztu. Rzecznik opolskiej policji broni kolegów, którzy zatrzymali samotną matkę. Wyjaśnia, że aresztowania dokonano tak późno, aby zastać kobietę w domu. Mimo trudnej sytuacji, nie można było przerwać zatrzymania. - Funkcjonariusz, który by to zrobił, ma obligatoryjnie wszczęte postępowanie dyscyplinarne - twierdzi podinsp. Milewski. Zdaniem karnisty, prof. Mariana Filara, policjanci wybrali najłatwiejsze dla nich rozwiązanie. - Wystarczył zwykły, prosty rozsądek i życzliwość - mówi w rozmowie z WP.PL.
26.10.2012 | aktual.: 09.11.2012 14:57
Od 21.00 policjanci czekali pod budynkiem w którym mieszka pani Joanna. Gdy o 21.45 kobieta wróciła z zakupów, funkcjonariusze przystąpili do interwencji. Spotkali ją pod domem. Gdy weszli do mieszkania, dzieci pani Joanny już spały. - Dopiero w trakcie rozmowy, gdy przedstawili zarządzenie sądu, dowiedzieli się, że pani mieszka z dwójką dzieci - wyjaśnia podinsp. Maciej Milewski, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.
Pani Joanna była zaskoczona decyzją sądu, powiadomienia trafiały na jej dawny adres, a komornik odstąpił od ściągania grzywny, dlatego od dawna była przekonana, że sprawa została już wyjaśniona. 2,3 tys. złotych, które kobieta miała zapłacić to kara nałożona przez urząd skarbowy. Wcześniej prowadziła kwiaciarnię, otrzymała grzywnę za wystawienie klientowi rachunku zamiast faktury.
Aby uniknąć aresztu, kobieta musiała natychmiast zapłacić grzywnę. Jak wyjaśnia rzecznik, policjanci chcieli znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Matka zadzwoniła do ponad 30 osób, szukała kogoś, kto dostarczy jej pieniądze, bezskutecznie. Jak twierdzi Maciej Milewski, kobieta nie miała z kim zostawić dzieci. - Jej krewni mieszkają w Opolu, ale nie chciała, aby ktoś z nich zaopiekował się dziećmi, w związku z tym policjanci w międzyczasie zorganizowali opiekę w pogotowiu rodzinnym - informuje rzecznik opolskiej policji. Deklaruje, że policjanci ze względu na dzieci nie chcieli, aby interwencja przeciągnęła się do późnej nocy.
W rozmowie z telewizją TVN24, pani Joanna mówiła, że prosiła funkcjonariuszy, aby poczekali, w ciągu godziny miała przyjechać z Wrocławia jej krewna, aby zająć się dziećmi. Początkowo policjanci chcieli rozdzielić dzieci do dwóch różnych rodzin, zrezygnowali z tego przez nalegania matki.
W oświadczeniu przesłanym do WP.PL, opolska policja twierdzi, że sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. - Policjanci próbowali organizować opiekę kogoś bliskiego dla śpiących dzieci i ustalili jednego z bliskich członków rodziny, zamieszkałego we Wrocławiu, który na taką pomoc przystał, lecz matka dzieci kategorycznie odmówiła pomocy ze strony tej osoby - czytamy w informacji przesłanej przez KWP Opole.
Pytany o to, czy ze względu na wyjątkową sytuację, policjanci mogli odłożyć aresztowanie, rzecznik opolskiej policji zaprzecza. - Prawo nam tego zabrania, funkcjonariusz, który by to zrobił, ma obligatoryjnie wszczęte postępowanie dyscyplinarne. Czynność została rozpoczęta i nie można jej przerwać, jeśli nie ma naprawdę istotnych okoliczności, na przykład gwałtownej choroby, która wymaga interwencji lekarskiej. Tutaj nie było takich przesłanek - informuje podinsp. Milewski.
Innego zdania jest prof. Marian Filar, karnista z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i były poseł. - Nie ma jakiegoś szczególnego przepisu, który regulowałby bezpośrednio te kwestie. Nawet gdyby był, wykonawca takiego przepisu, który chciałby uchodzić za człowieka rozsądnego i nie bezdusznego załatwiłby tę sprawę inaczej. Znalezienie rozwiązania było tu kłopotliwe, najłatwiej postępować kropka w kropkę z literą prawa, ale oprócz prawa są jeszcze na świecie ludzie, dlatego takie sprawy należy załatwiać tak, żeby po wszystkim na świecie było trochę lepiej, a nie trochę gorzej - wyjaśnia prof. Filar w rozmowie z WP.PL. Przyznaje, że funkcjonariuszom zabrakło wyobraźni. - Wystarczył zwykły prosty rozsądek i życzliwość.
Rzecznik opolskiej policji broni kolegów ze służby twierdząc, że nie mogli podjąć ryzyka, jakim byłoby niezrealizowanie decyzji sądu. - Proszę sobie wyobrazić hipotetyczną sytuację, w której policjanci kierując się współczuciem, odstępują od zatrzymania, a następnego dnia pani zbiera manatki i wyjeżdża z dziećmi za granicę. Wtedy pytałby mnie pan: dlaczego policjanci zlekceważyli nakaz sądowy? - wyjaśnia podinsp. Milewski. Zwraca uwagę, że następnego dnia rano policjanci poinformowali sąd o trudnej sytuacji, w której znalazła się pani Joanna. - Prosili o rozważenie innych możliwości niż kara zastępcza, która została wymierzona. Sąd zwrócił się z prośbą, aby o sytuacji poinformować na piśmie - odpowiada rzecznik. Problem pomogli rozwiązać sąsiedzi pani Joanny, którzy zapłacili grzywnę, aby kobieta mogła wyjść na wolność.
Ewa Kosowska-Korniak, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Opolu odpowiada, że nakaz aresztowania nie określał dnia i godziny zatrzymania i nie zmuszał policji do interwencji w nocy. - Jeżeli pani Joanna się nie ukrywała i przebywała w miejscu swojego zamieszkania, to można było to zrobić o dowolnej porze z wyjaśnieniem okoliczności - sami jesteśmy zszokowani takim postępowaniem - powiedziała w TVN24.
Podinspektor Milewski broni funkcjonariuszy wyjaśniając, że taka pora zatrzymań jest normalna. Policjanci przychodzą wieczorami, aby zastać ludzi w domu. Wcześniej policjanci próbowali sprawdzić, kim jest osoba, którą mają aresztować. - W tym przypadku nasze bazy danych były czyste. Mieli bardzo krótką informację - imię, nazwisko, data urodzenia i podstawa prawna do zatrzymania - mówi rzecznik.
- Gdyby funkcjonariusze się z nami skontaktowali, można było odroczyć doprowadzenie. Należało włączyć zdrowy rozsadek - wyjaśniała w TVN24 rzeczniczka Sądu Okręgowego w Opolu.
Policję krytykuje również Marek Michalak, Rzecznik Praw Dziecka. - Sprawdzamy, na jakich przepisach się oparto, ale w moim przekonaniu, ta sytuacja nie powinna się wydarzyć. Trzeba szukać zawsze takich alternatywnych metod interwencji, aby zabezpieczyć dobro najsłabszych, czyli dzieci. Nie podoba mi się ta interwencja i uważam, że nie powinno dojść do sytuacji jakiegokolwiek zachwiania poczucia bezpieczeństwa dzieci - mówi w rozmowie z WP.PL Marek Michalak. Zwraca uwagę, że sytuacje takie, jak w Opolu zdarzają się sporadycznie. - Dawno nie było takiego przypadku - dodaje.
Wspólną kontrolę dotyczącą zatrzymania pani Joanny zapowiedziały ministerstwa spraw wewnętrznych oraz sprawiedliwości. Kontrola ma dotyczyć działań policji i sądu.