"Polacy nie są gotowi na prezydenta w spódnicy"
Lista kandydatów, którzy zawalczą w czerwcu o fotel głowy państwa jest egzotyczna. Oprócz liderów największych partii w szranki chcieli stanąć również mniej znani – m.in. podróżnik, ekscentryczny minister, który skakał po korytarzach sejmowych, bohater seksafery, związkowiec, założyciel stowarzyszenia dla pokrzywdzonych przez banki oraz autor przewodników turystycznych. Zastanawiać może tylko jedno – gdzie podziały się kobiety?
10.05.2010 | aktual.: 20.05.2010 05:46
O tym, gdzie się kończy szklany sufit i kiedy kobieta zostanie prezydentem Polski z prof. Januszem Czapińskim rozmawia Agnieszka Niesłuchowska. Przeczytaj
Komitety wyborcze dwoją się i troją, aby zebrać 100 tys. podpisów potrzebnych do rejestracji swoich kandydatów. Do tej poty udało się dziesiątce - Waldemarowi Pawlakowi, Grzegorzowi Napieralskiemu (SLD), Markowi Jurkowi (Prawica Rzeczypospolitej)
, Bronisławowi Komorowskiemu (PO), Jarosławowi Kaczyńskiemu (PiS), Andrzej Olechowski (niezależny, wspierany przez Stronnictwo Demokratyczne), Andrzejowi Lepperowi (Samoobrona), Bogusławowi Ziętkowi (WZZ Sierpień 80), Januszowi Korwin-Mikkemu (były prezes UPR, obecnie Wolność i Praworządność) i Kornelowi Morawieckiemu ("Solidarność Walcząca").
Zanim jednak czołowe partie ogłosiły swoich oficjalnych kandydatów na nieoficjalnie w mediach wymieniano również kilka nazwisk pań, które mogłyby wystartować. Wśród nich pojawiła się prof. Magdalena Środa, Henryka Bochniarz, Zyta Gilowska, Joanna Kluzik-Rostkowska, Ewa Kopacz, Barbara Kudrycka, Krystyna Łybacka.
O swoje pięć minut nie zawalczyła jednak żadna z przedstawicielek kobiet. Zabrakło motywacji czy czasu? A może nie chciały się powtórzyć słabego wyniku swoich poprzedniczek?
Hanna Gronkiewicz-Waltz przetarła szlak
W ciągu ostatnich 20 lat, tylko dwukrotnie do walki o fotel prezydencki stanęły kobiety – Hanna Gronkiewicz-Waltz w 1995 roku i Henryka Bochniarz – pięć lat temu. O ile była szefowa Narodowego Banku Polskiego, a obecnie prezydent stolicy zdobyła poparcie na poziomie 2,76 % (ponad 490 tys. głosów), o była minister przemysłu, a potem szefowa Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan” osiągnęła zaledwie 1,26% poparcia (niecałe 190 tys.).
Tuż po ogłoszeniu wyniku wyborów Henryka Bochniarz stwierdziła, że gdyby była mężczyzną być może wynik byłby lepszy. Kandydaturę bezpartyjnej kandydatki popierała wówczas Partia Demokratyczna, która stawia na kobiety. Wyrazem tego jest chociażby ustanowienie przewodniczącą ugrupowania kobiety – Brygidy Kuźniak. Szefowa Demokratów uważa jednak, że o słabym wyniku Henryki Bochniarz nie zdecydowała kwestia płci, a raczej niskie notowania samej partii.
Choć Demokraci nie wystawili w tym roku żadnego kandydata, to taki pomysł się pojawił. – Koleżanka namawiała mnie do startu, ale potraktowałam to raczej jako propozycję, aby na listach pojawiła się w ogóle jakaś kobieta. Sama też bym tego chciała, ale niestety partie, które stawiają na panie w sposób wyrazisty są dziś w odległej lidze politycznej – przyznaje Kuźniak.
Jedyna kobieta, która pokonała liderów partyjnych
Kuźniak przyznaje, że jej marzeniem jest uzyskanie przez kandydatkę na prezydenta dwucyfrowego wyniku. Jak do tej pory tylko jedna z pań miała szanse na taki wynik. Mowa o Jolancie Kwaśniewskiej, która według ubiegłorocznego sondażu „Gazety Wyborczej” miała szansę na drugą turę, a nawet pokonanie Donalda Tuska stosunkiem 57% do 43%.
Mimo imponujących wyników badań, była pierwsza dama wielokrotnie podkreślała, że polityka jej nie interesuje. Katarzyna Piekarska, przewodniczącą SLD na Mazowszu. SLD przyznaje, że sama również była zwolenniczką startu żony Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach. – Popierałam ją, ale szanuję jej wybór. Nie każdy jest zwierzęciem politycznym – przyznaje Piekarska.
Po katastrofie prezydenckiego tupolewa, w którym zginęło 96 osób, PiS i SLD straciły swoich kandydatów – Lecha Kaczyńskiego, który lada dzień miał potwierdzić swój start i Jerzego Szmajdzińskiego – oficjalnego kandydata SLD.
Najsilniejsze zginęły w katastrofie
10 kwietnia partie straciły również swoje przedstawicielki, kobiety, które aktywnie działały na rzecz innych kobiet, ocieplały wizerunek partii a przede wszystkim wzmacniały ich szeregi swoimi kompetencjami i politycznym doświadczeniem. Zginęły słynne „aniołki” z kampanii Jarosława Kaczyńskiego: Aleksandra Natalli-Świat (PiS) i Grażyna Gęsicka (PiS), posłanki SLD - Izabela Jaruga-Nowacka i Jolanta Szymanek-Deresz (szefowa sztabu Jerzego Szmajdzińskiego) oraz Krystyna Bochenek (PO).
Magdalena Środa napisała w swoim felietonie w „Gazecie Wyborczej”, że kobiety, które znalazły się na pokładzie TU-154, nawet gdyby żyły, nie miałyby szans na kandydowanie w wyborach prezydenckich, bo były kobietami. Katarzyna Piekarska, która po śmierci Jerzego Szmajdzińskiego również była brana pod uwagę jako kandydatka odpiera ten zarzut: - Na długo przed wystawieniem Jerzego rozważaliśmy różne kandydatury, w tym Jolanty Szymanek-Deresz, z sondażu, który przeprowadziliśmy wynikło, że to on ma największe szanse – podkreśla Piekarska.
Jak dodaje, nie ma nic dziwnego w tym, że po śmierci Jerzego Szmajdzińskiego to mężczyzna, a nie kobieta został wybrany na nowego kandydata. – Grzegorz Napieralski jest liderem SLD, więc naturalne jest, że to właśnie on będzie nas reprezentował – dodaje posłanka.
Jednak problem nieobecności kobiet w polityce jest znacznie szerszy. Od dawna mówi się o tym, że kobiet, które mają realny wpływ a to co dzieje się w ich partii jest wciąż za mało. Dlaczego tak trudno im przebić szklany sufit? Odpowiedź jest złożona. Nie mają pieniędzy i politycznego poparcia
Członkinie Partii Kobiet, o której ostatnio zrobiło się cicho, podkreślają, że nie mają pieniędzy na kampanię. Ile potrzeba, aby osiągnąć dobry wynik? Dla porównania w 2005 kandydaci wydali na ten cel od 14,2 mln (Donald Tusk) do 757 tys. zł (Jarosław Kalinowski). Z czym ma zatem startować w wyborach młoda partia, jeśli na kampanię potrzeba tak gigantycznych kwot? – Nie chcą się angażować, bo nie mają politycznego poparcia i pieniędzy na kampanię. To rzeczywiście błędne koło – przyznaje Piekarska.
Innym powodem, dla którego są mniej zauważalne to racjonalne podejście do polityki. - Iwona Piątek z Partii Kobiet stwierdziła w jednym z wywiadów, że pchanie się na świecznik nie jest cechą kobiet. Rację przyznaje jej Iwona Guzowska z PO: - Kobiety są pragmatyczne - mają świadomość swoich szans i nie porywają się z motyką na słońce. Sądzę jednak, że znają swoją wartość i nie mają silnej potrzeby zaistnienia w najwyższej polityce – mówi posłanka. Ewa Kierzkowska z PSL mówi, że kobiety mogły zarejestrować się tak, jak zrobili to inni mężczyźni, ale nie chciały się ośmieszać: – Kobiety są odpowiedzialne i konkretne. Jeśli nie mają wielkiego poparcia, nie chcą się ośmieszać – wtóruje Kierzkowska.
Według Guzowskiej, sami Polacy nie są gotowi na zaakceptowanie prezydenta w spódnicy. – Głowa państwa kojarzy się raczej z mężem stanu. Wybór kobiety na ten urząd to kwestia czasu i zmian kulturowych – podkreśla Guzowska.
Liderka Demokratów przekonuje, że dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie obowiązku wystawiania w wyborach prezydenckich po dwóch kandydatów z danego komitetu – kobiety i mężczyzny. Innym proponowanym rozwiązaniem byłoby wystawienie kandydatów obu płci chociaż pilotażowo, w prawyborach.
Parytety w wyborach prezydenckich? „To masakra”
Co na to inne uczestniczki życia politycznego? - Gdyby teraz nagle wprowadzić taki parytet i połowę kandydatek stanowiłyby kobiety, to byłaby jakaś masakra. Do walki wyborczej powinni startować ludzie przekonani do tego – podkreśla Guzowska. Posłanka jest sceptycznie nastawiona do instytucji parytetu, nie tylko w wyborach prezydenckich. - Mam mieszane uczucia co do parytetów, bo choć są przypadki, w których kobiety rzeczywiście są odsuwane od polityki przez kolegów, to są również sytuacje, w których zwyczajnie ich nie ma. Wystawianie kobiet na siłę przyniosłoby zatem odwrotny skutek – akcentuje.
Parytet jak kodeks drogowy
Ewa Kierzkowska, wicemarszałek sejmu, której kandydaturę rozważało Polskie Stronnictwo Ludowe, dziwi się argumentacji sejmowej koleżanki. - Zaskakują mnie słowa „polityczek”, które tak podchodzą do sprawy, bo wygląda to tak jakby dostały się do parlamentu i wciągnęły za sobą drabinę tak, aby żadna koleżanka po nich nie mogła skorzystać z równego dostępu do polityki – ocenia Kierzkowska.
Jak dodaje, parytety to jedyna metoda na wprowadzenie równouprawnienia płci w polityce. - Niektórzy mówią, że to sztuczne, ale czy z przepisami ruchu drogowego wszyscy się zgadzają? Nie, ale nikt o tym nie dyskutuje, bo takie jest prawo. Kobiety stanowią ponad połowę społeczeństwa, więc to normalne, że powinny mieć równy dostęp do procedur wyborczych – podkreśla wicemarszałek.
Niepokojące sygnały o ustawie o parytetach
Kierzkowska przyznaje, że kobiety muszą mieć twarde łokcie, aby walczyć o swoją pozycję. Ustawa o parytetach ma to jednak zmienić. Nie jest jednak pewne czy i kiedy zostanie wprowadzona. Dlaczego? - W komisji, która pracuje nad projektem pracują sami mężczyźni, którzy tak ustanowili harmonogram pracy, że ustawa raczej nie trafi przed wyborami samorządowymi do sejmu. Jej losy bardzo mnie niepokoją – przyznaje Kierzkowska
W prawdzie PSL rozważał wystawienie kandydatury Ewy Kierzkowskiej na prezydenta, to w kuluarach mówiło się, że powodem nie było promowanie kobiet, ale wystawienie osoby, która nie zagroziłaby pozycji lidera – Waldemara Pawlaka.
„Oprócz elegancji trzeba mieć jaja”
Prof. Magdalena Środa wielokrotnie podkreślała, że jest zwolenniczką Kierzkowskiej – chwaliła ją za pracowitość i mądrość. Katarzyna Piekarska uważa jednak, że jest zbyt mało wyrazista i przyznaje, że niewiele o niej wie. – Doceniam ją za elegancję i kulturę słowa. Oprócz elegancji trzeba jednak pokazać, że jest się kobietą z jajami – mówi Piekarska.
Czy oprócz Jolanty Kwaśniewskiej są kobiety, które miałyby realne szanse na osiągnięcie dobrego wyniku? – Skoro u naszych sąsiadów kobiety zajmują najważniejsze stanowiska państwowe – jak np. Angela Merkel czy Julia Tymoszenko to dlaczego w Polsce ma być inaczej? My też mamy fantastyczne panie i warto na nie stawiać – podkreśla Kuźniak.
Zaskakujące wyznanie byłej minister
Wydawać by się mogło, że przed kobietami wciąż długa droga w walce o równe traktowanie w polityce. Jak się jednak okazuje nie jest tak źle, o czym przekonywała w ostatnim wywiadzie dla "Wprost" Joanna Kluzik-Rostkowska. Była minister przekonywała, że gdyby nie była kobietą to jej droga w polityce byłaby trudniejsza i nie doszłaby do stanowisk, które pełniła. Oby więcej pań mogło podzielić się taką refleksją.
One rządzą na świecie
Kobiety na stanowisku prezydenta:
Chile - Michelle Bachelet (do 2010)
Filipiny - Gloria Macapagal-Arroyo
Finlandia - Tarja Halonen
Irlandia - Mary McAleese
Liberia - Ellen Johnson-Sirleaf
Litwa - Dalia Grybauskaitė
Łotwa - Vaira Vike-Freiberga (do 2007)
Szwajcaria - Doris Leuthard
Kobiety na stanowisku premiera:
Niemcy - Angela Merkel
Bangladesz - Sheikh Hasina Wajed
Mozambik - Luisa Diogo (do 2010) Nowa Zelandia - Helen Clark (do 2008) Ukraina - Julia Tymoszenko (do 2010)
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska