Po słowach Brauna już tylko bójki? "Wrestling w Sejmie"
- Kolejny krok to bójki - mówi WP były marszałek Sejmu Ludwik Dorn, komentując groźby skierowane przez posła Grzegorza Brauna wobec ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Marek Borowski, również w przeszłości pełniący funkcję marszałka izby niższej parlamentu, uważa, że za wzrost agresji w polityce winę ponosi przede wszystkim PiS.
17.09.2021 15:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po czwartkowej informacji Adama Niedzielskiego w Sejmie na temat protestu ratowników, na mównicę wszedł Grzegorz Braun. Na końcu swojego wystąpienia odwrócił się do ministra zdrowia i powiedział: "Będziesz pan wisiał!".
Przesunięcie granic. Inwazja brutalności
- Nie ekscytowałbym się sformułowaniem posła Grzegorza Brauna, ale widzę w tym przesunięcie granic - stwierdza Ludwik Dorn, który też musiał na sali plenarnej nie raz dyscyplinować posłów.
- Rzecz nie jest w temperaturze sporu czy konfliktu. Zmieniły się granice używanych form wyrazu. Z każdym rokiem jest coraz gorzej. Inwazja brutalności jest widoczna – stwierdza były polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Teraz nasz rozmówca nie ma wątpliwości, że za taki stan rzeczy odpowiada przede wszystkim PiS. - Granice brutalności i chamstwa zostały przekroczone też wtedy, kiedy Jarosław Kaczyński mówił o mordach zdradzieckich. Wcześniej liderzy czuli obowiązek pewnej powściągliwości i skrajne sformułowania wykreślali ze swojego języka, a te ostrzejsze używali dla podkreślenia znaczenia wypowiedzi - mówi Dorn.
Ostre słowa, by się przebić?
Marek Borowski, również były marszałek Sejmu, podkreśla, że język w gmachu przy ul. Wiejskiej zawsze był ostry.
- Choć wcześniej było to powiązane z jakąś pozycją i wiedzą posła. Z pewnością Stefan Niesiołowski potrafił być nieprzyjemny, ale to był ktoś. Dzisiaj mamy ostre wypowiedzi ludzi, którzy nie mają dorobku, a chcą się pokazać. Sądzę, że od czasów, kiedy Prawo i Sprawiedliwość przejęło władzę, debata publiczna jest w zaniku: mamy minutowe wystąpienia czy wręcz zganianie z mównicy. Dlatego bardziej krewcy politycy, chcąc się przebić, wykraczają poza ramy parlamentarnego słownictwa - komentuje polityk z lewicy.
Zobacz też: skandaliczne słowa Grzegorza Brauna w Sejmie. Polityk PiS mówi wprost
- Przypomnę też Andrzeja Leppera i jego kompanię z Samoobrony, która w swoich działaniach była momentami wręcz mocniejsza. Lepper potrafił z sejmowej trybuny oskarżać o łapówkarstwo czołowych polityków i urzędujących ministrów - wspomina Borowski.
"Lepper przesuwał granice na innym polu"
Ludwik Dorn uważa jednak, że Lepper też przesuwał obowiązujące granice, ale na innym polu. - To były insynuacje bez pokrycia. Ale nie taka brutalność - stwierdza polityk.
- Kolejnym krokiem są bójki. To się przecież zdarza na świecie: na Ukrainie czy w parlamentach dalekowschodnich - np. w Korei Południowej bójki między politykami wybuchały często jeszcze w czasach mojej młodości - mówi.
Przeczytaj też: Skandal w Sejmie. Schetyna wskazuje na Kaczyńskiego
- Sądzę, że takie sformułowania jak "Przylutuję ci", "Dam ci w pysk" czy "Będziesz siedział", a może nawet "Będziesz wisiał", możemy słyszeć coraz częściej. A z bójkami? Cóż, zobaczymy - stwierdza Dorn.
Po słowach Brauna już tylko bójki? "Wrestling w Sejmie"
- Przepychanki już w polskim Sejmie były - zauważa socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Jarosław Flis i wskazuje, że politycy mają poważne "hamulce" przed takimi zachowaniami.
- Każdy, kto przeszedłby do brutalnych form, w efekcie miałby zaraz większość wyborców przeciw sobie. Tak było też ze Strajkiem Kobiet, kiedy - po początkowym szerokim proteście przeciw ustawie antyaborcyjnej - poparcie zmalało ze względu na ataki na kościoły czy formy manifestacji - mówi socjolog.
Jego zdaniem w polskim parlamencie nie dojdzie do przemocy znanej nam z innych państw. - Nasza debata jest trochę jak wrestling, gdzie "trup ściele się gęsto", a w rzeczywistości wcale tak nie jest. Myślę, że w Polsce nie będziemy mieć bójek. Pamiętajmy, że w krajach, gdzie zdarzały się takie przypadki, były to "efekty strzałów", czyli wcześniejszych konfliktów zbrojnych - stwierdza prof. Jarosław Flis.