PolitykaPo raz kolejny teoria Antoniego Macierewicza obalona. Producent czarnej skrzynki zabrał głos

Po raz kolejny teoria Antoniego Macierewicza obalona. Producent czarnej skrzynki zabrał głos

Antoni Macierewicz jest przekonany, że Rosjanie fałszują dowody, a jeśli się nie da, to je ukrywają. Tak ma być m.in. z zaginionym rejestratorem K3-63. Paweł Jajkowski, który z czarnymi skrzynkami ma do czynienia na co dzień, zaprzecza słowom byłego szefa MON.

Po raz kolejny teoria Antoniego Macierewicza obalona. Producent czarnej skrzynki zabrał głos
Źródło zdjęć: © East News | Marek Lasyk
Anna Kozińska

29.03.2018 | aktual.: 28.03.2022 10:05

Na miejscu katastrofy odnaleziono cztery czarne skrzynki, które według Macierewicza zostały sfałszowane. Piątą - jego zdaniem nie do sfałszowania - Rosjanie ukryli. - Wszelkie materiały dowodowe były przez kluczowe momenty w rękach rosyjskich. Mamy tu do czynienia z oczywistym fałszowaniem. Wniosek jest jeden: rejestrator zniknął, ponieważ nie da się go sfałszować. Dlaczego Rosjanie zostawili pozostałe? Tamte mogli spreparować - powiedział Macierewicz. - Jest dokładnie przeciwnie - zaznaczył Paweł Jajkowski z firmy ATM, producenta polskiej czarnej skrzynki ATM-QAR, która była też zainstalowana w samolocie, który rozbił się pod Smoleńskiem.

Jak tłumaczył w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", model K3-63 najłatwiej sfałszować. - Drapie rysikiem po taśmie filmowej. Wymiana taśmy to prosta czynność, specjaliście może zająć nie więcej niż kilka minut - powiedział. Co więcej, obudowa rejestratora nie jest odporna na duże przeciążenia i wysokie temperatury. Dlatego nawet gdyby został odnaleziony, zarejestrowane dane prawdopodobnie nie byłyby dokładne.

"Deszyfracja zapisu niemożliwa"

16 i 17 kwietnia 2010 r. w Warszawie Jajkowski razem z zespołem ekspertów (przedstawiciele ATM, Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych w Warszawie, Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego i Prokuratury Wojskowej) oraz w charakterze obserwatora z przedstawicielem rosyjskiego MAK. Jak mówił w rozmowie z dziennikiem, rejestrator był bardzo zniszczony, ale kaseta z danymi ocalała. Podkreślił też, że nie widać było, by ktoś próbował się do niej dostać.

Dodał, że teoretycznie Rosjanie mogli zrobić wcześniej odczyt z rejestratora, ale byłoby to tylko skopiowanie danych. - Niemożliwa byłaby deszyfracja zapisu. Specjalny klucz software’owy miało tylko laboratorium kontroli lotów 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego w Warszawie, które na co dzień zajmowało się analizą danych z tego samolotu. Co do fałszowania zapisów to trzeba by go było dokonać na wszystkich odnalezionych rejestratorach ze względu na możliwość porównania ich zapisów. Bardzo szybkie odnalezienie (i odczytanie w obecności polskich przedstawicieli z Komisji Badania Wypadków Lotniczych) obu rosyjskich rejestratorów pozostawiało bardzo niewiele czasu na dokonanie ewentualnego fałszerstwa, czyniąc tę operację praktycznie niewykonalną - ocenił.

Źrodło: "Gazeta Wyborcza"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (903)