PO‑PiS na spółkę wprowadza lokalną półkę [OPINIA]
Dwie największe partie polityczne zgadzają się w jednym: w sklepach powinno być więcej polskich produktów pochodzących od polskich rolników. Nie chcą jednak sprzedawców do tego zachęcać, lecz planują zmusić. Najprawdopodobniej w sposób niezgodny z prawem unijnym.
10.09.2023 | aktual.: 11.09.2023 07:49
Ach, ile było śmiechu!
Gdy kilka dni temu Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło program "Lokalna półka", przeciwnicy partii rządzącej śmiali się, że Jarosław Kaczyński chce zmusić Polaków do jedzenia polskich bananów i polskich pomarańczy. Posłowie opozycji płakali ze śmiechu.
Ale niemal identyczną propozycję złożyła Koalicja Obywatelska. Czyżby chciała, by Polacy jedli polskie banany i pomarańcze?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Więcej Polski w Polsce
"Lokalna półka" ma polegać na nałożeniu obowiązku na markety, by w swojej ofercie miały minimum 2/3 owoców, warzyw, produktów mlecznych i mięsnych oraz pieczywa pochodzących od lokalnych dostawców. Czyli, mówiąc najprościej, dostawców polskich.
To jeden z filarów programu wyborczego PiS.
W sobotę Michał Kołodziejczak zaprezentował jeden z konkretów programu KO.
Zgodnie z tym co powiedział Kołodziejczak i co umieszczono na oficjalnym profilu Platformy Obywatelskiej na Twitterze, co najmniej 51 proc. produktów sprzedawanych w sklepach będzie musiało być polskich (dotyczyłoby to więc nie tylko produktów żywnościowych, lecz także np. sprzętu RTV).
Zgodnie z tym, co zapisano na stronie internetowej KO, obietnica wygląda jednak tak: "Co najmniej połowa strategicznych produktów żywnościowych w sklepach musi pochodzić z Polski. Wprowadzimy obowiązek oznaczania flagą kraju pochodzenia wszystkich świeżych produktów w sklepach".
Czyli dwie największe partie chcą zmusić sprzedawców, by oferowali polskie produkty w określonym procencie asortymentu.
Zobacz także
Rumuński przykład
Szkopuł w tym, że takie rozwiązanie byłoby najprawdopodobniej niezgodne z przepisami unijnymi.
PiS przymierzało się już bowiem do wdrożenia podobnego programu kilka razy. I kilka razy wyłożył się właśnie na kwestii zgodności pomysłu z regulacjami unijnymi, o czym przypomniał portal wiadomoscihandlowe.pl. Jak jednak widać, w toku kampanii wyborczej nikt przepisami unijnymi się zbytnio nie przejmuje.
W 2020 r. w imieniu polskiego rządu ówczesny wiceminister rozwoju Marek Niedużak stwierdził, że "rozwiązanie wprowadzenia przepisów obligujących wszystkie sieci handlowe w Polsce do zaopatrzenia swoich placówek w artykuły rolno-spożywcze pochodzące od lokalnych producentów budzi wątpliwości w zakresie zgodności z przepisami prawa UE, w tym swobodą przepływu towarów (art. 34 Traktatu o Funkcjonowaniu UE) i swobodą przedsiębiorczości (art. 49 TFUE)".
I dodał, że powoływanie się na to, że Rumunia wprowadziła podobne przepisy, może być zwodnicze. Rozwiązania wprowadzone w tym kraju w 2016 r. skutkowały bowiem wszczęciem przeciw Rumunii postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Przepisy te w praktyce nigdy nie zostały w pełni wdrożone i ostatecznie rumuński parlament je uchylił.
Oczywiście teoretycznie można wyobrazić sobie wariant, w którym polska myśl legislacyjna okazałaby się lepsza od rumuńskiej. Stąd stwierdzenie o prawdopodobnej niezgodności, a nie pewnej.
Ale warto o tym pamiętać.
Rzetelne obietnice
Warto też pamiętać o tym, że ograniczanie polskiego rynku na zagraniczne towary pochodzące z innych państw Unii Europejskiej może być wykorzystane przeciwko Polsce.
Polscy politycy - mówiąc o potrzebie promowania tego co polskie - często przywołują przykład niemiecki. Słyszymy o tym, że Niemcy wybierają produkty tamtejszych silnych koncernów.
Tyle że w Polsce mamy niewiele tak silnych koncernów, a w Niemczech chodzi przede wszystkim o postawę konsumentów, a nie o ustawowe wycięcie w pień konkurencji chcącej sprzedawać swoją żywność.
To, że dwie największe polskie partie polityczne chcą przypodobać się rolnikom – jest oczywiste.
Ale obietnice, które się prezentuje, warto mieć przemyślane. Jak na złość bowiem, zapewne któraś z tych partii będzie potem z nich rozliczana. A mówienie wtedy, że jednak nasza obietnica jest niezgodna z prawem unijnym i nie możemy jej wdrożyć, może tych, którym ją złożono, bardzo rozsierdzić.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl