ŚwiatPo latach drastycznych cięć Niemcy odbudowują armię. Berlin przeznaczy 130 mld na dozbrojenie Bundeswehry. Dla Polski to dobra wiadomość

Po latach drastycznych cięć Niemcy odbudowują armię. Berlin przeznaczy 130 mld na dozbrojenie Bundeswehry. Dla Polski to dobra wiadomość

• W ostatnich latach kondycja niemieckiej armii osiągnęła poziom krytyczny

• Na jaw wyszło wiele kompromitujących faktów o fatalnym stanie uzbrojenia

• Po dekadach cięć Niemcy zapowiadają dozbrojenie Bundeswehry

• Do 2030 r. na ten cel rząd przeznaczy 130 mld euro

• Wzmocnienie sojusznika zza Odry to dobra wiadomość dla Polski

• Bundeswehra stanowi bardzo ważne ogniwo w systemie obrony wschodniej flanki NATO

Po latach drastycznych cięć Niemcy odbudowują armię. Berlin przeznaczy 130 mld na dozbrojenie Bundeswehry. Dla Polski to dobra wiadomość
Źródło zdjęć: © Bundeswehr/Sebastian Wilke
Tomasz Bednarzak

03.02.2016 | aktual.: 03.02.2016 20:08

Gdy upadał mur berliński, Bundeswehra była potężną siłą liczącą pół miliona żołnierzy, z imponującymi wojskami pancernymi, silnym lotnictwem i rozbudowaną marynarką wojenną. Wtedy w Europie żywe były głosy, że zjednoczone Niemcy staną się mocarstwem, które na nowo zdominuje kontynent i obudzi demony przeszłości. Obawy te okazały się płonne, bo mimo gospodarczej supremacji Berlina, jego armia pozostaje cieniem dawnej potęgi.

Niemcy, podobnie jak cała Europa, pełnymi garściami czerpały zyski z tzw. dywidendy pokojowej. Kiedy zniknęło sowieckie zagrożenie i widmo wielkiej wojny między NATO a Układem Warszawskim, uznano, że nie ma sensu utrzymywać tak rozbudowanych sił zbrojnych. Trudno było też przekonać obywateli do łożenia wielkich sum na wojsko w sytuacji, gdy zagrożenie zniknęło z horyzontu. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można było przecież przeznaczyć na wydatki socjalne, obniżki podatków czy projekty cywilne.

Pierwsza fala wielkich cięć budżetowych nastąpiła w latach 90., druga - w czasie kryzysu finansowego. W 2008 roku nakłady na obronność były pierwszymi, które szły pod nóż. Berlin ciął wydatki wojskowe szczególnie gorliwie. Robił to nieprzerwanie od końca zimnej wojny i przy aplauzie większości Niemców, którzy z dużą ostrożnością podchodzą do spraw związanych z wojskowością. Należy pamiętać, że trauma II wojny światowej i nazistowskich zbrodni bardzo mocno tkwi w niemieckiej świadomości, co przejawia się w autentycznym i daleko posuniętym pacyfizmie społeczeństwa.

Drastyczne cięcia

Rezultat był taki, że w ciągu ostatniego ćwierćwiecza niemieckie siły zbrojne skurczyły się z ponad pół miliona żołnierzy do niecałych 180 tys. W podobnym tempie pozbywano się uzbrojenia, zwłaszcza sprzętu ciężkiego. Wydatki na obronność, które w 1990 roku stanowiły 2,7 proc. niemieckiego PKB, dziś osiągnęły poziom poniżej 1,2 proc. PKB (33 mld euro w 2015 r.). Uwzględniając inflację, realne nakłady na wojsko spadły jeszcze bardziej.

Wprawdzie siła niemieckiej gospodarki powoduje, że Niemcy nadal znajdują się w ścisłej czołówce państw najwięcej wydających na armię (8.-9. miejsce na świecie), jednak suche liczby mogą być mylące. - Bundeswehra jest armią zawodową, więc w kraju, który ma drogą siłę roboczą, znaczną część budżetu wojskowego pochłaniają wydatki osobowe - wyjaśnia Jakub Palowski, publicysta portalu Defence24.pl.

Inne pozycje w budżecie obronnym z biegiem lat były stopniowo ograniczane. W szczególności oszczędzano na wydatkach majątkowych. - W efekcie czasem bywało tak, że drogie i bardzo ważne programy zakupu sprzętu były co prawda kontynuowane, ale utrzymanie wyposażenia w eksploatacji nie było realizowane w sposób prawidłowy. Przykładowo, kontynuowano zakupy samolotów, ale oszczędzano na częściach zamiennych. Rezultatem było ograniczenie gotowości bojowej jednostek lotnictwa - wskazuje ekspert.

Zobacz infografikę: Cięcia w Bundeswehrze

Obraz
© (fot. WP)

Cieniem na reputacji Bundeswehry kładą się kompromitujące fakty, które ujrzały światło dzienne na przestrzeni ostatnich dwóch lat. We wrześniu 2014 roku na jaw wyszło, że z powodu remontów lub braku części zamiennych z ponad 100 nowoczesnych myśliwców Eurofighter do wykonywania zadań bojowych jest zdolna mniej niż połowa. Na tym nie kończyły się problemy niemieckiego lotnictwa, bo pod koniec 2015 roku, gdy Berlin zadeklarował wysłanie do walki z Państwem Islamskim myśliwców szturmowych Tornado, okazało się, że z 93 samolotów gotowych do walki jest mniej niż jedna trzecia.

Niemcy zaczęli uważnie przyglądać się kondycji swojej armii po wybuchu konfliktu na Ukrainie i podobnie zawstydzających przypadków odkryli więcej. Z 31 śmigłowców szturmowych Tiger sprawnych pozostawało tylko 10, a z 33 transportowych wiropłatów NH90 jeszcze mniej, bo jedynie osiem. Ze 180 transporterów opancerzonych Boxer zdolnych do realizacji zadań było 70. I tak dalej, i tak dalej. Przykłady można było mnożyć.

Zmartwienie Polski

Berlin, podobnie jak wiele innych państw Europy, uznał, że skoro otoczony jest przez samych przyjaciół, to jedynym wyzwaniem dla jego sił zbrojnych będą misje stabilizacyjne i operacje pokojowe. Bundeswehra miała więc być armią ekspedycyjną, przygotowaną do konfliktów o niskiej intensywności czy zadań humanitarnych poza granicami struktur NATO i UE.

- W niemieckiej armii wprowadzono tzw. system dynamicznego zarządzania wyposażeniem. Jednostki miały dysponować mniejszą liczbą sprzętu, niż wynikało to z ich stanu etatowego, co już od początku skutkowało zmniejszeniem gotowości bojowej, utrudniało wykonywanie ćwiczeń. Natomiast, gdy jakaś jednostka była wysyłana na misję zagraniczną i potrzebne jej było pełne wyposażenie, to zabierano je innym oddziałom, co skutkowało tym, że dostępność sprzętu do szkolenia i codziennej służby była jeszcze bardziej ograniczona - tłumaczy Jakub Palowski.

Powyższe działania przyczyniły się do poważnego obniżenia zdolności niemieckiej armii do udziału w natowskim systemie obrony kolektywnej. Przez wieki potęga militarna Niemiec była polskim przekleństwem, ale dziś bardziej powinna martwić nas ich słabość, bo w przypadku agresji ze Wschodu, to niemieckie dywizje mają być jednymi z pierwszych, które ruszą nam z pomocą.

- Nie da się ukryć, że Niemcy, nawet pomimo wszystkich ograniczeń Bundeswehry, odgrywają istotną rolę w NATO. To jest mimo wszystko armia dysponująca jednym z większych potencjałów w Europie. Chcąc nie chcąc, stanowi ona ważne ogniwo w natowskim systemie obrony kolektywnej. Tu nie chodzi tylko o Polskę, ale również o państwa bałtyckie, które dysponują o wiele mniejszym potencjałem militarnym od nas - mówi publicysta Defence24.pl.

130 mld euro na zbrojenia

Aneksja Krymu i wojna na Ukrainie wyrwała europejskich polityków ze snu o "końcu historii". Rząd w Berlinie też w końcu zdał się sprawę, że Bundeswehra jest nie tylko niezdolna do obrony kraju i wypełnienia sojuszniczych zobowiązań, ale staje się pośmiewiskiem w Europie. Bo jak inaczej zinterpretować sytuację, gdy oddział niemieckich grenadierów pancernych udaje się na ćwiczenia sił szybkiego reagowania NATO z kijami od mioteł zamiast karabinów maszynowych, co wyszło na jaw na początku ubiegłego roku?

Ewaluacja kondycji armii, której dokonał niemiecki resort obrony na przestrzeni ostatnich lat, zaowocowała programem naprawczym. Już ubiegły rok był pierwszym od zakończenia zimnej wojny, gdy wydatki na uzbrojenie i sprzęt nie zostały obcięte, a wręcz przeciwnie - wzrosły o ponad 8 proc. Teraz minister Ursula von der Leyen ogłosiła wielki plan dozbrojenia armii przez najbliższe 15 lat, wart astronomiczną jak na niemieckie realia kwotę 130 mld euro. Największy kawałek tego tortu ma przypaść wojskom lądowym - chodzi o zwiększenie liczby m.in. czołgów Leopard 2, wozów bojowych piechoty, transporterów opancerzonych i haubic samobieżnych.

- Na pewno jest to krok w bardzo w dobrym kierunku. Nie tylko w związku z zapowiadanym zwiększeniem finansowania, ale również dlatego, że mówi się wprost o problemach Bundeswehry i ścieżkach ich rozwiązania. Do niedawna proces obniżania stopnia gotowości sił zbrojnych na ogół nie był w Niemczech przedmiotem debaty publicznej. Dopiero agresywne działania Rosji na Krymie i w Donbasie uświadomiły Niemcom, że potrzebna jest im armia gotowa również do konwencjonalnej obrony w układzie sojuszniczym, a nie tylko do misji zagranicznych - komentuje Jakub Palowski.

NATO rekomenduje swoim członkom przeznaczanie na obronność 2 proc. PKB. Nawet przy pełnej realizacji zapowiadanych zakupów zbrojeniowych nie ma mowy, by Berlin zbliżył się do tego poziomu. Nie jest żadną tajemnicą, że Amerykanie mocno naciskają na Niemcy, ale i ogólnie na Europę, by wzięły większą odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo. Pytanie tylko, czy niemieckie społeczeństwo, pielęgnujące - jak to określił jeden z tamtejszym publicystów - "źle pojmowany pacyfizm", jest na to gotowe.

I czy gotowa jest na to Europa? Dziś Niemcy są zarówno gospodarczym, jak i politycznym liderem Unii Europejskiej. Łatwo wyobrazić sobie reakcję wielu europejskich polityków, gdyby Berlin został również hegemonem na polu wojskowym. Na nowo obudziłoby to strach przed upiorami przeszłości i powrotem niemieckiego militaryzmu.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (237)