Po długim weekendzie majowym wróci zima
W latach 20. poprzedniego wieku angielski meteorolog Gilber Walker opisał zjawisko oscylacji północnoatlantyckiej (NAO), definiując je jako różnicę ciśnienia atmosferycznego pomiędzy dwoma bardzo stabilnymi układami barycznymi, Wyżem Azorskim a Niżem Islandzkim. Teraz NAO znów stało się istotnym pojęciem w polskiej pogodzie, ponieważ prawdopodobnie doprowadzi w Polsce do majowej reminiscencji zimy. Można się spodziewać, że już ostatniej.
O dodatnim NAO możemy mówić w przypadku, gdy ciśnienie atmosferyczne w Wyżu Azorskim jest większe niż wskazywałaby na to norma wieloletnia, a w Niżu Islandzkim niższe. W odwrotnej sytuacji mówimy o NAO ujemnym. Oba te zjawiska mają szerokie konsekwencje, także dla Polaków. Dzięki silnemu od wielu miesięcy niżowi islandzkiemu, zima w Europie była bardzo ciepła. Co ciekawe, jedyne zejście oscylacji poniżej zera doszło w drugiej połowie stycznia, kiedy mieliśmy jedyny w sezonie atak mrozu i śniegu.
Nic nie może jednak trwać wiecznie i tuż po długim weekendzie majowym nastąpi największa od października zeszłego roku depresja NAO - osiągnie ono najniższe od tamtego czasu wartości. Konsekwencją osłabnięcia niżu islandzkiego będzie najprawdopodobniej stworzenie się sporego układu wyżowego na północnym Atlantyku, który będzie mógł sprowadzić nad Polskę arktyczne powietrze, najzimniejsze możliwe o tej porze roku.
Odzwierciedlenie nagłego spadku NAO wyraźnie widać w prognozach modelu GFS. Amerykanie spodziewają się, że 5 i 6 maja temperatury w Polsce spadną, w niespodziewany zapewne dla większości z nas sposób. Pierwsze uderzenie majowego chłodu nastąpi w niedzielę (4 maja) na zachodzie Polski. Będzie tam maksymalnie zaledwie 7-8 stopni. Wschód pozostanie jeszcze ciepły.
W poniedziałek (5 maja) słupki rtęci w większości kraju nie przekroczą siódmej kreski, a możliwe, że znajdą się miejsca, w których nie będzie nawet 5 stopni. Kolejny dzień przyniesie niewielkie ocieplenie (w większości Polski minimalnie ponad 10 stopni), ale nie będzie ono dotyczyć południa kraju, gdzie wciąż będzie tak samo zimno. W całym kraju majowy koszmar pogodowy skończy się dopiero w środę (7 maja).
Biorąc pod uwagę fakt, że owe trzy zimne dni będą także pełne opadów, można oczekiwać, że nad ranem i wieczorami oprócz deszczu spadnie także śnieg lub deszcz ze śniegiem. Będziemy zatem mieli do czynienia z "pełnoprawnym" atakiem zimy, zupełnie nieoczekiwanym - dość powiedzieć, że o tej porze roku dzienna maksymalna temperatura w Polsce powinna wynosić ok. 15-18 stopni, w zależności od regionu.
Nie oznacza to jednak, że opisywana anomalia pogodowa będzie zjawiskiem nieznanym dotąd w historii meteorologii. Po raz ostatni z takim przypadkiem mieliśmy do czynienia w 2011 roku, kiedy fatalną pogodę przyniósł długi weekend majowy, a w wielu miejscach kraju (choćby w stolicy) padał śnieg. Bywało jednak jeszcze ciekawiej. 2 maja 1953 roku w Lęborku nad morzem słupki rtęci opadły do poziomu minus 6,3 stopnia. W 2007 roku w Toruniu (także 2 maja) było zaledwie o 0,1 stopnia cieplej. Minimalne majowe przymrozki zdarzają się jednak często (słynni "zimni ogrodnicy") i stanowią zagrożenie dla rolników i ogrodników.
Dobrą wiadomością jest, że majowy atak chłodu nie potrwa długo, a ujemne NAO latem nie jest tak groźne jak zimą, kiedy przyniosłoby nam tęgi mróz. Już od 7 maja pogoda zapowiada się na całkiem ciepłą, choć bardzo prawdopodobne, że cały maj będzie miesiącem o sumie opadów powyżej normy wieloletniej.
Zobacz więcej w serwisie pogoda. href="http://wp.pl/">