PiS zmienia front. Jacek Żakowski: lepsza zmiana w "dobrej zmianie"?
PiS-owski obraz świata zdaje się kruszyć w zderzeniu z rzeczywistością, która okazuje się twardsza i mniej plastyczna, niż Jarosław Kaczyński sobie wyobrażał, zanim objął władzę. W tym zderzeniu prezes wydaje się nieco mięknąć. Do tego stopnia, że nie tylko spotyka się z matką Maxa chorego na lekooporną padaczkę i popiera stosowanie leczniczej marihuany, akceptuje odwołanie ekipy "dobrej zmiany" ze stadniny w Janowie i dystansuje się wobec ekstremistów antyaborcyjnych, ale też zaczyna nadawać relaksujące sygnały w sprawie Trybunału Konstytucyjnego - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.
08.04.2016 | aktual.: 25.07.2016 19:18
Kto oglądał czwartkowe "Wiadomości" TVP mając w pamięci "Wiadomości" ze środy, wtorku i wielu poprzednich dni, ten miał powód, by przecierać oczy ze zdumienia. Pierwszy materiał poświęcony był projektowi rezolucji Parlamentu Europejskiego, broniącej Trybunału Konstytucyjnego i państwa prawa w Polsce. Gdyby nie krótka wypowiedź eurodeputowanego Ryszarda Legutki, można by pomyśleć, że była to niemal promocja tego, co jeszcze niedawno PiS nazywał przynajmniej "bezpodstawną", a częściej "zbyteczną" i "nieuprawnioną" lub nawet "brutalną", "naruszającą naszą suwerenność" ingerencją w wewnętrzne sprawy Polski.
Nawet Martin Schultz nie był w czwartkowych wiadomościach Niemcem ani socjalistą. Był po prostu przewodniczącym PE. Trybunał nie był zgrają dementywnych uzurpatorów. Po prostu był. A rezolucja, jak to rezolucja, po prostu wzywać miała rząd Beaty Szydło do opublikowania wyroku Trybunału. Niby nic wielkiego. Wyznawcy "dobrej zmiany", którzy to widzieli, musieli jednak czuć się mocno rozczarowani.
Od paru miesięcy "Wiadomości" to przecież nie są jakieś tam wiadomości. Są to wiadomości właściwe, a zwłaszcza: miarodajne dla władzy. W części umysłów mogło więc powstać wrażenie, że albo "Wiadomości" zostały przejęte przez siły poprzedniego reżimu, albo - co jeszcze gorsze - niezłomna dotąd władza zmienia front. A nawet, że mięknie i szuka pozycji, na którą się wycofa.
Co gorsze, "Wiadomości" zlekceważyły drugi dyżurny temat ostatniego tygodnia, czyli kolejną fazę krucjaty antyaborcyjnej. Nie wiadomo dlaczego, bo sprawa jest przecież "rozwojowa" w ziobrowskim znaczeniu. Przekazy krzyżują się w powietrzu, stanowiska zmieniają się w locie i gdy "Wiadomości" milczą, dobroduszny wyznawca "dobrej zmiany" nie ma się skąd dowiedzieć, co myśleć.
"Ogromna większość klubu, a może wszyscy poprą tę propozycję" - mówił jeszcze kilka dni temu Jarosław Kaczyński, mając na myśli drakoński projekt antyaborcyjny, zakazujący przerywania ciąży, nawet gdy płód nie ma żadnych szans stać się zdolnym do życia człowiekiem. Skoro "może wszyscy", to oczywiście na czele z prezesem. Zwłaszcza, że także pani premier początkowo bez żadnych zastrzeżeń poparła apel biskupów. Sprawa wydawała się praktycznie zdecydowana. A teraz Beata Szydło zapewnia, że to było tylko jej prywatne zdanie, zaś prezes Polski nawet w wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego" mówi: "trzeba wypracować takie rozwiązanie, które będzie chroniło życie i zdrowie matek", natomiast prezydent Duda w rozmowie z "Rzeczpospolitą" stwierdza: "mam nadzieję, że zostanie wypracowanie rozwiązanie, które będzie miało szeroką akceptację społeczną". Wiadomo, że dość szeroką akceptację ma obowiązujący "kompromis". Całkowity zakaz, którego domaga się poparta przez biskupów fundacja "Pro Życie", jest wspierany przez
zdecydowaną mniejszość - czyli ma raczej dość wąskie poparcie.
W sprawie aborcji, podobnie jak w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, sytuacja stała się zatem dramatycznie niejasna. Z niewytłumaczonych przyczyn i bez żadnych wyjaśnień, początkowe niemal entuzjastyczne, jednoznaczne "tak" PiS-u dla odczytanego w katolickich kościołach apelu biskupów o poparcie drakońskiej zmiany ustawy aborcyjnej stało się w ciągu kilku dni czytelnym i jednoznacznym "nie". Ktoś to powinien zwolennikom "dobrej zmiany" objaśnić. Bo przecież PiS nie był dotąd znany jako przeciwnik Episkopatu polskiego Kościoła katolickiego, a prezes, prezydent i premier nie zapowiadali walki z "obrońcami życia". Ale "Wiadomości", które właśnie po to przeszły "dobrą zmianę", żeby pokazywać właściwą marszrutę, dramatycznie zawodzą. Zamiast objaśniać - milczą udając, że nic się nie dzieje.
W "Wiadomościach" TVP są więc wprawdzie bardzo różne wiadomości, ale najważniejszej nie ma. Tej mianowicie, że "dobrą zmianę" zmienia lepsza zmiana. Kremlinologicznie (do władzy PiS dość powszechnie stosuje się metody badania dawnej władzy sowieckiej) sytuacja wydaje się ciekawa. PiS-owski obraz świata zdaje się bowiem kruszyć w zderzeniu z rzeczywistością, która okazuje się twardsza i mniej plastyczna, niż Jarosław Kaczyński sobie wyobrażał, zanim objął władzę. W tym zderzeniu prezes wydaje się nieco mięknąć. Do tego stopnia, że nie tylko spotyka się z matką Maxa chorego na lekooporną padaczkę i popiera stosowanie leczniczej marihuany, akceptuje odwołanie ekipy "dobrej zmiany" ze stadniny w Janowie i dystansuje się wobec ekstremistów antyaborcyjnych, ale też zaczyna nadawać relaksujące sygnały w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Pani premier już zapowiada bliżej nieokreślone otwarcie mówiąc, że nowa PiS-owska ustawa o Trybunale będzie wymagała zmian. Jakich? Tego jeszcze nie wiadomo. Nie muszą to być
zasadnicze zmiany. Ale mogą. W tej sprawie decyzja jeszcze nie zapadła, ale się wykluwa. Częściowo merytorycznie, a częściowo politycznie.
Na stole leżą propozycje Kukiz'15, które otwierają PiS-owi drzwi do faktycznego odwrotu. Prezes zdaje się przygotowywać partię i jej zaplecze do takiego wariantu. Zdaje się już brać pod uwagę, że jeśli utrzyma się presja wewnętrzna i międzynarodowa, może to być konieczne. Bo wtedy i wewnątrzpartyjne napięcia mogą taką konieczność stworzyć.
Niesubordynacja kilku posłów wystarczy, żeby PiS stracił większość w Sejmie. Odpowiedzią na ryzyko takich sytuacji wydawał się dotąd rezerwuar szabel w klubie Kukiza. Ale ten rezerwuar ma teraz własne pomysły. Kluczowy jest zwłaszcza ostatnio zgłoszony pomysł, czyli dopisanie do konstytucji, że Trybunał ma sam decydować, jak publikowane są jego wyroki. Praktycznie taki zapis oznacza kres jedynowładztwa prezesa, cofnięcie reformy w prokuraturze, unieważnienie zmian w TVP itd. Politycznie oznaczałoby to zapewne wybory. Ale teraz, kiedy Kukiz'15 sondażowo rośnie, a PiS spada, Paweł Kukiz, którego wypowiedzi na temat władzy PiS bardzo się radykalizują, może chcieć takiego rozwiązania. I oferując miejsca na swoich listach, może do niego przekonać grupkę chwiejnych PiS-owców
Czy "Wiadomości" już ten nowy podmuch poczuły? Może poczuł go prezes Jacek Kurski, czujnie (choć nie zawsze trafnie) łapiący polityczne wiatry. Zdaje się, że poczuła go min. Beata Kempa, która po radykalnym zderzeniu z Trybunałem w pierwszej fazie walki, teraz nagle zanikła. Czujne dziennikarskie nosy nie mogły jednak nie poczuć, że trochę zmienia się zawartość politycznego kotła, gdy na miejsce dwóch politycznie ważnych wywiadów prezes i prezydent wybrali ostatnio "Rzeczpospolitą", mocno przecież związaną z obozem rządzącym poprzednio. Dla PiS-owskich mediów, podzielonych ostatnio nie tylko kłótnią o IPN, nie jest to łatwe do przełknięcia. Może także dlatego, część z nich tak się radykalizuje ("Gazeta Polska" wzywa do postawienia Tuska przed Trybunałem Stanu), a część ("Wiadomości") gwałtownie łagodnieje.
Co z tego wyniknie, jeszcze nie jest pewne. Nie sądzę, by sprawy były zdecydowane. Ale jest niemal pewne, że "dobra zmiana" zaczęła szukać dość istotnej zmiany. I nie jest wykluczone, że już niedziela, kiedy PiS będzie obchodził rocznicę smoleńską, lub najdalej środa (kiedy w Strasburgu będzie głosowana polska rezolucja), przybliży nas do odpowiedzi na pytanie, jaka ta zmiana będzie.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski