PublicystykaPiS szuka haków na opozycję? Jakub Majmurek: Dobra zmiana dokręca śrubę

PiS szuka haków na opozycję? Jakub Majmurek: Dobra zmiana dokręca śrubę

Ostatnim działaniom służb towarzyszą ataki ze strony telewizji publicznej, która pierwsza w sensacyjnym, tabloidowym tonie informowała o sprawie Piniora. Politycy PiS na razie wstrzymują się z ostrymi atakami na oponentów pod lupą służb. Joachim Brudziński nazwał co prawda Piniora „żałosnym, upadłym autorytetem”, ale ostry język i „bosmański wdzięk” tego polityka traktowane są z przymrużeniem oka także w samym PiS. Prezydent Duda gra dobrego policjanta, mówiąc, że „każdy jest niewinny, aż zostanie skazany przez sąd”. Z kolei Jarosław Kaczyński milczy - zapewne zajęty układaniem słów hołdu dla ojca Rydzyka na ćwierćwiecze Radia Maryja. Czy PiS ma świadomość, że bawi się granatem, który może im wybuchnąć w rękach?

PiS szuka haków na opozycję? Jakub Majmurek: Dobra zmiana dokręca śrubę
Źródło zdjęć: © East News | ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Jakub Majmurek

Prokuratorskie zarzuty postawione prezydentce Łodzi, Hannie Zdanowskiej, oraz legendzie „Solidarności”, Józefowi Piniorowi; wniosek CBA o wygaszenie mandatu prezydenta Lublina; nowa ustawa o zgromadzeniach publicznych, radykalnie ograniczająca prawo obywateli do demonstrowania swoich przekonań na ulicach; wreszcie kolejna prosta brzydkiego, brutalnego sporu o Trybunał Konstytucyjny - składają się na politycznie przygnębiającą, klaustrofobiczną atmosferę końca roku. Wszystkie te zjawiska złożone ze sobą stwarzają wrażenie, że dobra zmiana zaczyna nam wszystkim mocno dokręcać śrubę, podążając w stronę coraz bardziej policyjno-autorytarnego modelu rządów.

W ciągu ośmiu lat rządów PO straszono nas wszystkich PiS. Przestrzegano przed autorytarnymi zapędami tej partii, jej niezdrową fascynacją służbami specjalnymi, skłonnością do używania państwowego aparatu represji do walki z przeciwnikami politycznymi. W nieskończoność przypominano sprawę tragicznie zakończonego aresztowania Barbary Blidy. Im dalej od okresu 2005-2007, tym mniejszą skuteczność miały te ostrzeżenia. W 2015 ich mobilizacyjna siła spadła niemal do zera. Jedni wyborcy nie pamiętali, co działo się za pierwszego PiS. Inni kalkulowali, że przecież także partie polityczne uczą się na swoich błędach, a PiS po raz drugi nie pozwoli sobie na działanie tak politycznie ryzykowne, jak sprawa Blidy. Ostatnie tygodnie pokazują jednak, że ci drudzy mogli być w błędzie.

Prokuratura polityczna

#

Oczywiście, z formułowaniem oskarżeń, że władza nadużywa prokuratury do walki z politycznymi przeciwnikami, trzeba uważać. Stosowane bez umiaru niszczą podstawową tkankę zaufania, na jakiej spoczywa demokracja.

Ostrożność warto zachować także w sprawie Zdanowskiej czy Piniora. Bycie w opozycji do PiS czy nawet wspaniała karta z czasów opozycji nie dają glejtu na uczciwość. We wszystkich tych sprawach jest jednak na tyle dużo wątpliwości i znaków zapytania, że jako społeczeństwo mamy obowiązek przyglądać się im blisko. Jest to tym bardziej uzasadnione, że to rządząca partia podporządkowała prokuraturę ministerstwu sprawiedliwości i przejęła nad nią ręczne sterowanie.

Co konkretnie budzi obawy w powyższych sprawach? Po pierwsze, zarzuty, jakie im przedstawiono, są na tyle drobne, że możemy raczej mówić o zaniedbaniu z ich strony niż intencjonalnej korupcji.

Haki spod mikroskopu

#

W przypadku Hanny Zdanowskiej w Łodzi chodzi głównie o kredyt z 2009 roku. Zdanowska zaciągnęła go na zakup działki od swojego partnera. Wcześniej wpłaciła mu 150 tysięcy złotych zaliczki. To miał być jej wkład własny. Prokuratura twierdzi, że tej wpłaty nigdy nie było, a oświadczenie notarialne, jakie przedstawiła, było niezgodne z prawdą. Bank nigdy nie miał jednak do tych operacji żadnych zastrzeżeń. Kredyt został spłacony. Rzekome przestępstwo nie ma ofiary.

Jeszcze bardziej zagmatwana jest sprawa Krzysztofa Żuka, prezydenta Lublina. CBA zarzuca mu, że złamał ustawę antykorupcyjną, zasiadając jako prezydent miasta w radzie nadzorczej PZU Życie. Co do zasady nie wolno tego robić prezydentom miast pod sankcją utraty mandatu. Ale ustawa przewiduje wyjątek: sytuacje, gdy do rad nadzorczych prezydentów miast desygnuje skarb państwa. Tak było w wypadku Żuka, wysłanego do rady PZU „Życie” przez ministra skarbu z PO. CBA twierdzi, że minister nie miał do tego prawa, gdyż zasada ta nie dotyczy spółek, które mają mniej niż 50 proc. udziału skarbu państwa. Nawet jeśli doszło tu do przekroczenia litery prawa, to nic nie wskazuje, że w wyniku złych intencji Żuka. Z pewnością nie powinno to służyć jako pretekst do wygaszania mandatu bezpośrednio wybranego przez mieszkańców prezydenta.

W sprawie Piniora chodzi o rzekomą płatną protekcję na zawrotną kwotę 46 tysięcy złotych. Pinior miał ją otrzymać w zamian za interwencje podejmowane w ramach mandatu senatora na korzyść innego oskarżonego w sprawie. Problem w tym, że interwencje przebiegały zgodnie z prawem, a Pinior twierdzi, że kwota, o której mowa, była jedynie „koleżeńską pożyczką”. Na razie sąd, oceniając wniosek prokuratury o areszt, uznał, że „prawdopodobieństwo popełnienia płatnej protekcji jest niskie”.

Czy służby badałyby w ogóle te sprawy, gdyby nie dotyczyły polityków opozycji? Patrząc na działania prokuratury i CBA, ma się wrażenie, że pod mikroskopem szukają haków na przeciwników, nie wahając się sięgać po najbłahsze sprawy. Bo nawet jeśli zarzuty nie utrzymają się w sądzie, do oskarżonych przyklei się etykietka łapowników, a ich przykład będzie demobilizująco działał na innych przeciwników rządowego obozu.

Zauważmy też, że działaniom służb towarzyszą ataki ze strony telewizji publicznej, która pierwsza w sensacyjnym, tabloidowym tonie poinformowała o sprawie Piniora. Sami politycy PiS na razie wstrzymują się z ostrymi atakami na oponentów pod lupą służb. Joachim Brudziński nazwał co prawda Piniora „żałosnym, upadłym autorytetem”, ale ostry język i „bosmański wdzięk” tego polityka traktowane są z przymrużeniem oka także w samym PiS. Prezydent Duda gra dobrego policjanta, mówiąc w sprawie Piniora, że „każdy jest niewinny aż zostanie skazany przez sąd”. Z kolei Jarosław Kaczyński we wszystkich tych sprawach milczy - zapewne zajęty ostatnimi tygodniami układaniem słów hołdu dla ojca Rydzyka na ćwierćwiecze Radia Maryja. Niemniej wszystkie te sprawy dostarczają politykom PiS amunicji do atakowania oponentów, po którą pewnie w końcu sięgną.

Czyszczenie samorządów

#

No dobrze, ale po co PiS miałby właściwie szukać haków na włodarzy miast i Piniora? Co z tego może mieć partia Kaczyńskiego? Ano to, że takie akcje przygotowują grunt pod jej kampanię wyborczą do samorządów. A to samorząd jest dziś jednym z ostatnich bastionów chroniących przed totalną władzą PiS.

PiS – gigant w kraju – jest karłem w samorządach. Z 16 sejmików wojewódzkich rządzi w jednym – podkarpackim. W miastach powyżej 200 tysięcy mieszkańców nie ma żadnego prezydenta. A władza w sejmikach i dużych miastach to nie tylko wpływ na dzielenie sporych budżetów i stanowiska do obsadzenia dla aparatu, ale także polityczny prestiż. Duże miasta były jak dotąd barierą nie do przejścia dla PiS. Uderzenie w popularnych prezydentów – Zdanowską i Żuka – mogłoby otworzyć kandydatom „dobrej zmiany” drogę do zwycięstwa za dwa lata.

We Wrocławiu z prezydenckiego wyścigu wycofał się z kolei prezydent Dutkiewicz. W tej sytuacji Pinior miałby szansę powalczyć o prezydenturę miasta, gdzie jest bardzo popularny, jako kandydat centrolewicy. Sprawa łapówek bardzo utrudnia taki scenariusz. Służby i prokuratura, nawet jeśli nie takie były polecania wierchuszki PiS, działają jak miotła czyszczącą samorządy z przeciwników partii.

W przypadku Piniora dochodzi jeszcze sprawa walki tego polityka o wyjaśnienie nielegalnych więzień CIA na terenie Polski – obciążającej politycznie zarówno SLD, jak i pierwszy PiS.

Obywatelko, znaj swoje miejsce!

#

W obronie prezydentów Łodzi i Lublina wyszli już na ulice mieszkańcy tych miast. Sejm tymczasem przyjął w zeszłym tygodniu ustawę, która polityczne demonstracje ma znacznie utrudnić. Pierwszeństwo w prawie do zgromadzeń w przestrzeni publicznej zyskać mają rząd, organizacje religijne oraz imprezy cykliczne. Jeśli te zajmą dany termin, władza ma prawo odmówić rejestracji zgromadzenia.

Co to oznacza w praktyce? Ano to, że bardzo trudne będzie zorganizowanie kontrdemonstracji wobec marszu niepodległości czy miesięcznicy smoleńskiej. Że protest przeciw sobie władza będzie mogła zablokować przewidzianą na ten sam dzień uliczną uroczystością religijną lub rządową.

Wolność zgromadzeń to absolutna podstawa demokracji, jedno z narzędzi sprawowania przez obywateli kontroli nad politykami. Zapisy te budziłyby wątpliwości w wypadku rządu szanującego prawo obywateli do demonstrowania niezadowolenia na ulicach. Ten na takie wystąpienia przeciw sobie reagował jak dotąd histerią i agresją, wyzywając demonstrantów z KOD od „komunistów i złodziei”. W przypływie mimowolnej szczerości premier Szydło skomentowała czarny marsz słowami „nie pozwolimy wyprowadzać Polek na ulicę!” – tak jakby w demokracji to szefowa rządu miała prawo decydować, kto ma może demonstrowania na ulicach, a kto nie.

W normalnej sytuacji ustawa o zgromadzeniach padłaby pewnie w Trybunale Konstytucyjnym. Ale TK od prawie roku jest w stanie paraliżu. Walki o obsadzenie stanowiska prezesa TK kandydatem PiS tylko go pogłębiają. PiS wyraźnie założył, że teraz albo podporządkuje sobie TK, albo będzie go ignorował. Bezpiecznik sądu konstytucyjnego nie działa.

Ostrożnie z tym dynamitem

#

Czy to znaczy, że Polska zmienia się w dyktaturę? Uważajmy z takimi sformułowaniami, nie nadużywajmy ich, bo stracą sens. Jeszcze się nie zmienia, ale wszystkie te zjawiska wskazują na erozję demokratyczno-liberalnych standardów. Jako obywatele powinniśmy używać wszystkich dostępnych nam w porządku prawnym środków, by tej erozji postawić tamę.

Pamiętajmy też, że 9 lat wcześniej podobne działania nie skończyły się dla PiS dobrze. Sprawy Blidy, Leppera, Sawickiej miały być granatem rzuconym w przeciwników PiS. Granat wybuchł partii w rękach. Lęk przed „policyjnym państwem PiS” kosztował PiS wybory, a Mariusza Kamińskiego i Zbigniewa Ziobrę o mało co polityczną karierę. Wysilone zarzuty stawiane prezydentkom miast mogą tylko zmobilizować wokół nich wyborców. Prawdziwego gniewu ludu nie zatrzyma żadna, nawet jeszcze bardziej represyjna ustawa o zgromadzeniach.

Również sympatycy PiS powinni o tym wszystkim pamiętać i przekazać swoim wybrańcom: „panie i panowie, bawicie się z dynamitem. Ostrożnie, bo i wam może znów pourywać palce”!

Jakub Majmurek dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)