PiS rozważa pozew przeciwko członkom PKW. Partia ma plan B, skarbnik potwierdza
- Rozważamy złożenie pozwu cywilnego przeciwko Państwowej Komisji Wyborczej - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską skarbnik PiS Henryk Kowalczyk. Powód? Wstrzymywanie przez PKW decyzji o przyjęciu bądź odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS z kampanii. - Tracimy przez to ogromne odsetki kredytowe - słyszymy.
07.08.2024 | aktual.: 21.08.2024 15:30
Politycy PiS w rozmowie z WP zapewniają, że woleliby tego nie robić, ale widzą, że PKW - ich zdaniem - "jest poddana szantażowi", który ma skutkować odebraniem PiS-owi milionów złotych dotacji.
- Jak każda partia polityczna zaciągnęliśmy kredyt na trzy kampanie wyborcze. To są dziesiątki milionów złotych. I wskutek opóźniania decyzji przez PKW tracimy z tego tytułu ogromne odsetki. Dlatego też, jeśli PKW odrzuci nasze sprawozdanie finansowe, to nie tylko pójdziemy z tym do sądu, ale także wystąpimy z cywilnym powództwem o zapłacenie odszkodowań z tytułu podniesionych odsetek kredytowych - zapowiada w rozmowie z Wirtualną Polską skarbnik PiS, były wicepremier Henryk Kowalczyk.
Jak podkreśla, "ktoś musi ponieść za to odpowiedzialność".
Zobacz także
Politycy PiS składali oświadczenia
- Nie ma żadnych merytorycznych i obiektywnych podstaw do odrzucenia naszego sprawozdania, jest jedynie oczekiwanie obecnej władzy. Informacja podana w mediach o tym, że PKW rzekomo już podjęła decyzję, ma jedynie to oczekiwanie wzmocnić - uważa Henryk Kowalczyk.
Polityk odnosi się do najnowszych, szeroko komentowanych doniesień TVP o tym, jakoby PKW miała przesądzić już o nieprzyjmowaniu sprawozdania finansowego PiS za 2023 rok.
Były wicepremier, a obecnie skarbnik PiS, przekonuje, że "w tej chwili to już nie jest nawet wywieranie presji na PKW, ale wręcz szantaż". - Dlatego też widzimy dziś szukanie na siłę argumentów przeciwko nam, których nie ma. To jest dla nas skandaliczne zachowanie, nie tylko rządu, ale i PKW. To już jest niemalże standard rodem z Białorusi - mówi Kowalczyk.
I dodaje: - Ta sytuacja sprawa, że zaczynam się obawiać o stan demokracji i wolności w Polsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polityk w rozmowie z Wirtualną Polską przekonuje, że komitet wyborczy PiS dochowywał wszelkich standardów i podjął działania, które finansowanie kampanii miałoby uczynić "maksymalnie przejrzystym".
Jak przyznaje Henryk Kowalczyk, każdy kandydat PiS w wyborach parlamentarnych musiał złożyć oświadczenie o tym, że jest świadomy tego, że jeśli będzie finansował swoją kampanię poza komitetem wyborczym partii, to będzie ponosił za to odpowiedzialność indywidualną.
- Zbieraliśmy te oświadczenia na wszelki wypadek. To jest jasno rozdzielone, więc jeśli ktoś nadużył prawa, to jest jego problem, a nie komitetu. A w komitecie wyborczym wszystkiego pilnowaliśmy bardzo precyzyjnie, co do grosza. Wszystkie wydatki. Nie powinniśmy zatem mieć się czego obawiać - mówi WP Henryk Kowalczyk.
Skarbnik PiS przyznaje, że partia będzie starać się o przedłużenie kredytu zaciągniętego w banku. To kilkanaście milionów złotych.
PiS pójdzie do sądu
Jak pisał niedawno w WP Patryk Michalski, "obawy w partii są jednak coraz większe, dlatego jej politycy ostro atakują koalicję, zarzucając naciski".
- Jeśli PKW odrzuci nasze sprawozdanie finansowe, to będzie to wyłącznie decyzja polityczna. Najnowsze doniesienia w tej sprawie traktujemy jako presję na PKW ze strony rządu. Jeśli taka decyzja zostanie podjęta, pójdziemy do sądu - zapowiada w rozmowie z Wirtualną Polską polityk PiS z kierownictwa partii.
Jacek Sasin, jeden z czołowych polityków PiS, mówi WP: - Jeśli PKW podejmie decyzję zgodnie z rzeczywistością i racjonalną oceną, to żadne pieniądze nie zostaną Prawu i Sprawiedliwości odebrane. Ale jeśli PKW ulegnie naciskom Platformy i zakwestionuje fundusze na naszą działalność, które nam się należą z tytułu prawa, to będzie to element działań zmierzających do zniszczenia opozycji w Polsce. Jednak poradzimy sobie z tym, nie damy się zastraszyć.
Były wicepremier w rządzie PiS przyznaje, że gdyby Państwowa Komisja Wyborcza ograniczyła środki z budżetu dla PiS (każda partia może zgodnie z prawem na nie liczyć), to formacja ta będzie apelowała do swoich zwolenników o wsparcie.
Ale PiS chce tego "czarnego scenariusza" uniknąć. Jak?
- Jeśli PKW w nas uderzy, a spodziewamy się, że tak będzie, bo presja na komisję jest ogromna, to pójdziemy do sądu - zapowiada członek władz PiS.
To oficjalne stanowisko partii. Potwierdza to w rozmowie z WP jej rzecznik. - Jeżeli w Polsce rządzi prawo i jakiekolwiek zasady, wówczas nie dojdzie do zakwestionowania naszego sprawozdania, bo nie ma do tego żadnych podstaw. Wszystkie działania komitetu odbywały się zgodnie z prawem i obowiązującym kodeksem wyborczym - przekonuje nas Rafał Bochenek.
Jak zaznacza rzecznik PiS: - Członkowie PKW są zresztą tego świadomi, co wielokrotnie komunikowali i dlatego wciąż mam nadzieję, że nie będą ulegali politycznym, bezprawnym naciskom Tuska i jego towarzyszy.
PiS odpiera zarzuty
Od decyzji PKW partia Jarosława Kaczyńskiego będzie mogła odwołać się do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, w której większość stanowią sędziowie wskazani przez Krajową Radę Sądownictwa powołaną przez większość PiS w Sejmie (a nieuznawaną do dziś przez część środowiska sędziowskiego oraz obecny obóz władzy).
- To będzie pierwszy krok - twierdzi nasz rozmówca z PiS. - Aczkolwiek wiemy, że możemy mieć problemy. Bez pieniędzy z budżetu biedujemy, podobnie jak inne partie, a kampania prezydencka za pasem.
Partia Kaczyńskiego nie chce jednak dać się przycisnąć do ściany. Zamierza wykorzystać najnowsze doniesienia serwisu "19:30" (dawnych "Wiadomości"), wedle których sprawozdanie finansowe Prawa i Sprawiedliwości zostanie odrzucone przez Państwową Komisję Wyborczą.
Jeden z polityków PiS po opublikowaniu tych informacji nie mógł się nadziwić: - Przecież to jest albo jakaś ustawka, albo naprawdę tępa próba wywarcia presji na PKW przez obecny rząd za pośrednictwem TVP. Sami strzelają sobie w stopę, bo to grubymi nićmi szyte. Jak mogła zapaść decyzja o nieprzyjęciu sprawozdania, skoro PKW się nie zebrała i nie było głosowania w tej sprawie?
Eksperci sceptyczni wobec informacji telewizji
Inni - przede wszystkim znani eksperci, bynajmniej nie przychylni PiS - zwracali uwagę, że trudno cokolwiek przesądzać, skoro do Krajowego Biura Wyborczego nie dotarły nawet wszystkie niezbędne dokumenty.
Prawnicy w mediach społecznościowych twierdzili, że materiał "19:30" może być rodzajem "nacisku" na PKW albo próbą obwinienia PKW w przypadku, gdyby jej członkowie jednak nie odrzucili sprawozdania PiS (choć wiele wskazuje na to, że odrzucą, co jednak nie musi wiązać się z drastyczną karą finansową dla tej partii).
Eksperci zwracali też uwagę, że odrzucenie sprawozdania PiS - jak twierdzili niektórzy - nie może wynikać z wykorzystywania środków z Funduszu Sprawiedliwości do celów politycznych (bo PKW tą akurat kwestią zgodnie z obecnymi przepisami nie może się zajmować). Dlatego też PKW zwróciła się do rządu o dodatkowe dokumenty dotyczące działalności RCL i NASK za rządów PiS.
Przypomnijmy: Państwowa Komisja Wyborcza decyzję ws. sprawozdania finansowego komitetu PiS z wyborów parlamentarnych w 2023 r. miała podjąć do 31 lipca. Komisja jednak odroczyła posiedzenie w tej kwestii do 29 sierpnia, co PiS określa jako decyzję "polityczną".
W ostatnich tygodniach media podawały, że konsekwencją spodziewanego odrzucenia sprawozdania finansowego mogłaby być utrata przez PiS nawet 75 proc. z blisko 26-milionowej subwencji i do 75 proc. dotacji za każdy uzyskany mandat w parlamencie. To dawałoby w sumie niemal 100 mln zł w ciągu kilku lat.
Ale tak drastycznego dla PiS scenariusza nie należy się spodziewać.
Bochenek dla WP: Członkowie PKW biorą na siebie osobistą odpowiedzialność
W przypadku komitetu PiS kwota nieprawidłowego finansowania musiałaby sięgnąć co najmniej 1 proc. sumy wydatków - czyli 387 tys. zł (PiS na kampanię wydało bowiem 38 mln 781 tys. zł). Na razie PKW nie była w stanie doliczyć się nieprawidłowości w tej właśnie kwocie, ale - jak słychać nieoficjalnie - "liczenie trwa".
Zdaniem polityków PiS i współpracujących z tą partią ekspertów może ona stracić od 5 do 8 mln zł ("zakładając złą wolę Komisji", zaznacza jeden z nich). - Zabiorą nam max kilka milionów do końca kadencji. Ale bez tego sobie poradzimy, chociaż i tak jest już ciężko, bo wszystkie partie wyczyściły swoje budżety w poprzednich kampaniach - przyznaje rozmówca z PiS.
Rzecznik PiS Rafał Bochenek uważa jednak, że PKW "zachowa się zgodnie z prawem". - PKW nie może wychodzić poza ramy obowiązującego prawa i poza zakres swojej właściwości, w przeciwnym razie jej członkowie biorą na siebie w tym względzie osobistą odpowiedzialność - mówi Wirtualnej Polsce.
Jak podkreśla: - Nasza kampania była prowadzona zgodnie z zasadami i w pełni legalnie.
Bochenek dodaje, że "poza insynuacjami i medialnymi pohukiwaniami nie ma żadnych udowodnionych przypadków potwierdzających medialne zarzuty obecnej koalicji".
Mimo to, wedle naszych informacji, już w październiku - tuż przed początkiem prekampanii prezydenckiej - formacja Jarosława Kaczyńskiego może zainicjować zbiórkę pieniędzy od swoich działaczy i zwolenników. - Nie chcemy jednak nikogo do niczego zmuszać. Spokojnie czekamy na decyzję PKW - zapewnia rozmówca z PiS.
Inni o spokoju nie chcą mówić. - Jest nerwowo - przyznaje jeden z działaczy.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl