PiS potrzebuje nowego otwarcia
Premier Donald Tusk ma wciąż bardzo silne poparcie. Ponad połowa Polaków ocenia go pozytywnie. Nie jest to nic nadzwyczajnego. I inni premierzy mieli dobre wyniki - choćby premier Kazimierz Marcinkiewicz. Choć Jarosław Kaczyński jako szef rządu cieszył o wiele mniejszą estymą Polaków. Zbierał niecałe 30% poparcia (według CBOS). Istotne jest to, że Tusk o wiele lepiej wypada w sondażach niż prezydent Lech Kaczyński, którego popiera tylko jedna trzecia badanych. Specjaliści od wizerunku, którzy mieli poprawić notowania głowy państwa, chyba ponieśli porażkę. Od roku popularność Lech Kaczyńskiego pozostaje na tym samym niskim poziomie.
Ta dysproporcja między wynikiem Kaczyńskiego, a wynikiem Tuska jest tym bardziej znacząca, że pełnienie funkcji prezydenta to robota łatwa, lekka i przyjemna w porównaniu z odpowiedzialnością premiera. To Tusk podejmuje niepopularne decyzje np. ogranicza wcześniejsze emerytury. A Kaczyński chce się zaprezentować jako troskliwy prezydent i wszystkie trudne decyzje rządu wetuje. Nie da się go obarczyć odpowiedzialnością za niskie emerytury, bezrobocie, brak autostrad, bo to nie jego działka. I mimo tych sprzyjających okoliczności nie udaje mu się zyskać sympatii wielu Polaków. Dlatego szanse Lecha Kaczyńskiego na reelekcję maleją w zastraszającym tempie, bo nawet jeśli lider PO spadnie w rankingach popularności, to nie oznacza to, że pozycja obecnego prezydenta będzie mocniejsza.
Tusk oczywiście nie może spać spokojnie, bo spadek notowań jego rządu jest już o wiele bardziej znaczący niż spadek sympatii do samego premiera. A to zły znak. Poparcie dla Platformy jest nadal wysokie, ale widać jednak, że powoli spada. A kryzys gospodarczy może to opadanie przyspieszyć. Pogorszą się nastroje Polaków, bo wzrost płac ostro przyhamuje, prawdopodobnie wzrośnie bezrobocie. I tłumaczenia rządu, że to nie jego wina, lecz Amerykanów, którzy żyli na kredyt, na niewiele się zdadzą.
Z kolei PiS powinien się martwić faktem, że po roku rządzenia rządu PSL-PO jego popularność nie wzrasta. A można było oczekiwać, że ludzie rozczarowani Platformą spojrzą na partię Jarosława Kaczyńskiego łaskawszym okiem. Nie liczyłabym też na miejscu Prawa i Sprawiedliwości na kryzys, bo on nie polepszy notowań tego ugrupowania. Coraz wyraźniej widać, że PiS potrzebuje nowego otwarcia i nowego stylu. Dziś wyborcy nie wiedzą czego ta formacja chce. Podobno nowy program gospodarczy PiS ma przyciągnąć nowych wyborców. Być może Jarosław Kaczyński będzie chciał pozyskać drobnych przedsiębiorców z Polski B, oferując im np. ulgi podatkowe. Ale czy to wystarczy? Problem w tym, że to - nie tyle PiS - ile sam Kaczyński powinien zmienić swój wizerunek, ale coraz mniej osób wierzy, że to możliwe.
Na kryzysie może natomiast zyskać Lewica, o ile nie pogrąży się w wewnętrznych sporach. I o ile będzie skuteczna w wymuszaniu na PO rozwiązań prosocjalnych, a ma taką siłę, bo Platforma blokowana przez prezydenta musi szukać poparcia po lewej stronie sceny politycznej. PSL nie zachwyca swoimi notowaniami. Ale sami ludowcy uspokajają: już tyle razy stawiano na nas krzyżyk, a my jednak wciąż trwamy. Liczą na to, że ich spokój, ich strategia.
Dominika Wielowieyska, publicystka "Gazety Wyborczej", specjalnie dla Wirtualnej Polski