PiS oficjalnie nie powie tego o marszu. "Tusk zaskoczył", "opozycja się uczy"

Politycy PiS w nieoficjalnych rozmowach z Wirtualną Polską zupełnie inaczej oceniają niedzielny marsz niż wynikałoby to z partyjnego przekazu. To już nie porażka, a trafiają się słowa uznania. Podkreślają, że PO odniosła "organizacyjny sukces", "lipy nie było", a "opozycja się uczy". Przyznają też, że Donald Tusk zaskoczył ich jednym szczegółem - zagospodarował pole, które chcieli mieć na własność.

Donald Tusk przemawia na placu Zamkowym w Warszawie na zakończenie Marszu 4 Czerwca
Donald Tusk przemawia na placu Zamkowym w Warszawie na zakończenie Marszu 4 Czerwca
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Paweł Supernak
Patryk Michalski

Politycy PiS już w trakcie marszu 4 czerwca kolportowali w mediach społecznościowych przekaz o "niskiej frekwencji" i "marszu nienawiści".

Wtórowali im współpracownicy TVP. Jeden z nich stwierdził nawet, że "7 na 10 osób, które spotkał, nie przyjechały na marsz, ale m.in. do zoo". W tym samym czasie czoło marszu było na Krakowskim Przedmieściu, choć niektórzy uczestnicy nawet nie wyruszyli jeszcze z placu na Rozdrożu.

Taka propaganda rozbawiła nawet część przedstawicieli partii rządzącej.

Pięcioro polityków PiS, którzy zastrzegli sobie anonimowość, opowiedziało nam, co naprawdę myślą o marszu 4 czerwca. Mówią też o tym, jak naprawdę protest jest postrzegany wewnątrz ich ugrupowania.

Wniosek: partyjny przekaz w wielu punktach rozjeżdża się z tym, co sądzą politycy partii władzy. I sami przyznają, że ciężko go będzie utrzymać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Tusk szczególnie nas zaskoczył jedną rzeczą. Cały marsz został zorganizowany w barwach biało-czerwonych - mówi poseł PiS.

- Do tej pory to nam udało się zbudować wizerunek biało-czerwonej drużyny, a Platformę mogliśmy krytykować za brak polskich flag na ich wydarzeniach. Nasi wyborcy lubią, kiedy opozycję przedstawiamy jako "unijczyków" - dodaje inny poseł.

- Widać, że opozycja się uczy. Jeszcze się nie nauczyła, ale wyciągają wnioski, a to dla nas sygnał - mówi nasz trzeci rozmówca.

"Jesteś patriotką, jesteś patriotą"

Według źródeł WP to właśnie fragment wystąpienia Donalda Tuska na temat patriotyzmu był wśród polityków PiS szczegółowo analizowany.

"Dzisiaj, widząc biało-czerwone serduszka, w których macie Polskę, w tych sercach nosicie ojczyznę, kiedy widzę te biało-czerwone sztandary - pokażcie je wszyscy, wszyscy, którzy macie je w rękach - to mam prawo i obowiązek dzisiaj to powiedzieć: jesteś patriotką, jesteś patriotą i dlatego sprzeciwiasz się złu" - mówił lider PO.

"Jesteś patriotką, jesteś patriotą, to znaczy, że opowiadasz się za wolnością, za polską bezpieczną. Jeśli jesteś patriotką i patriotą, to nie zgodzisz się na wyżynanie lasów i zatruwanie Odry. To jest patriotyzm. Tu jest biało-czerwona, tu jest Polska!" - dodał ze sceny były premier.

Czwarty poseł partii rządzącej, z którym rozmawiamy, twierdzi, że powyższy fragment świadczy o zmianie strategii Platformy Obywatelskiej.

Polityk jednocześnie uważa, że biało-czerwone barwy dobrze wyglądały w zagranicznych zdjęciach. - Nie wiem, ile z flag przynieśli organizatorzy, a ile uczestnicy, bo widziałem też dużo unijnych flag - dodaje.

"Lipy nie było"

Nasz następny rozmówca z PiS wprost krytykuje partyjny sztab za strategię celowego zaniżania frekwencji. Przedstawiciele władzy powtarzają, że w Warszawie szło około 100 000 osób. Żaden z naszych rozmówców w to nie wierzy. Szacunki są różne - od 200 000 do 350 000 manifestujących. Żaden z naszych rozmówców nie wierzy też jednak w "pół miliona uczestników", co podali organizatorzy. Twierdzą, że to "zawyżone szacunki".

- Nie wiem, kto wpadł na pomysł uderzania we frekwencję. To najgłupszy z możliwych pomysłów. Marsz był intensywnie przygotowywany przez trzy tygodnie, na koniec włączyły się inne partie opozycyjne. Spodziewaliśmy się, że frekwencja nie będzie zła - mówią nam posłowie PiS. - Lipy nie było - ucina inny rozmówca.

- Trzymam się z daleka od wypowiedzi kolegów, którzy nerwowo powtarzają, jak to było mało osób. To bez sensu. Marsz był całkiem sprawnie zorganizowany, Platforma miała na to sporo czasu. Uderzanie we frekwencję może tworzyć wrażenie, że w sztabie jest pożar - mówi polityk PiS.

"Za wcześnie na wnioski"

- To na pewno nie jest ostatnie słowo z PO, więc zawsze patrzę z szacunkiem na działania oponentów. Dla mnie marsz nie jest jednak przełomem. Samo pojawienie się Donalda Tuska na marszu mobilizuje pewną część naszego elektoratu. Z koleżankami i kolegami dostajemy od wczoraj wiadomości od ludzi, którzy piszą: "jak możemy się zaangażować, jak pomóc, co zrobić, żeby Tusk nie wrócił do władzy" - słyszymy.

Pięcioro naszych rozmówców twierdzi, że PiS nie powinno lekceważyć marszu 4 czerwca. Zwracają m.in. uwagę, że "to pierwsze wydarzenie na opozycji po latach, kiedy widać było energię". - Kpiny nie są dobrą drogą, ale uważam, że od niedzieli nic się nie zmieniło i piłka wciąż jest po naszej stronie. Choć w ubiegłym tygodniu to nasz spot i zamieszanie wokół ustawy dotyczącej rosyjskich wpływów zwiększyły frekwencję opozycji - mówi jeden z nich.

- Wyborów nie wygrywa się na marszach i w Warszawie - powtarza poseł PiS. - Platformie wydarzenie się udało, my musimy odpowiedzieć kolejnymi naszymi wydarzeniami. Nie mam wątpliwości, że Tusk poważnie myśli o wygranej - puentuje jeden z naszych rozmówców.

Czytaj też:

Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
pisobchody 4 czerwcaprawo i sprawiedliwość
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1361)