Marsz, na który TVP będzie szukać haków [OPINIA]
Tysiące ludzi chcących innej, lepszej ich zdaniem, Polski. Dużo uśmiechów, flag, transparentów. No przykro mi bardzo, ale naprawdę trzeba się bardzo postarać, żeby się do czegokolwiek doczepić.
Podobno pan z Kalisza, ten z trzysta osiemnastego rzędu, miał wulgarny transparent o chęci wyrządzenia krzywdy Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Ponoć pani Leokadia spod Poznania wypowiedziała kilka brzydkich słów do kamery zawsze czujnej ekipy rządowej telewizji.
Kilkadziesiąt, a być może kilkaset osób, zakrzyknęło zaś "je... PiS".
Widać, wyraźnie, że nie postarał się ani Tusk, ani jego kompani - jak na zapowiadany od dawna przez rządzących oraz bandę sprzyjających im propagandzistów marsz nienawiści, coś mało tej nienawiści.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
“PiS to rak polskiej duszy”. Prof. Matczak o marszu 4 czerwca
Spokojny marsz
Zabawne jest to, jak ludzie zmieniają swoje podejście w moment - w zależności od politycznych potrzeb.
Gdy przez Warszawę przechodził Marsz Niepodległości, w rządowych mediach widziałem narrację, że nie można z pojedynczych wulgarnych transparentów wyciągać wniosków co do organizacji całej uroczystości.
Ba, zgadzałem się z tym - pisałem publicznie, że np. Marsz Niepodległości w 2021 r. był spokojny i kilku idiotów szukających zadymy tego nie zmienia; bo zawsze w wielotysięcznym gronie znajdą się ludzie głupi i podli.
Gdy jednak idzie marsz organizowany przez Donalda Tuska, rządowe media - gdy już zaczęły relacjonować jego przebieg, bo ważniejsze przecież było gotowanie na jakimś festynie przez Jacka Sasina - ubolewają nad brutalizacją życia publicznego. Powód? Ktoś na stacji metra zaintonował wykrzykiwanie brzydkich haseł, ileś osób to podłapało. A pan idący w piątym kilometrze pochodu najchętniej by "odstrzelił kaczkę".
I żeby była jasność – potępiam takie hasła, potępiam chamstwo. Ale gdy ktoś stara się przekonać ludzi, że wulgarna hołota przeszła przez Warszawę, to najzwyczajniej w świecie kłamie.
Na marszu 4 czerwca było spokojnie. Było znacznie więcej uśmiechów niż grymasu. Było – jakkolwiek by nie brzmiało – na swój sposób nawet nudno.
Prawo do oczekiwań
Czy to się komuś podoba, czy nie, rację mają organizatorzy marszu, że "tu jest Polska". Nie cała, rzecz jasna, ale jej istotny substrat.
Lekceważenie tysięcy ludzi - wtórne, czy tych ludzi jest 100 tys., 500 tys. czy milion - jest po prostu nieprzyzwoite.
Słyszałem od uczestników pochodu, co ich boli i co chcą zmienić. Dla jednych kluczowe są podwyżki dla nauczycieli. Inni chcą szerokiego finansowania procedury in vitro. Jeszcze inni - ułatwień w dokonaniu aborcji. Jeden chce niższych podatków, drugi - większego zainteresowania państwa losem zwykłego obywatela.
Czy zgadzam się ze wszystkimi postulatami? Nie. Czy część z nich się wyklucza? Zapewne.
Ale czy to jakikolwiek kłopot? Nie, żaden. Polacy mają prawo do różnych opinii, różnych pomysłów i różnych oczekiwań.
To, co połączyło uczestników marszu, to niezadowolenie z rządów Prawa i Sprawiedliwości. I tu znów: każdy ma prawo do takiej oceny, jak i ma prawo to zamanifestować.
Analogicznie: nie widziałbym nic złego w marszach poparcia dla rządu. Jedynie dobrze by było, gdyby nie finansowały takich pochodów spółki Skarbu Państwa.
Odpowiedź w postaci twierdzeń, że dzisiejszy marsz to marsz nienawiści, jest oznaką słabości. Pokazaniem, że to, co wielu Polaków mówi, nie ma dla rządzących znaczenia.
Nie głosują na nas, ba - są przeciwko nam, to my nie będziemy interesowali się ich opiniami, uznamy je za hejt, za nienawiść.
Istota demokracji
Niektórzy tworzą zarzut: to marsz polityczny. Na pasku TVP Info przeczytałem, że Tusk wraca do strategii "ulica i zagranica". Perorował Tomasz Sakiewicz, niezależny dziennikarz biorący publiczne dotacje na swoje przedsięwzięcia.
No, zgadza się, to marsz polityczny. W tym znaczeniu, że organizują go politycy, przemawiają politycy, a część z niesionych i skandowanych haseł ma wydźwięk polityczny. Wraz z tym naczelnym – że uczestnicy są różni, ale łączy ich niezadowolenie z rządu i chcą zmiany władzy jesienią.
Ale co w związku z tym? Na tym marszu - choć jestem tylko jego obserwatorem, a nie uczestnikiem - widzę to, co w demokracji jest dobre. Widzę ludzi, którzy chcą brać odpowiedzialność za swój kraj. Część intensywniej, część symbolicznie, poprzez wzięcie udziału w wydarzeniu.
Nigdy nie powiedziałem złego słowa na marsze organizowane przez środowisko Prawa i Sprawiedliwości. Ba, kibicowałem każdej takiej inicjatywie, bo uważam, że tego typu wydarzenia, z udziałem setek tysięcy Polaków, są istotą demokracji.
Dużo to lepsze, niż gdy grono 231 krawaciarzy siedzących w Sejmie, w zupełnym już oderwaniu od prawdziwego obrazu Polski i bolączek Polaków, decyduje o tym, jaka będzie przyszłość nas wszystkich.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl