PiS nagle zmienia zdanie i rozwiązuje worek z pieniędzmi. "Odpowiedź na marsz 4 czerwca"
Rząd przed wyborami nowelizuje budżet i zwiększa wydatki o ponad 20 mld zł. Choć jeszcze w maju politycy PiS-u przekonywali, że to niemożliwe. Jednorazowe dodatki mają dostać m.in. nauczyciele. - Nie sądzę, żeby to był punkt zwrotny - uważa prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
W samym środku długiego weekendu rząd w nadzwyczajnym trybie zdecydował się na zwiększenie wydatków budżetowych o 20,8 mld zł i podniesienie deficytu o 24 mld zł. – Jeżeli chodzi o wskaźnik inflacji, to średniorocznie rzeczywiście jest nieco wyższy niż prognozowany przy ustawie budżetowej, gdzie było to 9,8 proc. Tutaj mamy 12 proc. - przyznała minister finansów Magdalena Rzeczkowska.
Z informacji WP wynika, że zmiana zaskoczyła nawet posłów PiS. – Słyszeliśmy, że przed konwencją nie ma szans na ogłoszenie wielkich zmian i dodatkowe duże programy. Coś się zmieniło i wygląda to na szybki ruch - mówi nieoficjalnie jeden z polityków partii rządzącej.
Kiedy Jarosław Kaczyński zapowiedział wprowadzenie 800 plus od nowego roku, politycy Platformy Obywatelskiej domagali się wprowadzenia wyższego świadczenia już od czerwca. W odpowiedzi przedstawiciele partii rządzącej przez wiele dni powtarzali, że taka zmiana byłaby nieodpowiedzialna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ruch prezydenta ws. komisji. "Nie weźmiemy udziału"
PiS nagle zmienia zdanie. "Odpowiedź na marsz 4 czerwca"
- To jest po prostu całkowicie niepoważne, niemożliwe do przeprowadzenia. Ja nie ukrywam, że nie oceniam wysoko kwalifikacji pana Tuska jako premiera, ale nie aż tak nisko, żeby on nie wiedział, że w ciągu dwóch tygodni zmienić budżetu - bo to by trzeba zmienić budżet, zapewnić nowe środki dla tego budżetu i dokonać wielu innych zmian, które są potrzebne, żeby to zaczęło działać - to jest przedsięwzięcie po prostu niewykonalne - mówił Jarosław Kaczyński w Polskim Radiu.
To nie pierwszy raz, kiedy PiS szybko nowelizuje budżet. Tym razem kilka miesięcy przed wyborami i wbrew wcześniejszym zapowiedziom. Rząd zdecydował się na taki ruch po środowej konferencji Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego z przewodniczącym NSZZ "Solidarność" Piotrem Dudą.
Podpisane porozumienie zakłada m.in. wypłatę 1125 zł nagrody dla nauczycieli z okazji 250. rocznicy utworzenia Komisji Edukacji Narodowej, czy dodatki dla pracowników sfery budżetowej. Dodatki mają trafić również do sędziów, w tym sędziów skłóconego Trybunału Konstytucyjnego. Prezes PiS kolejny raz zapowiedział również "otwarcie drogi do emerytur stażowych". W nowelizacji budżetu zapisano również dodatkowe 14 mld zł dla samorządów.
Opozycja: "przedwyborcza gra PiS"
Nowelizacja budżetu na opozycji jest postrzegana wyłącznie w kategoriach kampanii. - To rozpaczliwe ruchy partii, która wie, że przegra wybory. Jarosław Kaczyński jest w stanie obiecać słonia w karafce, żeby wygrać wybory. Ale nawet słoń w karafce mu nie pomoże - mówi WP posłanka Koalicji Obywatelskiej Izabela Leszczyna.
Według byłej wiceminister finansów w rządzie PO-PSL "propozycje są nieuczciwe". - My chcemy większych podwyżek dla budżetówki, które zrównoważą inflację. A co robi PiS? Odmraża kwotę bazową, na podstawie której wylicza się świadczenia socjalne. To pokazuje, że PiS traktuje wynagrodzenia ludzi jak kiepską kiełbasę wyborczą. Ale nie dziwią mnie te nieodpowiedzialne i propagandowe zachowania, bo PiS nigdy nie czuł się odpowiedzialny za finanse publiczne - twierdzi posłanka.
W podobnym tonie wypowiada się dyrektor legislacji Lewicy. "PiS wyciąga z kapelusza nowelizację budżetu, choć tydzień temu krzyczeli, że to niemożliwe. Jednorazowe dodatki zamiast podwyżek - żeby zwiększyć niepewność pracowników i uzależnić ich sytuację od dobrej lub złej woli rządu. Czas z tym skończyć - czas na systemowe rozwiązania!" – napisał Dariusz Standerski na Twitterze.
"PiS jest w patowej sytuacji"
Profesor Rafał Chwedoruk w rozmowie z WP mówi, że to próba wyjścia z defensywy i odpowiedzi na cykl wydarzeń, których symbolem stał się marsz 4 czerwca. - PiS jest partią skazaną na składanie tego typu obietnic. Wszystkie poprzednie wybory i zwycięstwa były pochodną mobilizacji grup, które trudno zmobilizować. Politolog zwraca jednak uwagę, że narzędzia, po które partia rządząca sięga, nie muszą być skuteczne przed nadchodzącymi wyborami.
- Nie sądzę, żeby to był punkt zwrotny, bo większość budżetówki i tak będzie po drugiej stronie. Żyjemy w czasach, w których obywatele zidentyfikowali kryzys, zanim oficjalne wskaźniki to potwierdziły. W czasach kryzysu jesteśmy mniej solidarni, bardziej martwimy się o siebie i swoją kieszeń, mniej o innych. Jesteśmy bardziej przewrażliwieni na wydatki budżetowe i dotyczy to również części elektoratu PiS-u. PiS jest więc w patowej sytuacji - dodaje prof. Chwedoruk.
"PiS musi gasić kryzysy"
Ekspert zwraca uwagę, że PiS od czasu COVID-u działa w zupełnie innych realiach. - Musi gasić kryzysy w wymiarze ekonomicznym, społecznym czy politycznym. Żadna z proponowanych reform nie jest propozycją strukturalną, taką jak obniżenie wieku emerytalnego czy likwidacja gimnazjów. To wylewanie kubła wody na palący się las. To podważa sprawczość PiS-u i sprawia, że może być identyfikowana jako władza miotająca się, która nie potrafi rozwiązywać kryzysów.
Profesor uważa, że partia Jarosława Kaczyńskiego wejdzie w kampanię wyborczą w trudnym położeniu. - PiS na pewno jest w lepszej kondycji niż kiedy przegrywało wybory w 2011 r., bo jest większą formacją, ma więcej członków i zasobów. Ale pierwszy raz od tamtego czasu PiS nie jest faworytem. Albo nie ma instrumentów zwiększania swojego poparcia, albo te instrumenty już nie działają. PiS jest więc w sytuacji, kiedy jej kierownictwo wie, że partia prawdopodobnie przegra te wybory, ale nie może tego powiedzieć, bo cały mechanizm przestałby funkcjonować - uważa nasz rozmówca.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski