PiS chce obniżyć emerytury funkcjonariuszom SB. "Czuję się pokrzywdzony, jestem przygotowany na skierowanie sprawy do Strasburga"
- Podobnie jak poprzednim razem udam się do Sądu Pracy. Jeśli tam nie wygram, to jestem przygotowany na skierowanie sprawy do Strasburga. Poprzednim razem tamtejszy Trybunał Praw Człowieka nie przyznał mi co prawda racji, odrzucając formalnie moje prawo do przedłożenia skargi, ale wierzę, że tym razem będzie inaczej. Polska ma dziś gorsze notowania w Europie i być może nastawienie sędziów będzie inne. Mam nadzieję, że dożyję korekty proponowanych zmian, a polski podatnik zapłaci - niestety, co stwierdzam ze smutkiem - za błędy ustawodawców - mówi Wirtualnej Polsce WM, były oficer wywiadu w Departamencie I MSW. Zgodnie z projektem ustawy dekomunizacyjnej przygotowanej przez rząd, jego emerytura zostanie obniżone za czas pracy w latach 1979-1990. Jeśli przepisy wejdą w życie, niższe świadczenia będzie od 1 stycznia pobierać łącznie 18 tys. byłych funkcjonariuszy SB.
Czytaj także:
Aparat bezpieczeństwa w PRL - zadania i metody działania
WP: Prawo i Sprawiedliwość zamierza obniżyć emerytury byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Jak pan ocenia tę decyzję?
WM: Czuje się pokrzywdzony. Państwo najpierw na coś się ze mną umówiło, a teraz nie chce wywiązać się z tego zobowiązania. Zresztą nie po raz pierwszy. W 1990 roku mimo pozytywnej weryfikacji zostałem zwolniony ze służby. Odszedłem do prywatnej firmy. Nie zabawiłem tam zbyt długo, bo już po dwóch latach, państwo ponownie wezwało mnie do służby proponując pracę w UOP. Rok później uchwalono ustawę zgodnie z którą lata przepracowane w Służbie Bezpieczeństwa - w moim przypadku było ich 12 - będą liczone jak bieżące. W 2007 roku z przyczyn osobistych odszedłem na emeryturę, a dwa lata później dowiedziałem się, że moje świadczenie zostanie obniżone. Gdybym wtedy wiedział, że taka decyzja zostanie podjęta, to nie przechodziłbym na emeryturę tylko pozostał w służbie i pracował może nawet do dziś. W ostatnich latach zostałem już raz niesprawiedliwie potraktowany, a teraz nastąpi to ponownie.
WP: Rząd twierdzi zupełnie przeciwnie. Obniżkę esbecki emerytur nazywa elementem sprawiedliwości dziejowej, która ucieszy osoby prześladowane przez system komunistyczny.
- Bawi mnie ta retoryka. Jeśli jest w ojczyźnie grupa osób pokrzywdzonych przez dawny system, to za doznane krzywdy państwo powinno zaoferować im odpowiednią rekompensatę. Mało tego, uważam, że należy ukarać tych, którzy ich prześladowali. Nie powinno się natomiast obniżać emerytur ludziom, którzy nie popełnili żadnych niegodziwości, zrobili rachunek sumienia i odkupili służbę w "niesłusznych" czasach lojalną służbą już w czasach "słusznych".
WP: Przez dużą część społeczeństwa obniżenie emerytur odbierane jest jako forma pewnej kary.
- Jeśli tak, to przypominam, że taki akt został już poczyniony. W poprzedniej ustawie z 2009 roku nasze emerytury zostały obniżone i to dosyć drastycznie. Na zasadzie zbiorowej odpowiedzialności. A nawet jeśli już przyjąć, że jestem "bandytą z mocy ustawy z 2009 roku", to nie można kilka razy karać za to samo. Gdyby Trybunał Konstytucyjny nie został dziś sparaliżowany, to planowana decyzja z pewnością zostałaby uznana za niekonstytucyjną.
WP: Skąd ta pewność? Poprzednim razem TK, co prawda niejednomyślnie, ale przyznał rację tym, którzy zadecydowali o obniżeniu waszych świadczeń.
- Proszę zauważyć, że przy ocenie poprzedniej ustawy część sędziów stwierdziła, że obniżenie emerytur jest uprawnieniem ustawodawcy, ale jednorazowym. Skoro tak, to nie może dojść do tego po raz kolejny. Zresztą tamten wyrok był odpowiedzialnością zbiorową, co też zostało zauważone przez niektórych sędziów. Do dziś ciągną się procesy sądowe za zbyt pochopne zaliczenie do struktur Służby Bezpieczeństwa rozmaitych instytucji resortu spraw wewnętrznych, które nie powinny się tam znaleźć. Sam lansuję pogląd, że służyłem w strukturach wywiadu najpierw jako analityk, a potem w kontrwywiadzie zagranicznym i w związku z tym żadnej "Solidarności" nie tropiłem i nie prześladowałem.
WP: Sugeruje pan, że był tym lepszym esbekiem?
- Powtórzę - służyłem w kontrwywiadzie zagranicznym, w wydzielonej Służbie Wywiadu i Kontrwywiadu, kierowanej przez ówczesnego generała W.Pożogę, nie w Służbie Bezpieczeństwa. Nie skrzywdziłem żadnego rodaka, bo pracowałem przeciwko Amerykanom. Co ciekawe, moja wcześniejsza działalność wcale im nie przeszkadzała po 1990 roku. Mało tego, po latach docenili mój profesjonalizm, przyznając, że byłem twardym graczem i mieli ze mną problemy. Po 1990 zrobiłem rachunek sumienia za lata niesłuszne, nikt z mojego powodu nie płakał - nawet w USA - ponadto zostałem pozytywnie zweryfikowany. Jeśli jeszcze ktoś ma wątpliwości odnośnie mojej postawy, to myślę, że "odpokutowałem" tzw. niesłuszny okres przez 14 lat niebezpiecznej służby, w tym w jednym z najtrudniejszych operacyjnie obszarów Bliskiego Wschodu, także w warunkach wojennych, dla Polski w III RP. Paradoksalnie: Amerykanie - dopuścili mnie, jak i kilku moich kolegów, do wielu tajnych projektów, realizowanych wspólnie przez nasze wywiady. Natomiast moje własne
państwo wystawiło mnie do wiatru i to - jak się zapowiada - dwukrotnie.
WP: Znaczną część pobierających wysokie emerytury przedstawicieli Służby Bezpieczeństwa stanowią osoby, które nie zrobiły rachunków sumienia, a w przeszłości wykonywały swoją pracę z premedytacją, krzywdząc wiele niewinnych osób. Nie uważa pan, że w ich przypadku obniżenie świadczeń jest słuszną decyzją?
- Nie. To będzie kolejne ukaranie tych ludzi, bo już raz obniżono im świadczenia. Poza tym odnoszę wrażenie, że z funkcjonariuszy SB próbuje się zrobić kozłów ofiarnych. Jeśli ustawodawca uznał, że należy rozliczyć czasy niesłuszne i wskazał, że beneficjenci ówczesnego systemu nie powinni być jego beneficjentami, to powinien uczynić to w sposób konsekwentny.
WP: Jakie konkretne działania ma pan myśli?
- Jeśli już rządy po 1990 roku chciałyby być konsekwentne, to redukcja ewentualnych świadczeń powinna być dokonana ponad 20 lat temu i powinna objąć cały aparat partyjny, wojsko, sędziów, prokuratorów i innych funkcjonariuszy państwowych, którzy wspierali tamten system. Wtedy władze mogłyby mówić, że „sprawiedliwość się ziściła”, bo nie byłoby szczególnego wyróżnienia jednej - niezbyt licznej grupy. Proponowane przepisy nie mają ze sprawiedliwością nic wspólnego. Są PR-owym chwytem i trywialną zemsta na niektórych. Znów karze się tych, którzy wykonywali polecenia, a nie ludzi, którzy je wydawali. Z funkcjonariuszy SB po raz kolejny robi się kozłów ofiarnych.
WP: Skoro nie zgadza się pan z podjętą decyzją, to domyślam się, że znów będzie pan walczył o swoje racje.
- To będzie moja druga przymiarka do sprostania niesprawiedliwości. Podobnie jak poprzednim razem udam się do Sądu Pracy. Jeśli tam nie wygram, to jestem przygotowany na skierowanie sprawy do Strasburga. Poprzednim razem tamtejszy Trybunał Praw Człowieka nie przyznał mi co prawda racji, odrzucając formalnie moje prawo do przedłożenia skargi, ale wierzę, że tym razem będzie inaczej. Polska ma dziś gorsze notowania w Europie i być może nastawienie sędziów będzie inne. Mam nadzieję, że dożyję korekty proponowanych zmian, a polski podatnik zapłaci - niestety, co stwierdzam ze smutkiem - za błędy ustawodawców. Oczywiście nie poniosą oni żadnych konsekwencji swojej decyzji. Cóż, ustawodawca korzystając dziś z bezwzględnej większości w Sejmie może uchwalić, np. że Ziemia jest płaska. I kto mu zabroni?
WP: Czy Pana znajomi ze służb wykażą się podobną determinacją? Sądy zostaną zalane falą pozwów?
- Tak sądzę. Poprzednia ustawa dotknęła mocniej funkcjonariuszy z dłuższym „epizodem” w strukturach MSW. A rzekomo wysokie obecne emerytury tych którzy służyli po 1990 roku są wynikiem długiego stażu, konsekwentnego awansowania i powierzania tym „byłym esbekom” także funkcji kierowniczych lub doradczych w odnowionych służbach.
< WM w latach 1979-1990 służył jako oficer wywiadu w departamencie I MSW. W 1990 roku został pozytywnie zweryfikowany. Do służby przywrócono go trzy lata później. Pracował UOP, a później w Agencji Wywiadu. W 2007 roku odszedł na emeryturę.