Piotr Czerwiński: Irlandia demonstruje potęgę światu
Dzień Dobry Państwu albo dobry wieczór. W Irlandii znowu mówi się, że Irlandia wychodzi z kryzysu. Mają o tym świadczyć rekordowe zyski z eksportu irlandzkich produktów, nie wspominając o rekordowym eksporcie samych Irlandczyków. Ze szczęścia minister opieki społecznej chce obciąć 40 euro z dodatku na dziecko, tutejsza drużyna piłkarska przegrała z Niemcami 6:1, zaś dwie dziewczyny z Cork pobiły się o chłopaka, utrwalając swoją solówkę na Youtube, po czym wyrzucono je ze szkoły. Tymczasem w ubiegłą sobotę nie padało prawie przez cały dzień. A teraz jadziem.
Jak to zwykle bywa w irracjonalnych czasach propagandy sukcesu, Irlandia wiele ostatnio robi, by pokazać światu, że ma coś do pokazania światu. Najnowszym patentem jest objawienie, że kraj ten posiada siły zbrojne, czego dotąd w zasadzie nie było widać, słychać ani czuć; konspirowanie ma tu bowiem ogromne tradycje i lokalna armia raczej nie pokazuje się publicznie ani nie oznajmia nikomu o swoim istnieniu. Tym razem jednak zrobiła dwa wyjątki. Pierwszym była wyspa Rockall, 250 mil morskich od Donegal, która jest niezamieszkaną skałą wielkości przeciętnej Galerii Mokotów. 57 lat temu Anglicy, jak to Anglicy, ogłosili, że Rockall należy do Wielkiej Brytanii, po czym zatknęli na nim swoją flagę i przykuli tablicę z tradycyjnym listem miłosnym do królowej. Irlandczycy, jak to Irlandczycy, nie zaakceptowali tego pomysłu. Sprawa wróciła w ubiegłym tygodniu, wypierając w mediach tradycyjną kryzysową zapchajdziurę w postaci aborcji, oto bowiem irlandzka marynarka wojenna odbyła buńczuczny patrol wokół Rockall,
demonstrując swoje imperialne ambicje wobec tego miejsca. Sprawa byłaby w zasadzie i zabawna, gdyby nie to, że na dnie morza w tej okolicy ma się ponoć znajdować złoże ropy naftowej, warte sporo miliardów euro. Prawdopodobnie z tego powodu podobne roszczenia wobec Rockall mają Duńczycy oraz mieszkańcy Islandii. Jak to zwykle bywa, gdzie czterech się bije, tam piąty korzysta, proponuję zatem, byśmy założyli na Rockall Nową Polskę i ogłosili niepodległość. Co prawda na skale zmieści się pewnie góra trzech naszych, ale co tam. Pozostali zamieszkają na platformach wiertniczych, gdy tylko nadejdzie prosperity.
Oprócz tego armia irlandzka, która - jak już wspomniałem - nie pokazuje się raczej publicznie, pokazała się ostatnio publicznie z okazji manewrów. Trzystuosobowa ekipa Irlandczyków manewrowała utrzymywanie pokoju na świecie; w najbliższym czasie Irlandia ma bowiem zamiar wysłać ich do Libanu, by tam zademonstrowali, jak się to robi w krainie Bajobongo.
W Donegal natomiast życie bezrobotnych Polaków przypomina masaż hawajski, co wiemy dzięki odkryciu Google Translatora przez dziennikarzy z Irish Independent, czytających polską prasę.
Ponadto cały kraj obiegła wiadomość, że odnotowano tu rekordowy w historii republiki eksport irlandzkich towarów na zagraniczne rynki, przynoszący równie historyczny zysk w postaci 9 miliardów euro miesięcznie. Żeby było śmieszniej, złotonośną kurą nie okazało się być ciemne piwo Guinnessa, tylko chemikalia, farmaceutyki oraz olejki eteryczne. To nie dziwi, ponieważ jak wiemy, Irlandia słynie z czystości, promocji zdrowia i ogólnej pedanterii. Guinness natomiast ma zdrożeć o 5 centów za kufel, co spowodowało gwałtowne protesty w światku pubowym: oznacza to bowiem, że do każdych dwunastu piw będzie odtąd trzeba dopłacić ponad pół euro. To może być kamień mogilny irlandzkiego pijaństwa, moi Państwo, nie inaczej.
Abstrahując od piwa, każda dziedzina irlandzkiego życia inaczej zareagowała na radosną wieść o rekordowym eksporcie pigułek i olejków, przybliżających nas ponoć coraz bardziej realnie do wyjścia z legendarnego kryzysu. Irlandzka drużyna piłki kopanej, która wsławiła się własnymi kibicami (i niczym więcej) podczas mistrzostw Euro 2012, przeszła sama siebie, przegrywając na własnym boisku 1:6 z reprezentacją Niemiec. W Dublinie mówi się, że najstarsi górale nie pamiętają takiego obciachu i teraz możemy już na bank być pewni, że futbol prędko odejdzie w tych stronach w zapomnienie, zaś do łask wrócą lokalne sporty, których największą zaletą jest to, że zawsze wygrywa w nich Irlandia, ponieważ grywa w nie wyłącznie Irlandia z Irlandią. Czyż to nie pomysłowe. Polacy też powinni wymyśleć sobie coś takiego i przestać fascynować się zwycięstwem na Wembley. No bo ileż można, moi Państwo.
Wielką radość z gospodarczych sukcesów Irlandii wyraził tutejszy minister opieki społecznej, ogłaszając, że będzie cudownie, jeśli z miesięcznego dodatku na dziecko obetnie się każdemu irlandzkiemu rodzicowi 40 euro, zostawiając okrągłą stówkę. Nie zdziwiłbym się, gdyby chodziło o fundusze na zbrojenia, by móc demonstrować pociąg do Rockall z jeszcze większym zapałem. No bo przecież wychodzimy z kryzysu, kto by zatem oszczędzał na dzieciach dla wspomagania gospodarki?
Euforii nie ma końca. W niecodzienny sposób wyraziły ją dwie trzynastoletnie dziewczynki ze Szkoły Średniej Chrystusa Króla w Cork, które wyzwały się na solo za górką, bacząc by zostało sfilmowane i zamieszczone na Youtube. Pojedynek miał charakter wolnoamerykański i obejmował wszystkie niedozwolone chwyty, oprócz kopnięć w jajka, oczywiście. W roli medalu występował chłopak z tej samej szkoły, wobec którego obie panie miały ambicje natury romantycznej. W ciągu kilku dni film obejrzało 28 tysięcy ludzi. Pan dyrektor w ramach podzięki za udaną promocję szkoły, której sława zabrnęła teraz nawet do Wirtualnej Polski, zawiesił je w czynnościach ucznia.
Tymczasem skoro już o małolatach mowa, to w irlandzich programach telewizyjnych dla dzieci zakazano reklamy chrupek, herbatników, masła, majonezu, napojów bezalkoholowych, hamburgerów i frytek, oraz większości gatunków płatków śniadaniowych. Można natomiast reklamować dzieciom ser, a także składane potwory z karabinami maszynowymi, plastikowe miecze, tasaki, maczety i maczugi, oraz gry planszowe, dzięki którym można nauczyć się szatkować wrogów z użyciem każdego z tych narzędzi.
Fascynacja irlandzkim sukcesem eksportowym przygniotła mnie do ziemi, poszedłem więc na imprezę urodzinową przedszkolaków, która polegała na tym, by drzeć się jak Johnny Rotten, rzucać w tłum jak Axl Rose, ciskać tortami jak Charlie Chaplin i grać na plastikowej trąbce jak Louis Armstrong, a także wyprowadzać z równowagi personel centrum rozrywki, składający się z byłych mieszkańców Środkowej Afryki. Mój syn tymczasem zajął strategiczne miejsce przy stole obok Włoszki, która, by wyrazić radość z tej okazji, oferowała mu pół swojego ciasteczka. Myślę, że będą z niego ludzie.
Dobranoc Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com.