Pierwsza pomoc nad wodą. Zapytaliśmy na plaży, jak uratować tonącego
- Wzywałabym pomoc, bo nie wiem, czy sama potrafiłabym uratować, ale na pewno reagowałabym i krzyczała – powiedziała nam mieszkanka Podlasia wypoczywająca nad Zalewem Dojlidy – popularną miejską plażą w Białymstoku. Reporter WP Marek Goraczak zapytał wypoczywających nad wodą Polaków o ratowanie tonącej osoby - czy i jak zareagowaliby. Nasi rozmówcy zaskoczyli wiedzą i zdali egzamin z odpowiedzialności w sytuacji zagrożenia czyjegoś życia. - Gdyby ktoś się topił to oczywiście ruszyłabym na ratunek. Umiem pływać i wiem, jak ratować ludzi, bo w pewien sposób jestem z tego przeszkolona. Oczywiście sytuacje są zawsze dynamiczne i trzeba mierzyć siły na zamiary. Gdy jest pełno ludzi, tak jak tutaj, zawsze ktoś ma pod ręką jakieś koło, materac, cokolwiek, rzucić to na pomoc, starać się uspokoić i doholować do brzegu – tłumaczyła wypoczywająca na białostockiej plaży kobieta. - Akurat trafił pan na ratownika. Jeżeli coś mi przeszkadza, np. wiek, sprawność czy kontuzja to oczywiście wzywam najbliższych ludzi, można stworzyć tzw. łańcuch życia w wodzie. Zdecydowanie nie można obojętnie przechodzić obok tak groźnej sytuacji – przyznał kolejny rozmówca WP. - Na pewno najpierw należy wezwać pomoc i starać się jakoś ratować, sprawdzając, jak wygląda sytuacja, patrząc też na swoje ryzyko – odpowiedziała kolejna białostoczanka. – Ja akurat umiem pływać, więc być może po prostu wskoczyłbym do wody. Wiem, że najlepiej jest też rzucić koło ratunkowe, bo ktoś, kto tonie ma takie odruchy, że może wciągnąć drugą osobę pod wodę i może być niebezpiecznie – stwierdził młody mężczyzna.