Pełnomocnik Kulczyka: kłamliwe i oszczercze zarzuty
Zdaniem pełnomocnika Jana Kulczyka - prof. Jana Widackiego zarzuty podnoszone wobec niego są oszczercze i kłamliwe. Zapowiada wniosek do sądu przeciwko osobom głoszącym te oszczerstwa.
30.11.2004 | aktual.: 30.11.2004 12:19
Zbigniew Wassermann (PiS) i Konstanty Miodowicz (PO) wnieśli o wyłączenie z udziału w przesłuchaniu Jana Kulczyka jego pełnomocnika, prof. Jana Widackiego. Wassermann zarzucał mu wspieranie fundacji "Bezpieczna Służba", we władzach której była żona nieżyjącego już gangstera Jeremiasza Barańskiego -"Baraniny".
Widacki przypomniał, że już wcześniej członkowie komisji próbowali go zdyskredytować. Twierdzili, że bronię jednego z tzw. baronów paliwowych, co okazało się nieprawdą, bo nie bronię od października ubiegłego roku - powiedział profesor.
Kolejny zarzut, to ten, że miałem udział w nadaniu obywatelstwa Jankielewiczowi (jeden z właścicieli spółki J&S - PAP). Otóż departament społeczno-administracyjny w MSW, który tymi sprawami się zajmował, nigdy nie był przeze mnie nadzorowany - wyjaśnił Widacki. Dodał, że po dokładnym zbadaniu tej sprawy okazało się, że to obywatelstwo zostało nadane wtedy, gdy ministrem był pan poseł Antoni Macierewicz. Więc jakoś ten zarzut już nie był podnoszony - zaznaczył.
Teraz jest zarzut o fundację Bezpieczna Służba. Rzeczywiście w 1990 roku zgłosili się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ludzie - jedno nazwisko pamiętam - Herszman - z propozycją założenia fundacji, której celem byłaby pomoc rodzinom policjantów poległych w służbie. Cel był szlachetny i zbożny - powiedział.
Przypomniał, że w tym czasie fundację rejestrował minister. Ustawa mówiła, że fundator może się zwrócić do ministerstwa o napisanie statutu. Ponieważ oni prosili o napisanie statutu, skierowałem ich do biura prawnego i biuro napisało im ten statut - przyznał.
Wyjaśnił, że wtedy zmieniły się przepisy i fundacja została zarejestrowana w 1991 roku nie przez ministra spraw wewnętrznych, czy personalnie przeze mnie, tylko przez sąd w 1991 r.
Wśród fundatorów była Krystyna Barańska. W 1990 roku nie miałem pojęcia, kto to jest Jeremiasz Barański, że to jest "Baranina" dowiedziałem się pewnie, pod koniec lat '90. A że pani Krystyna Barańska to żona "Baraniny", dowiedziałem się pewnie kilka tygodni temu - dodał.
Żaden organ państwowy - szczególnie sąd - nie ma obowiązku badać stosunków rodzinnych fundatorów. Fundacja została zarejestrowana przez sąd i jako jedna z trzystu iluś była pozostawała w nadzorze przez ministra spraw wewnętrznych - powiedział. Dodał, że fundacja nie miała dostępu do żadnych informacji, ani wpływu na żadne decyzje.
Fundacja - jak każda - powinna być kontrolowana przynajmniej dwa razy w roku. Z dokumentów w sądzie wynika, że nie kontrolował tej fundacji żaden z moich następców na stanowisku wiceministra, ani ministrów - ani pan Macierewicz, ani pan minister Marek Biernacki, który już wiedział, kto to jest Baranina - mówił. I ta fundacja formalnie chyba nadal istnieje, chociaż nie wiem, czy podjęła jakąś działalność - dodał.
W jego ocenie wyciąganie tej sprawy jest próbą manipulowania opinią publiczną. Jest to oszczerstwo i kłamstwo - tak jak poprzednie, które już się zdążyły wyjaśnić od 9 listopada, a były podnoszone - dodał. To próba wyłączenie go ze sprawy PKN Orlen co zresztą mi pochlebia, bo widzę, że komisja nie chce bym był pełnomocnikiem, czyli mogę podejrzewać, że się mnie boi - powiedział.
Zaznaczył, że podejmie kroki prawne i jeśli posłowie nie będą się chowali przed immunitetem, to staną przed sądem.