Pełnomocnicy nie są zaskoczeni doniesieniami z "Rzeczpospolitej" ws. katastrofy smoleńskiej
Mec. Rafał Rogalski przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską, że nie jest zaskoczony doniesieniami z "Rzeczpospolitej". Gazeta poinformowała, że Polacy, którzy badali wrak samolotu, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych. Zarówno mec. Rafał Rogalski jak również inny pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej mec. Bartosz Kownacki przyznają, że takie informacje dochodziły do nich wcześniej. - Nie czuję się upoważniony, żeby podawać szczegóły - zaznacza mec. Rogalski ucinając temat. - Taką wiedzę miałem, ale z innych źródeł niż prokuratura - przyznaje natomiast mec. Kownacki.
30.10.2012 | aktual.: 06.11.2012 14:24
"Rzeczpospolita" donosiła, że polscy prokuratorzy i biegli mieli wątpliwości co do rosyjskiej ekspertyzy pirotechnicznej. Przez miesiąc badali wrak w Smoleńsku. Ich badania wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę. (Więcej na ten temat: na wraku tupolewa w Smoleńsku odkryto ślady materiałów wybuchowych)
Mec. Rafał Rogalski poproszony przez Wirtualną Polskę o komentarz w sprawie, mówi, że wielokrotnie podkreślał, że wersje stworzone na samym początku śledztwa, a przynajmniej teoretycznie realne, powinny być badane do samego końca. W tym kontekście przypomina wypowiedzi z kwietnia 2011 roku. Jak ogłosił wtedy prokurator generalny Andrzej Seremet podczas konferencji podsumowującej dotychczasowe ustalenia śledztwa w sprawie katastrofy rządowego tupolewa, "prokuratura wojskowa nie znalazła dowodów na to, by w czasie lotu do Smoleńska doszło do zamachu". – Dowody, którymi dysponujemy, jednoznacznie wykluczają tezę o działaniu osób trzecich w kontekście tej katastrofy – powiedział płk Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Wskazał opinie biegłych, m.in. Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, którzy nie stwierdzili obecności w miejscu katastrofy materiałów wybuchowych, toksycznych i radioaktywnych - przypomina archiwalna "Rz". Mec. Rogalski ocenia, że wypowiedzi z prokuratury okazały
się bezpodstawne. Dodaje, że ma nadzieję, że "dzisiejsze informacje zostaną bardzo poważnie potraktowane i zweryfikowane przez wojskowych prokuratorów".
O komentarz do doniesień "Rz" ws. śladów materiałów wybuchowych Wirtualna Polska poprosiła również mec. Bartosza Kownackiego. Pełnomocnik jest zdziwiony, że o takich "rewelacjach" dowiaduje się z prasy, a nie prokuratury. - Nie jestem osobą, która nie bywa w prokuraturze, czy też nie ma z nią kontaktu, a takich informacji o jakich pisze dzisiejsza "Rzeczpospolita" oficjalnie z prokuratury nie miałem. Natomiast wiedzę, że takie informacje mogą się pojawić, miałem z innych źródeł - mówi pełnomocnik. Pytany przez Wirtualną Polskę, o jakie źródła chodzi, odpowiada, że nie chce zdradzać, ale nie była to prasa czy politycy.
Zdaniem mec. Kownackiego jeżeli informacje z "Rz" potwierdzą się, będzie to najlepsze świadectwo, ile tak naprawdę warta jest rosyjska dokumentacja ws. katastrofy smoleńskiej. - To pokazuje, ile warta jest dokumentacja, która trafiła do Polski z Rosji. Poczekajmy jeszcze parę godzin, aż głos w tej sprawie zabierze prokuratura. Ale pamiętamy, co się działo m.in. z materiałami sekcyjnymi. Dlaczego cała reszta ma być na innym poziomie? - pyta retorycznie mec. Kownacki.
Jednocześnie podkreśla, że wyjaśnienie wszystkich przyczyn katastrofy smoleńskiej jest bardzo trudne, jeżeli nie niemożliwe. - Duża część materiału dowodowego - przez oddanie śledztwa Rosjanom, ale również niezabezpieczeniu go, bo nikt przecież nie bronił polskiej stronie brać udziału w czynnościach na lotnisku w Smoleńsku - została bezpowrotnie utracona i nie wiem, czy w ogóle będzie możliwe wyjaśnienie wszystkich okoliczności katastrofy - mówi mec. Kownacki. Jednocześnie dodaje, że szereg badań można jeszcze wykonać, co - jak puentuje pełnomocnik - potwierdzają konferencje naukowców, z których wynikało, że jest jeszcze dużo materiału dowodowego, który można zabezpieczyć i na jego podstawie próbować wyjaśnić rozmaite okoliczności ws. katastrofy rządowego tupolewa.