Paweł Lisicki: Prezydent - PiS. Rękawica została rzucona
Od czasu, kiedy po prezydenckich wetach Jarosław Kaczyński w głośnym wywiadzie dla telewizji Trwam zapowiedział, że czeka nas gorąca jesień, wielu komentatorów spodziewało się, że najważniejszy spór w najbliższych miesiącach będzie dotyczył dekoncentracji mediów. Tymczasem wygląda na to, że pole bitwy jest gdzie indziej. I że, co zaskakuje, tym razem pierwszy w szranki stanął prezydent Andrzej Duda, a ściślej jego nowy doradca Michał Królikowski.
Już sam jego wybór jest, z punktu widzenia Zbigniewa Ziobry, obecnego ministra sprawiedliwości faktycznie odpowiadającego za kształt odrzuconych ustaw, prowokacją. To zaś, co powiedział w pierwszym publicznym wystąpieniu w "Kropce nad i" w TVN24 to prawdziwa salwa ognia skierowana w PiS. I nie tylko dlatego, że nowy doradca prezydenta pojawił się w nielubianej przez PiS stacji, ale przede wszystkim ze względu na to, co powiedział. "Zawetowane przez prezydenta ustawy były destrukcyjne" - mówił Królikowski. "Nie dopuszczam sytuacji, że można tłumaczyć lojalnością wobec państwa, duchem propaństwowości, tak radykalny zamach na instytucje".
O ile nie zaskakują pochwały pod adresem prezydenta - jego decyzja według Królikowskiego była "genialna, mądra i propaństwowa" - to już tak radykalna krytyka projektów PiS musi zwolenników tej partii szokować. Warto przypomnieć, że za ustawami zdecydowanie wypowiedział się przecież prezes Jarosław Kaczyński, który weto prezydenta nazwał poważnym błędem. Poparła je też jednoznacznie premier Beata Szydło w swoim wystąpieniu telewizyjnym. "Dzisiejsze weto prezydenta spowolniło prace nad reformą. Co więcej, zostało potraktowane jako zachęta przez tych, którzy walczą o utrzymanie niesprawiedliwego systemu, wielkich i małych nadużyć oraz opresji dla wielu uczciwych obywateli" - mówiła w lipcu premier. Sam zaś domniemany autor, Zbigniew Ziobro za weta kilka razy ostro prezydenta bezpardonowo atakował, przestrzegając go przed tym, że może stać się postacią groteskową. Można sądzić zatem, że wywiad Królikowskiego to odłożona w czasie zemsta na ministrze sprawiedliwości. A także rękawica rzucona sejmowej większości.
Ustawy, które zdaniem liderów PiS były tak oczekiwane przez Polaków, to, według doradcy prezydenta, bubel. To, co politycy PiS uważali za dopełnienie sprawiedliwości, Królikowski nazwał "jaskrawym naruszeniem zasady niezawisłości sędziowskiej". Jeden fragment jego wypowiedzi można uznać wręcz za polemikę ze słowami Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS twierdził, że reformy sądów, w tym Sądu Najwyższego, muszą być radykalne. Królikowski: "Ja tej potrzeby gruntownej reformy, gdyby spojrzeć na to od strony ściśle prawniczej, czyli fachowej, nie widzę".
Wprawdzie wszystko to są jedynie słowa Królikowskiego, a nie prezydenta, wprawdzie sam profesor zastrzegał się, że nie wie, jakie rozwiązania zaproponuje Andrzej Duda, ale można to spokojnie uznać za zasłonę dymną. Nie mogę uwierzyć, żeby takie rzeczy profesor mówił na własną rękę. A skoro tak, to spokojnie można uznać, że szorstka przyjaźń prezydenta i prezesa PiS rychło może przekształcić się po prostu w otwartą niechęć i medialną wojnę. Pewne jest jedno: gdyby prezydent chciał zemścić się za pogardliwe słowa ministra Ziobry pod swoim adresem, to wybór byłego wiceministra sprawiedliwości w rządach PO-PSL na swojego nowego doradcę był precyzyjnie trafiony.
Najważniejsza różnica
Nie jest przypadkiem, że tuż po objęciu władzy Zbigniew Ziobro przekreślił przygotowane przez profesora Królikowskiego projekty. To Królikowski bowiem odpowiadał od 2011 roku, pracując u ówczesnego ministra sprawiedliwości, Jarosława Gowina, za legislację i to on przygotował reformę postępowania karnego, która gruntownie zmieniała sposób prowadzenia procesu. Najważniejsza różnica polegała na tym, że Królikowski wprowadził tzw. tryb kontradyktoryjny, w którym to sędzia miał odgrywać jedynie rolę arbitra, a zadanie ustalenia prawdy faktycznej przełożono na strony postępowania. Niewątpliwie wprowadzenie tego rozwiązania przyspieszyłoby przebieg spraw; krytycy pomysłu wskazywali jednak na to, że system kontradyktoryjny jest wygodny dla bogatszych, bo to ich było stać na zapewnienie sobie lepszej obsługi prawnej. O ile do tej pory ta przewaga była równoważona przez sędziego, to po wejściu w życie nowego systemu jego rola zostałaby znacznie ograniczona. Byłby raczej notariuszem niż aktywnym podmiotem, decydującym o kształcie i przebiegu procesu. Nic dziwnego, że występując w roli obrońcy interesów prostych ludzi, minister Ziobro reformę skasował.
Jak pogodzić zatem słowa doradcy prezydenta, że "nie widzi radykalnego problemu kadrowego tzw. niekompetentnego Sądu Najwyższego" z głównym przesłaniem wystąpienia lipcowego premier Szydło: "Każdy z nas ma w swoim najbliższym otoczeniu kogoś, kto został skrzywdzony przez wymiar sprawiedliwości. (...) zrozpaczeni Polacy proszą mnie o interwencję, bo są bezradni w starciu z korporacją sędziowską. Jako PiS wsłuchujemy się w głos zwykłych Polaków, a oni mówią wyraźnie: prawo ma służyć wszystkim tym, również tym najsłabszym, a dotąd tak w Polsce nie było". To dwa całkiem różne i chyba sprzeczne punkty widzenia.
Dlatego sądzę, jeszcze nie widząc gotowych projektów nowych ustaw przygotowanych przez prezydenta, że PiS uzna, że nie spełniają one kryterium "służby wszystkim, także najsłabszym". To, co pokaże prezydent, a w czym na pewno znaczący udział będzie miał profesor Królikowski, zostanie - można śmiało przewidywać - przez ministra Ziobrę, a także Jarosława Kaczyńskiego, uznane za zwycięstwo korporacji prawników i za złamanie danej wyborcom w czasie kampanii obietnicy. W sensie praktycznym oznaczać to może tylko jedno: żadne nowe projekty reform sądów w życie nie wejdą. A w sensie politycznym?
Można przewidywać, że dla Andrzeja Dudy dwa lipcowe weta były swoistym przekroczeniem Rubikonu. Zarówno coraz ostrzejsze wypowiedzi jego rzecznika, ministra Krzysztofa Łapińskiego, jak i wybór na doradcę Michała Królikowskiego pokazują, że prezydent zamierza odgrywać coraz bardziej samodzielną rolę. Tym bardziej, że wyraźnie sprzyjają mu sondaże - weta przyniosły mu najbardziej spektakularny od miesięcy wzrost zaufania. To zaś na pewno zachęca go do dalszych, śmiałych ruchów. Czy jednak spór ambicjonalny przerodzi się w ideowy? Tak, czeka nas gorąca jesień, tyle, że tym razem zadba o to nie opozycja, ale najprawdopodobniej sam obóz władzy.
Paweł Lisicki dla WP Opinii