PublicystykaPaweł Lisicki: Chamy nie mają prawa nami rządzić. W odpowiedzi Jerzemu Stuhrowi

Paweł Lisicki: Chamy nie mają prawa nami rządzić. W odpowiedzi Jerzemu Stuhrowi

Pod koniec roku, jak zwykle, w różnych miejscach ukazują się wywiady z mędrcami, którzy dzielą się z narodem swą wizją przyszłości, teraźniejszości i przeszłości. Jednym przyznają rózgi, innych chwalą. Taki, jak rozumiem, był sens obszernej rozmowy ze znanym aktorem i reżyserem, Jerzym Stuhrem, opublikowanej na łamach WP Opinie. Tyle że im dłużej czytałem wywody Stuhra, tym bardziej miałem wrażenie, że znanego aktora opanowała jakaś dziwna i nieogarnięta obsesja, że chcąc innych leczyć, recepty przepisywać i choroby zwalczać, sam stał się ofiarą szalejącej powszechnie epidemii.

Paweł Lisicki: Chamy nie mają prawa nami rządzić. W odpowiedzi Jerzemu Stuhrowi
Źródło zdjęć: © East News | TOMASZ URBANEK
Paweł Lisicki

Dziwne do jakiego stopnia aktor zatracił kontakt z rzeczywistością. Wzywając do walki z nienawiścią, sam przecież ją krzewi. Wytykając drugim pogardę, sam od niej nie stroni. Chyba że cała jego krytyka obecnych władz, PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego – który to jawi się jako dziwne skrzyżowanie lorda Voldemorta, starożytnego Heroda i szekspirowskiego Ryszarda III – jest tylko zasłoną dla złości i frustracji, wynikającej z tego, że obecne władze telewizji nie potrafiły się wobec Stuhra właściwie (według niego) zachować. To by dopiero była prywata i egoizm czystej wody! Tak czystej, że aż nie jestem w stanie o nią Stuhra podejrzewać. Dlatego w jego opiniach i osądach raczej wolę widzieć pewną przypadłość powszechną - postawę typową dla znacznej grupy polskiej inteligencji współczesnej.

Pierwszą cechą charakterystyczną ich wypowiedzi jest, skądinąd słuszny, sprzeciw wobec zła. I tak też zaczyna Stuhr: „Bo w ogóle coraz więcej jest tej nienawiści. Mało kto się potrafi już powstrzymać”. Ma rację? Oczywiście. Walka z nienawiścią, agresją i wrogością zdaje się być rzeczą ze wszech miar godną pochwały. Tylko że kiedy przechodzi Stuhr do konkretów, okazuje się, że ową nienawiść tylko po drugiej stronie dostrzega i tylko swoim przeciwnikom ją przypisuje. Dlatego nie waha się mówić o współczesnej cenzurze, która tym tylko różni się od tej z czasów PRL, że jest bardziej dzika: „Wtedy to jednak było zorganizowane, przygotowane, przemyślane, biuro cenzury, komitety partyjne... A dzisiaj to jest chaos, na dziko, byle jak, bez planu na całość”. Wychodzi na to, że w czasach komuny cenzura to była kultura i rozsądek, dziś zaś - chamstwo i tłuszcza. O, tak, rzeczywiście, ład wtedy i spokój prawdziwy panował, towarzysze w Warszawie i w Moskwie nad nim czuwali, a teraz rządzą barbarzyńcy pisowscy. Aż łezka się w oku kręci, a w sercu rośnie prawdziwa tęsknota za dawną, starą, rzetelną i cywilizowaną cenzurą.

Jak wielu innych aktorów i ludzi sztuki, którzy nagle postanowili zostać komentatorami politycznymi, również i Stuhra najbardziej dotyka rzekoma pisowska pogarda dla bliźnich. Dowodem na ową niskość i podłość charakteru ma być, sądzi reżyser, sposób, w jaki prezes PiS potraktował Donalda Tuska: „Albo jak Jarosław Kaczyński powiedział o Tusku do ludzi: „A niech go oni sobie tam wezmą!”. Oni! Oni! Ta pogarda… Boże…”. Znowu, nic tylko płakać nad losem biednego Tuska i jego straszliwymi ranami. I może nawet dałbym się Stuhrowi przekonać i do współczucia poruszyć, gdyby nie to, co ówże mówi dalej, tłumacząc zjawisko utrzymującego się masowego poparcia dla owej okropnej i zamordystycznej władzy.

Kiedy prowadzący rozmowę Grzegorz Wysocki przypomina aktorowi, że w sondażach PiS ciągle wygrywa, Stuhr odpowiada: „A bo jest dużo takich. To cała wieś jest! Robimy błąd, że ciągle patrzymy z punktu widzenia Warszawy. Wybory wygrywa się dzisiaj na wsi. (...) A dlaczego prezydent Duda jeździ po jakichś dziurach i małych miasteczkach? Tylko to go interesuje. I msza u Rydzyka”. Właściwie Stuhr nie musi mówić nic więcej. W tych kilku zdaniach nie tylko pokazuje, co myśli o sporej grupie Polaków, może jednej trzeciej, a może nawet, licząc z małymi miasteczkami, większości społeczeństwa, ale też, nieświadomie zapewne, udowadnia, że duża grupa polskiej inteligencji z wygranej PiS żadnego wniosku nie wyciągnęła. „Dużo takich” - to oczywiście mieszkańcy wsi i prowincji, wszyscy spoza wielkich miast. Oni to mieszkają w „dziurach” i słuchają ojca Rydzyka. Mają zaszczepioną genetycznie głupotę, tępotę i są stałym zapleczem dla straszliwego autokratyzmu Kaczyńskiego.

Stuhr nawet nie próbuje tych ludzi rozumieć, nie chce znać ich potrzeb, nie pyta się o ich obawy i lęki, nie szuka z nimi porozumienia. Jako genetyczni mieszkańcy dziur i zadupiów (owszem, tego słowa reżyser unika i przypisuję mu je tylko po to, by wyostrzyć ten sposób rozumowania) skazani są na wieczne tkwienie w piekle zabobonu i zapyziałości: „Pany kontra chamy. Część społeczeństwa przez wieki była upokarzana. Pod sztandarami komunizmu łatwo im było się odbić, weszli do miast, weszli na dwory, zburzyli dwory, ale przecież oni dalej są. (…) Moim zdaniem w tych ludziach odezwały się jakieś genetyczne wręcz odwety”. No, jeśli to nie jest pogarda dla innych, to co to jest? Jeśli większość, a choćby i jedna trzecia Polaków, jawi się w oczach Stuhra jako ludzie dyszący nieuświadomioną, odwieczną zemstą, jako potomkowie chamów, którzy chcą się teraz na tym, co wyższe i szlachetne odegrać, to gdzie tu jakakolwiek empatia? Gdzie choćby cień współodczuwania?

Stuhrowi nawet nie przychodzi do głowy, że wielu tym ludziom program 500+ przywrócił godność i dał poczucie, że państwo nie jest tylko obcym i wrogim żandarmem. Nie, dla niego ten program rządu jest wart tyle, co zeszłoroczny śnieg. Nie ma zatem oporu, żeby porównywać 500+ z rozdawnictwem komunistycznym. Nie odczuwa niestosowności, by jednym tchem wymieniać ten program i programy… reżimów: „W każdym reżimie dawali. W tym też dają. Fidel Castro dał elektryfikację. Gomułka dał wczasy, socjal, stołówki, wszystko. To Gomuła dał! Do Kołobrzegu się jeździło, wczasy były, słońce świeciło. Gierek dał małego fiata! A i tak wszyscy przegrali. Ci też przegrają”.

Reżim Kaczyńskiego tak jak reżim Castro w końcu jednak upadnie, a to dlatego, że „sami się rozwalą. Łapczywość tej władzy, brak kompetencji, nieprzygotowanie do rządzenia… (...) Cały ten plan Morawieckiego, wszystko się zawali. Jeżeli już tam nie ma ogromnych szwów, jeżeli już to nie pęka…”. Ależ by się Stuhr ucieszył, gdyby to wszystko diabli wzięli i faktycznie PiS sam się rozwalił. Ależ byłaby radocha. Co tam, że w efekcie takiej katastrofy Polska by ucierpiała i dobro wspólne byłoby zagrożone. Ważniejsze jest to, że chamy dostałyby za swoje.

Dziwne to, naprawdę bardzo dziwne, życzenia i pragnienia. Czytałem te słowa z mieszaniną smutku i rozbawienia. Z jednym jednak stwierdzeniem reżysera zgodzić się muszę: „Mam takie poczucie, że już jestem po prostu za stary na politykę”. Sądząc z tego, co mówi, to akurat prawda.

Paweł Lisicki dla WP Opinie

Paweł Lisicki - redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy". Dziennikarz, publicysta, pisarz. Były redaktor naczelny dziennika "Rzeczpospolita" oraz tygodnika "Uważam Rze".

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Opinie
jerzy stuhrpolacy500+
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)