Paweł Kowal z PiS nie dostał zgody na wyjazd do Gruzji
Siedmiu polskich parlamentarzystów będzie
obserwatorami z ramienia Rady Europy i OBWE podczas wyborów
prezydenckich w Gruzji 5 stycznia - poinformował
rzecznik marszałka Sejmu Jerzy Smoliński. W związku z tym
marszałek Sejmu nie wydał zgody na wyjazd przedstawicieli sejmowej
komisji spraw zagranicznych, m.in. Pawła Kowala z PiS.
W skład delegacji obserwatorów ma wejść dwóch posłów PO, dwóch posłów PiS, jeden poseł LiD i dwóch senatorów. Jak podkreślił Smoliński posłowie ci są członkami delegacji parlamentarnej do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy: Tadeusz Iwiński (LiD), Danuta Jazłowiecka (PO), Karol Karski (PiS), Dariusz Lipiński (PO) oraz delegacji Sejmu do Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE: Marek Suski (PiS).
W związku wcześniejszą decyzją o wyjeździe grupy parlamentarzystów - podkreślił Smoliński - marszałek Bronisław Komorowski odmówił wyjazdu do Gruzji Pawłowi Kowalowi (PiS) i innym przedstawicielom sejmowej komisji spraw zagranicznych, o co zwracał się szef komisji Krzysztof Lisek (PO).
Marszałek nie wyraził zgody na ten wyjazd, uznając, że udział 7 polskich parlamentarzystów będzie wystarczającym wkładem polskiego parlamentu w obserwację gruzińskich wyborów - argumentował Smoliński.
"Wyjazd Kowala mógł się kojarzyć z turystyką poselską"
Rzecznik marszałka zwrócił także uwagę, że Kowal zamierzał przebywać w Gruzji od 2 do 4 stycznia. Jego wyjazd w charakterze obserwatora wyborów, których nie mógłby przecież rzeczywiście obserwować, gdyż odbędą się one w sobotę 5 stycznia od początku budził wątpliwości. Mógł się raczej kojarzyć z turystyką poselską prowadzoną na koszt polskiego podatnika - podkreślono w komunikacie.
Zdaniem Kowala, posłowie i senatorowie z Polski, którzy jadą w ramach organizacji międzynarodowych nie są reprezentantami polskiego parlamentu. Moim zdaniem marszałek podjął błędną decyzję i do jej obrony używa różnych metod- dodał poseł PiS.
W jego ocenie, wybory w Gruzji można obserwować nie tylko będąc w punktach wyborczych. Kowal zaznaczył, że nikt nie spytał go o program jego wizyty w Gruzji, w ramach którego miał spotkać się m.in. z szefem gruzińskiego MSZ.
5 stycznia odbędą się w Gruzji wcześniejsze wybory prezydenckie. Na ich rozpisanie władze Gruzji zdecydowały się po burzliwych protestach opozycji i ogłoszeniu stanu wyjątkowego. Faworytem jest obecny prezydent Micheil Saakaszwili.
Najpoważniejszym z jego rywali jest były przedsiębiorca i prawnik Gaczecziladze, wybrany jako wspólny kandydat 10 partii, które zorganizowały listopadowe manifestacje. 43-letni Gaczecziladze, dawny sprzymierzeniec Saakaszwilego, oskarża go obecnie o zapędy autorytarne. Z kandydowania wycofał się najbogatszy Gruzin, miliarder Badri Patarkaciszwili, oskarżany o spiskowanie w celu obalenia rządu.
Z sondaży przedwyborczych wynika, że na Saakaszwilego chce głosować 20% badanych, którzy wybierali spośród siedmiu kandydatów.