Pas szahida tanio sprzedam. Giełda broni kwitnie w internecie
Pas samobójcy za 50 dolarów, pociski przeciwpancerne, a nawet czołgi - to wszystko reklamują w sieciach społecznościowych sprzedawcy z Syrii. Sporą część rynku stanowią pozostałości po amerykańskim programie uzbrajania syryjskich rebeliantów. Pozyskanie broni przez terrorystów być może nigdy nie było tak łatwe.
Pozyskanie broni w strefie wojny nigdy nie było zbyt trudne. Ale teraz, dzięki internetowi i szyfrowanemu komunikatorowi Telegram, jest to łatwiejsze niż kiedykolwiek. Działanie syryjskiego czarnego rynku na kanałach popularnej wśród dżihadystów sieci opisali dziennikarze portalu "Foreign Policy". Skala procederu jest ogromna. Grupy, za pomocą których sprzedawcy uzbrojenia reklamują swój towar, mają czasem po kilka tysięcy członków. Aby go zareklamować, nie potrzebują wyszukanego marketingu. Wystarczy zdjęcie, cena i nazwa produktu. Czasem dodawany jest nawet i numer telefonu. Skwapliwe utrzymywanie anonimowości nie jest konieczne, bo większość sprzedawców znajduje się prowincji Idlib, na terenach zdominowanych przez Hajat Tahrir asz-Szam, syryjskiego odłamu Al-Kaidy.
Co oferują internetowi sprzedawcy? Niemal każdy typ broni, który przewinął się przez Syrię w ciągu sześciu lat jej wojny. Spora część uzbrojenia pochodzi prawdopodobnie ze sponosorwanego przez amerykańskiego programu szkolenia zbrojenia oddziału syryjskich rebeliantów do walki z Państwem Islamskim oraz dostaw broni CIA do tych walczących z reżimem Baszara al-Asadem. Oba okazały się spektakularną klęską - i to nie tylko dlatego, że sformowany przez Pentagon oddział liczył zaledwie 150 osób i szybko się rozwiązał. W rezultacie, na internetowym czarnym rynku w Syrii można znaleźć takie rzeczy jak karabiny M16, M4A1, czy części pocisków przeciwpancernych TOW. Niektóre ze sztuk miały wytłoczony napis "własność rządu USA".
- Kontaktowaliśmy się ze sprzedawcami i ustaliliśmy, że nie są to goście, którzy po prostu zamieszczają obrazki znalezione gdzie indziej - mówi WP Eric Woods, jeden z autorów tekstu w FP. Jak dodał, na zdjęciach widać numery seryjne tych karabinów. I kiedy dziennikarze skonfrontowali je z rzecznikiem amerykańskiej operacji Inherent Resolve w Syrii i Iraku, wojskowy stwierdził, że broń może faktycznie pochodzić z zakończonego już programu uzbrajania rebeliantów.
Zobacz, jak broń CIA dla syryjskich rebeliantów trafiała na czarny rynek
Ale u intenetowych sprzedawców można równie łatwo znaleźć rosyjskie kałasznikowy, części bomb odłamkowych zrzucanych przez lotnictwo reżimu Asada, a nawet czołgi T-55. Co najbardziej niepokojące na rynku można - duże ilości materiałów wybuchowych. I to w bardzo atrakcyjnych cenach. Dla przykładu, za gotowe do użycia pasy szahida - pasy i kamizelki dla zamachowców-samobójców - trzeba zapłacić od 50 do 150 dolarów. Niektóre z pasów wypełnionych materiałami wybuchowymi widać w tweecie poniżej.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Sama broń to jeszcze nic dziwnego, ale te pasy szahida na sprzedaż to faktycznie nowość - komentuje w rozmowie z WP Tomasz Otłowski, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego.
Do tego dochodzą składniki potrzebne do konstrukcji bomb, w tym te, które zwykle najtrudniej dostać: detonatory i przewody, trotyl, czy azotan amonu, nawóz mineralny często używany do produkcji bomb. Duża część z nich pochodziła z tureckiej firmy Mert, której produkty były wcześniej obecne w fabrykach bomb na terenach zajmowanych przez Państwo Islamskie.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Nietrudno się domyślić, kto mógł być zainteresowany takimi towarami.
- Czasem na Telegramie można było spotkać użytkowników ze zdjęciami profilowymi Państwa Islamskiego szuakąjących dużych ilości azotanu amonu, dla celów "ogrodniczych" - mówi Woods. - Towaru nie brakowało. Spędziliśmy tuziny godzin przerzucając zamieszczane zdjęcia i stale znajdowaliśmy nowe - opowiada.
Choć telegramowy rynek skupiony jest przede wszystkim w części północnej Syrii, to efekty handlu będą prawdopodobnie odczuwalne daleko poza tym obszarem - w tym w Europie.
- Co do tego to nie mam żadnych wątpliwości. Rynek formalnie jest lokalny, ale broń z USA i innych krajów krąży już po całym regionie. Problem ten już teraz istnieje mają w Jordanii, Libanie, Egipcie i Turcji. To nieunikniona kolej rzeczy - mówi Otłowski.