ŚwiatParyskie przesilenie. Europa zapomni o aneksji Krymu w zamian za pomoc Rosji?

Paryskie przesilenie. Europa zapomni o aneksji Krymu w zamian za pomoc Rosji?

Kreml tworzy zatem z antyterroryzmu nową płaszczyznę porozumienia i stawia się w bardzo korzystnej sytuacji altruistycznego, acz niezbędnego dla USA i Europy, inicjatora frontu walki z globalnym złem. Tym bardziej, że to nie Moskwa nawarzyła na Bliskim Wschodzie przysłowiowej kaszy. To propozycja rosyjska dla świata, której istota zawiera się w odpuszczeniu Moskwie nic nie znaczących wydarzeń takich, jak aneksja Krymu i wojna w Donbasie, w obliczu wspólnych zagrożeń. Taką intencję wyraził Putin na szczycie G-20, a dobitniej we frazie "oczekiwania zmiany priorytetów Zachodu" sformułował wiceminister spraw zagranicznych Karasin.

Paryskie przesilenie. Europa zapomni o aneksji Krymu w zamian za pomoc Rosji?
Źródło zdjęć: © AFP | Komsomolskaya Pravda / Alexander Kots
Robert Cheda

17.11.2015 | aktual.: 17.11.2015 12:19

Rosja uważnie analizuje skutki paryskiego zamachu dla Europy i świata. Choć wszystkich następstw nie da się jeszcze ocenić, Kreml postrzega tragiczne wydarzenia, jako szansę realizacji swojej wizji stosunków międzynarodowych. Jak pisze Robert Cheda dla Wirtualnej Polski, Rosja tworzy z antyterroryzmu nową płaszczyznę porozumienia i stawia się w bardzo korzystnej sytuacji altruistycznego, acz niezbędnego dla USA i Europy, inicjatora frontu walki z globalnym złem. To propozycja rosyjska dla świata, której istota zawiera się w odpuszczeniu Moskwie nic nie znaczących wydarzeń takich, jak aneksja Krymu i wojna w Donbasie.

Rosyjscy analitycy są zgodni co do jednego, że paryskie zamachy to nowy poziom zagrożenia bezpieczeństwa europejskiego. Terroryści przeszli właśnie od realizacji zadań taktycznych i operacyjnych do skali strategicznej. A więc takiej, w której celem ataku są instytucjonalne podstawy UE i system europejskich wartości. Agencja Lenta.ru przypomniała z tej okazji socjologa Siergieja Pieriesliegina z 1996 r. który po raz pierwszy zdefiniował strategiczny wymiar terroryzmu.

Rój atakuje

Przykładem takiego działania - inna sprawa czy zamierzonym - był zamach dokonany rok wcześniej w Budionnowsku przez Szamila Basajewa. Budionnowska masakra miała tak destrukcyjny wpływ na system decyzyjny państwa, a zarazem na rosyjską opinię publiczną, że prezydent Jelcyn musiał podpisać pokój z czeczeńskimi separatystami, kończący pierwszą wojnę w tej kaukaskiej republice.

Atak Basajewa był przykładem strategicznego zwycięstwa terrorysty, który położył na łopatki atomowe mocarstwo z milionową armią konwencjonalną.

Dlatego obecnie rosyjscy komentatorzy dopuszczają możliwość, że tragedia paryska jest dopiero wstępem do większej kampanii terrorystycznej w całej Europie, która zostanie zrealizowana metodą "nasyconego ataku" w wykonaniu tzw. rojów. Przez najbliższe miesiące narodowe i ponadnarodowe elity władzy oraz ośrodki opiniotwórcze będą poddawane presji zamachów organizowanych w wielu miejscach jednocześnie przez fanatyków jednorazowego użytku ze względu na samobójcze zamiary.

Umowne roje, czyli grupy terrorystyczne, są tanie w działaniu, bo wywodzą się z krajów unijnych, a więc korzystają z rozbudowanej pomocy społecznej oraz swobody przemieszczania w jej granicach. Celem kampanii nie będą dobrze strzeżone pałace prezydenckie, garnizony wojskowe czy inne instytucje państwowe, a przypadkowi, a więc całkowicie bezbronni obywatele, spieszący do swoich obowiązków lub odwrotnie, jak miało to miejsce w Paryżu, odpoczywający po trudach tygodnia pracy.

W następstwie wynikną - paraliż bezpieczeństwa i komunikacji zurbanizowanej Europy oraz panika medialna i społeczna. Strategiczny wymiar polegał będzie na uderzeniu w podstawy funkcjonowania UE, a więc w wolności osobiste, swobodę wypowiedzi i inne przymioty demokracji, na których stoi europejska cywilizacja.

Wszystko to, z czego dumna jest Europa zostanie poważnie ograniczone jeśli nie zawieszone w celu podwyższenia bezpieczeństwa, a wyborczą górę wezmą siły, sprzyjające nacjonalistycznemu populizmowi, z wyraźnie prawej strony sceny politycznej. Unia w obecnej formie przestanie istnieć, a Europa - jako całość i jej poszczególne państwa - utraci globalną zdolność konkurencji i współpracy z innymi obszarami geograficznymi, tracąc przewagę kulturową opartą na wspólnocie postępu i demokracji.

Wszystko wydarzy się niejako na życzenie społeczeństw doprowadzonych do skrajności nasyconymi atakami rojów! Skrajnym obrazem przyszłości są więc szczelne granice, ścisła kontrola osobista we wszystkich aspektach i rządy takich partii politycznych, które będą płaciły terrorystom okup za iluzję bezpieczeństwa. Terroryści natomiast będą promować postawę lojalności, wyrażoną hasłem wasza chata z kraja, na przykład udzielając zniżek państwom posłusznym i nakładając dodatkowe kary na niedostatecznie uległe. Przerażające?

Tak, bo i wizja jest orwellowska. Z tym, że zdaniem politologa Fiodora Łukjanowa Europę czeka nie huntigtonowskie zderzenie cywilizacji, tylko konflikt wewnętrzny, pomiędzy unijnymi elitami myślącymi w kategoriach ponadnarodowych i kierujących się wartościami ogólnoludzkimi a ich własnymi społeczeństwami, które przyziemnie zderzając się z zamachami terrorystycznymi i powodzią migracyjną, przestają rozmieć priorytety i ideały UE. Albo więc - twierdzi Łukjanow - politycy zejdą na ziemię i skierują się na prawo, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom obywateli, albo cele unijne trzeba będzie wprowadzać siłą, co i tak zburzy demokrację.

Co robić?

Jeśli chodzi o bezpośrednie następstwa paryskich zamachów, rosyjscy politolodzy prognozują nieuchronną eskalację wojny w Syrii i Iraku. Francja ze względów prestiżowych, a także z powodu skali terrorystycznego wyzwania, nie może sobie pozwolić na brak reakcji.

Jednak sama Francja, a nawet europejskie NATO, nie mają dostatecznego potencjału wojskowego, co automatycznie kieruje wzrok na USA. Czy oznacza to, że dotychczasowe i mówiąc otwarcie, mało skuteczne działania militarne, zastąpi skoordynowana i przemyślana strategia walki z Państwem Islamskim? Czy prezydent Obama, wbrew swojej dotychczasowej polityce uników, odpowie na militarne zapotrzebowanie Europy? Przemawia za tym konieczność potwierdzenia amerykańskiego przywództwa, któremu wyzwanie rzuciła w tym regionie Rosja. Ale zdaniem Moskwy, Obama zostanie zmuszony do czynnego działania przez "jastrzębi" z grona własnych doradców i partii demokratycznej, żądających od prezydenta pokazu siły na użytek nie tylko europejski, ale głównie azjatycki, bo to tam USA wchodzą w fazę aktywnej konkurencji z Chinami.

Wschód to sprawa delikatna, jak mawiają Rosjanie, dlatego potencjalna zachodnia koalicja w Syrii i Iraku zetknie się z problemem sunnickich monarchii Zatoki Perskiej, które za większe zagrożenie uważają mocarstwowe ambicje szyickiego Iranu (oraz alawitę al-Asada) niż Państwo Islamskie, które nieoficjalnie sponsorują.

Bez udziału Iranu oraz Rosji, taka koalicja zetknie się z ogromnymi kłopotami w realnym działaniu. Zachód musi także na poważnie dogadać się z Turcją, która jest głównym beneficjentem zysków z wydobywanej przez terrorystów ropy. Wreszcie, państwa europejskie muszą porozumieć się między sobą, co do priorytetu przyszłych działań wojskowych. Czy ich celem będzie najpierw zniszczenie Państwa Islamskiego, czy reżimu Baszara al-Asada?

Osiągnięcie dwóch celów jednocześnie wydaje się mało realne, choćby z tego powodu, że za syryjskim prezydentem stoi murem 19 proc. społeczeństwa (alawici). Tym bardziej, że jak pokazały przykłady Afganistanu, Iraku i Libii, łatwiej jest zburzyć zastany porządek niż stworzyć nowy i stabilny. Operacji wojskowej musi więc towarzyszyć kosztowny plan rekonstrukcji politycznej i ekonomicznej regionu.

Zdaniem Moskwy, Paryż musi zareagować, inaczej utraci status wiodącego państwa UE, nie wspominając o skutkach wewnętrznych w postaci przejęcia władzy przez skrajnie prawicowy Front Narodowy. W takim wypadku Francja stanie się kolejnym ogniwem kryzysu wewnętrznego UE, a co gorsza podetnie i tak chwiejny gmach bezpieczeństwa europejskiego, oparty na coraz bardziej wątpliwej - jak twierdzi Moskwa - architekturze OBWE.

Tak więc przyszłość Europy jest ściśle związana z sytuacją na Bliskim Wschodzie, która jak dotąd rozwija się w sposób nieobliczalny. W każdym razie Rosja postrzega bliskowschodnią niestabilność, jako wynik amerykańskiej polityki, za którą krwawe rachunki terrorystyczne płaci obecnie Stary Kontynent. Europa przy tym sama nie jest bez winy, z racji bombardowań Libii oraz mniej lub bardziej otwartego wsparcia dla islamistycznej opozycji syryjskiej, nie wyłączając Al.-Kaidy i samego Państwa Islamskiego. Jak mówi Łukjanow, to dzięki Zachodowi Bliski Wschód wygląda dziś jak osypujący się krater, co nie zapobiega jednak zagrażającej światu erupcji wrzącej lawy.

Plan Rosji

Tak widzą echa paryskiej tragedii z Moskwy. Z pewnością nie można posądzać Rosji o cyniczne zadowolenie z francuskich ofiar, bo sama dobrze pamięta Budionowsk, Dubrowkę i Biesłan. A sądząc po propagandowej ekwilibrystyce na temat przyczyn katastrofy turystycznego Airbusa w Egipcie, nawet możliwość zamachu jest traktowana na Kremlu, jako uderzenie w stabilność oligarchicznego systemu i zagrożenie dla społecznego poparcia prezydenta Putina.

Tym niemniej, rosyjska dyplomacja będzie starała się wyciągnąć korzyści z paryskiego zamachu i to nie tylko ograniczone do bliskowschodniej rozgrywki. Atrakcyjność rosyjskiego projektu uderzenia lotniczego dla wsparcia "zaprzyjaźnionych" sił lądowych stale się zwiększa. Podobnie, jak atrakcyjność tezy o konieczności porozumienia Zachodu z Asadem, który w wojnie z Państwem Islamskim jest naturalnym sojusznikiem Europy.

Właściwie można powiedzieć, że Moskwa już osiągnęła swój cel. Podczas rokowań wiedeńskich USA zgodziły się z rosyjskim punktem widzenia na przyszłość Syrii, jako niepodzielnego i - co ważniejsze - świeckiego państwa, którego ustrój zostanie zagwarantowany przez przejściową koalicję niereligijnej opozycji i Asada.

Oczywiście dla Moskwy lepiej byłoby, gdyby syryjska armia miała zdolność do opanowania całego utraconego terytorium. Niestety, nawet z rosyjskim wsparciem lotniczym, pomocą irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji i libańskiego Hezbollahu nie jest w stanie takiego celu osiągnąć. Tym niemniej, apetyty Turcji i monarchii Zatoki Perskiej zostały poskromione.

Pora zatem na cele globalne, tym bardziej, że zamachy we Francji potwierdzają rosyjską logikę walki z terroryzmem w postaci zbrojnej, szerokiej koalicji na podstawie odpowiednich rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ.

A jednak Rosja na Bliskim Wschodzie celuje w Europę. Putin nie od dziś obawia się "systemowego wpływu UE" na obszar poradziecki, czemu dał zresztą wyraz sprzeciwem wobec stowarzyszenia Ukrainy z Unią. Zatem każde wydarzenie potencjalnie osłabiające spoistość UE, a do takich należą francuskie zamachy, jest na rękę Rosji, która pragnie przeformatowania europejskiego bezpieczeństwa, tak aby NATO i UE przestały być jego filarami. Niezdolność Europy do solidarnego działania w sprawie potoku migracyjnego, współpracy antyterrorystycznej oraz podziały jakie na tym tle, dają Moskwie możliwość ustalania warunków z wybranymi partnerami, ponad głowami innych, a nie Unią jako całością.

To także nie przypadek, że w miarę intensyfikacji kwestii syryjskiej Moskwa wycisza problem ukraiński. Pozorna stabilizacja sytuacji w Donbasie i przestrzeganie mińskich porozumień stawia pod znakiem zapytania przedłużenie antyrosyjskich sankcji ekonomicznych. Jak bowiem karać partnera antyterrorystycznej koalicji i sojusznika w zbrojnej interwencji na Bliskim Wschodzie? Za jednym zamachem Putin ma nadzieję na wyjście Rosji z zachodniej izolacji i znaczącą poprawę sytuacji ekonomicznej, bo według rosyjskich szacunków, petrorublowych oszczędności starczy jeszcze maksimum na rok.

Kreml tworzy zatem z antyterroryzmu nową płaszczyznę porozumienia i stawia się w bardzo korzystnej sytuacji altruistycznego, acz niezbędnego dla USA i Europy, inicjatora frontu walki z globalnym złem. Tym bardziej, że to nie Moskwa nawarzyła na Bliskim Wschodzie przysłowiowej kaszy. To propozycja rosyjska dla świata, której istota zawiera się w odpuszczeniu Moskwie nic nie znaczących wydarzeń takich, jak aneksja Krymu i wojna w Donbasie, w obliczu wspólnych zagrożeń. Taką intencję wyraził Putin na szczycie G-20, a dobitniej we frazie "oczekiwania zmiany priorytetów Zachodu" sformułował wiceminister spraw zagranicznych Karasin.

Wreszcie, Rosja zyskuje mocną podstawę ingerencji w wewnętrzne sprawy swoich poradzieckich sąsiadów w Azji Środkowej. Interwencja syryjska jest przedstawiana jako akt wyprzedzającej obrony tego regionu. W każdym razie szef FSB Aleksander Bortnikow twierdzi, że Rosja bez względu na wszystko "ochroni tamtejsze, słabe ekonomicznie i politycznie reżimy przed islamistycznym ekstremizmem".

Nie ulega wątpliwości, że ostatnie wydarzenia wpływają także na stan rosyjskich elit. Według analityczki Tatiany Stanowej, w otoczeniu Putina ścierają się obecnie wpływy trzech frakcji.

Pierwsza, to "wojownicy" ze struktur siłowych i kompleksu obronnego, którzy swoją pomyślność widzą w kontrolowanym konflikcie z Zachodem i izolacji Rosji.

Druga, nazwana umownie "kupcami" to oligarchiczny biznes, tracący fortuny z powodu sankcji, dlatego opowiadają się za normalizacją wzajemnych relacji.

Trzecią grupę stanowią "ideolodzy" - dyżurni propagandyści, duchowni i aktywiści prawosławni, którzy robią biznes na podgrzewaniu nacjonalistycznych i patriotycznych nastrojów.

Według Stanowej, obecnie największy wpływ na prezydenta wywierają "kupcy", stąd światło dzienne ujrzał projekt syryjski i antyterrorystyczny zarazem. Czy zamachy paryskie staną się politycznym oknem możliwości Rosji i Zachodu? I za jaką cenę?

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (184)