Parlament Europejski przyjął pakt migracyjny. "Rozwiązanie konfliktogenne"
- To rozwiązanie będzie bardzo dzieliło Europę. Nie będzie jednoczyło nas w wysiłkach odpowiadania na wyzwanie związane z migracjami w Europie. To rozwiązanie, które jest konfliktogenne - mówi w rozmowie z WP prof. Maciej Duszczyk, odnosząc się do paktu migracyjnego, który został przegłosowany w Parlamencie Europejskim.
Parlament Europejski przyjął w środę pakt migracyjny. Premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej wyraził stanowisko Polski w sprawie mechanizmu relokacji, który jest jednym z jego elementów. Mimo poparcia dla paktu ze strony PE, Tusk zapowiedział, że Polska nie wyrazi zgody na ten konkretny mechanizm.
- Zobaczymy, jaka będzie ostateczna wersja tego paktu. (...) Chcę wszystkich uspokoić: znajdziemy — bo mamy to już jakby przepracowane w głowach — takie sposoby, że nawet jeśli ten pakt wejdzie w życie mniej więcej w takim kształcie, w jakim był dzisiaj głosowany w parlamencie, my Polskę ochronimy przed mechanizmem relokacji - powiedział Donald Tusk.
Za paktem migracyjnym było 301 deputowanych. W głosowaniu dotyczącym mechanizmu tzw. dobrowolnej solidarności (projekt ten zakłada, że solidarność w kwestii migracji będzie obowiązkowa dla wszystkich państw członkowskich, ale relokacja azylantów będzie dobrowolna - red.) 272 eurodeputowanych było przeciw, w tym członkowie PiS, PO i PSL.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Za przyjęciem takiego rozwiązania głosowała część polskich europosłów, byli to na początku m.in.: Marek Belka, Robert Biedroń, Włodzimierz Cimoszewicz, Łukasz Kohut i Leszek Miller. Z raportu opublikowanego na stronie Parlamentu Europejskiego wynika, że trzech polskich europosłów dokonało korekty w swoim głosowaniu i jednak wstrzymało się od głosu: Marek Belka, Robert Biedroń i Łukasz Kohut. Od głosu wstrzymali się także Róża Thun i Bogusław Liberadzki.
Uruchomienie mechanizmu tzw. dobrowolnej solidarności będzie oznaczać rozlokowanie co roku co najmniej 30 tys. osób. Relokację można będzie zastąpić opłatą finansową w wysokości ok. 20 tysięcy euro za każdą nieprzyjętą osobę. Ta reguła zacznie obowiązywać od 2026 roku. Między innymi te zapisy krytykują polscy europosłowie oraz premier Polski.
Co jeszcze w pakcie migracyjnym?
Pakt składa się z szeregu rozwiązań, które mogą przyspieszać rozpatrywanie wniosków o azyl. Ponadto mają one gwarantować lepszą ich weryfikację oraz sprawniejsze odsyłanie osób, którym prawo do pobytu w UE nie będzie przysługiwać. Zaistnieje także możliwość pobierana odcisków palców od osób, które zostaną zatrzymane na niezgodnym z prawem przekraczaniu granicy zewnętrznej UE.
Jednym z krajów, które najmocniej optowały za przyjęciem paktu były Niemcy - kraj, do którego trafia najwięcej migrantów w Unii Europejskiej. "Reforma wspólnego europejskiego systemu azylowego pokazuje solidarność państw Europy. Ogranicza nielegalną imigrację i odciąża kraje szczególnie nią dotknięte" - napisał niemiecki kanclerz Olaf Scholz w serwisie X (dawniej Twitter).
"Rozwiązanie konfliktogenne"
Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji prof. Maciej Duszczyk, ekspert ds. migracji, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że "w pakcie nie jest uwzględniona specyfika wyzwań migracyjnych na granicy polsko-białoruskiej". - To nie dotyczy tylko i wyłącznie Polski, ale także krajów nordyckich, bałtyckich, czyli tych państw, których używają Rosja i Białoruś w celu instrumentalizacji migracji, dla próby destabilizacji tych państw oraz Unii Europejskiej - podkreśla.
I zaznacza, że "jest co prawda zarządzanie w sytuacjach kryzysowych, ale raczej ono uwzględnia specyfikę takich sytuacji jak na przykład na włoskiej Lampeduzie". - Gdzie w krótkim momencie jest bardzo dużo osób przebywających, a później jest generalnie spokój. Natomiast u nas jest inaczej. Mamy do czynienia z codziennymi próbami przekroczenia granicy, co w propozycji paktu nie jest odpowiednio uwzględnione - dodaje.
- Ponadto w pakcie, naszym zdaniem, jest błędna strategia negocjacyjna, która uwzględnia kwestie relokacji, kwestie obowiązkowej solidarności. Dlaczego? Ponieważ jest to wykorzystane przez populistów w takiej narracji bardzo antyunijnej. Dlatego też uważamy, że to rozwiązanie będzie bardzo dzieliło w przyszłości Europę. Nie będzie jednoczyło nas w wysiłkach odpowiadania na wyzwanie związane z migracjami w Europie. Jest to po prostu rozwiązanie, które jest konfliktogenne, a nie w kierunku solidarności, odpowiedzialności - wyjaśnia rozmówca Wirtualnej Polski.
I dodaje: - Trzeba zadać pytanie, jak to w praktyce będzie miało być realizowane. Jak zapowiedział premier Tusk, Polska na pewno nie zgodzi się na relokację. Będzie to element permanentnego potencjalnego konfliktu między państwami członkowskimi, a tego kompletnie nie potrzebujemy.
"Podział między wschodem i zachodem UE"
Dr Marcin Zaborowski z GLOBSEC, analityk i były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że "mamy klasycznie podział między wschodem i zachodem Unii Europejskiej".
- Podobny trochę do podziału, który mieliśmy w roku 2015, kiedy po raz pierwszy pakt migracyjny był głosowany i debatowany. W końcu przyjęty wbrew woli większości państw z tak zwanej wschodniej flanki Unii Europejskiej - przypomina. I dodaje, że "Polska wtedy głosowała za tym paktem, ale był on bardzo niepopularny i nigdzie nie został tak naprawdę zrealizowany".
Jak zauważa, teraz mamy powrót do tego tematu. - W zupełnie innych okolicznościach - dodaje. I podkreśla, że to "odzwierciedlenie ideologicznego podziału, który istnieje między państwami starszej Unii Europejskiej i nowymi państwami członkowskimi".
Podkreśla, że okoliczności są inne, bo "nowe państwa członkowskie, w tym przede wszystkim Polska, ale również Słowacja, przyjęły bardzo dużą grupę uchodźców z Ukrainy". - Nie można nam więc zarzucić, że jesteśmy krajem, który jest egoistyczny i który nie myśli o opiekowaniu się uchodźcami, którzy są w potrzebie - zaznacza.
W opinii dr Zaborowskiego "to jest tak naprawdę kierowane do wewnętrznych elektoratów w tych państwach". - Mówię tutaj o państwach starszej Unii Europejskiej, przede wszystkim o Niemczech, ale też państwach skandynawskich, które biorą faktycznie na barki gros uchodźców z Afryki, z Azji, z Bliskiego Wschodu - wylicza.
I dodaje, że obecnie te państwa stają na stanowisku, że nie będą same tego brać na siebie. - Mówią, że inne państwa, szczególnie te, które są beneficjentami budżetu europejskiego, powinny również brać tutaj sprawiedliwe koszty tej relokacji - mówi.
Nie tylko Polska. Kolejny kraj mówi "nie"
MSZ Słowacji oświadczyło, że rząd w Bratysławie nie zgadza się z unijnym paktem migracyjnym dotyczącym obowiązkowej relokacji nielegalnych imigrantów. Zaznaczono, że kraje UE powinny mieć prawo do samodzielnego decydowania o formie pomocy dla państw borykających się z presją migracyjną.
Zdaniem ministra spraw zagranicznych Juraja Blanara reformę polityki migracyjnej przyjęto pomimo sprzeciwu Republiki Słowackiej.
Według Blanara nowy pakt nie jest trwałym rozwiązaniem w dłuższej perspektywie, na co zwracały uwagę Polska, Węgry, Czechy, Słowacja, Austria i Słowenia. Zdaniem słowackiego MSZ ochrona strefy Schengen przed nielegalną imigracją nie jest wystarczająca, a nowy pakt migracyjny nie rozwiąże tego problemu.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski