Parafianie wzywają policję. "To była jakaś herezja, a nie msza"
O pogrzebie zapomniał, a potem obrażał rodzinę parafianina. Syn zmarłego poskarżył się kurii na dziwne zachowanie proboszcza parafii w Uniejowie-Parceli. Z kolei rodzice dzieci komunijnych po skandalicznym zachowaniu proboszcza wezwali policję. Jak ustaliła WP, policja potwierdza, że ksiądz był pod wpływem alkoholu.
19.06.2024 | aktual.: 19.06.2024 21:33
Uniejów-Parcela to mała wieś w gminie Charsznica w woj. małopolskim. Parafianie, którzy zgłosili się do redakcji opowiedzieli o skandalu podczas kwietniowego pogrzebu pana Juliana. Jego bliscy zaznaczają, że 91-latek był osobą wierzącą, do końca swoich dni religijną. Wcześniej przez wiele lat był strażakiem ochotnikiem, angażował się w życie parafii, uczestniczył w budowie kaplicy.
Datę pogrzebu wyznaczył sam ksiądz proboszcz parafii św. Wita w Uniejowie-Parceli. To on powiadomił zakład pogrzebowy, a rodzina wydrukowała klepsydry. Żałobnicy o wyznaczonej porze pojawili się przed kościołem, ale zastali zamknięte drzwi. Proboszcza, który miał odprawiać mszę, zaczęto szukać na plebanii.
- Dzwoniliśmy do drzwi kilka minut. W końcu ksiądz wyszedł i mówi, żeby mu nie przeszkadzać, bo on ma drzemkę. Pytamy: jak to drzemkę, przecież pogrzeb jest. A on mówi: na pogrzeb to przyjdźcie jutro - relacjonuje w rozmowie z WP syn zmarłego.
Dyskusja z księdzem się przeciągała. W końcu proboszcz sam przyznał, że na miejscu był wcześniej kościelny, który przypominał mu o pogrzebie, ale został przez niego odprawiony. Ale i tak stwierdził, że pogrzebu być nie może, bo nie ma organisty.
- A organista stał obok i mówi: "jak to, ja tu jestem od 40 minut, tylko kościół jest zamknięty" - relacjonuje mężczyzna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- My chcieliśmy tylko godnie pochować dziadka. Zwróciłem się do proboszcza grzecznie: niech proboszcz odprawi mszę, bo przecież ludzie przyjechali, jak to wygląda? Wychodząc z zakrystii przy wszystkich ludziach powiedział do mnie: ty gówniarzu, ty mi nie będziesz mówił, co ja mam robić - relacjonuje WP inny członek rodziny pana Juliana.
Proboszcz zareagował dopiero, kiedy rodzina zagroziła, że na miejsce zostanie wezwana policja i będą domagać się zwrotu wpłaconych pieniędzy (1300 zł) za pochówek. - Powiedziałem wprost, że jak się ksiądz nie ogarnie, to dzwonię po policję i proszę zwrot kosztów pogrzebu - mówi syn zmarłego.
To podziałało. Msza zaczęła się z półgodzinnym opóźnieniem, ale proboszcz wciąż zachowywał się bardzo dziwnie. - Jak szedł do kościoła i przywitał się z ludźmi, to powiedział: "niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, jestem dzisiaj trzeźwy". Ludzie popatrzyli na siebie zdziwieni - relacjonuje syn pana Juliana.
Msza była dla rodziny drogą przez mękę.
- To nie była msza, tylko jakaś herezja. Zamiast modlić się za Juliana, tak jak dziadek miał na imię, modlił się za Juliusza. Ludzie, którzy byli w kościele głośno zwracali mu uwagę, że myli imię. Brat usłyszał od księdza, że co to za różnica. Parę osób już nawet wyszło z kościoła, bo nie mogło tego słuchać - relacjonuje członek rodziny zmarłego.
W trakcie mszy ksiądz także głośno skarżył się na rodzinę zmarłego, że go straszyła policją. Na cmentarz ciało zmarłego odprowadził już ksiądz rezydent z parafii, a nie proboszcz.
Syn pisze do kurii
Po pogrzebie syn zmarłego napisał skargę do kurii na zachowanie księdza. Opisał wszystko, co wydarzyło się przed pogrzebem i podczas mszy. Wspomniał także o zachowaniu księdza po mszy. Proboszcz miał z rykiem silnika swoim samochodem odjechać spod plebanii. "Ujrzawszy stojącą na parkingu grupę parafianek ksiądz P.(...) zatrzymał się obok nich, uchylił szybę i rzekł ‘dam wam buzi to będzie zgoda’, po czym odjechał z piskiem opon w stronę Charsznicy" - czytamy w skardze syna zmarłego do biskupa kieleckiego.
W swoim liście mężczyzna poprosił nawet o zmianę proboszcza w parafii. Mężczyzna przypomniał biskupowi, że właśnie trwają przygotowania dzieci do komunii, więc może należałoby odsunąć proboszcza od prowadzenia nabożeństw. Biskup takiej decyzji nie podjął.
Skandal podczas "białego tygodnia"
Obawy parafianina szybko się potwierdziły. W tym roku do komunii w Uniejowie-Parceli przystąpiło tylko kilkanaście dzieci. Rozmawialiśmy z matką jednego z dzieci. Kobieta relacjonuje, że problemy zaczęły się od tzw. próbnej spowiedzi. Przekonuje, że już wtedy ksiądz zachowywał się dziwnie. - Dlatego nie pozwoliłam dziecku, żeby szło do tej próbnej spowiedzi - mówi kobieta w rozmowie z WP.
Parafianka jednocześnie zagroziła, że jeżeli podczas samej komunii coś dziwnego się wydarzy, to wezwie policję. To poskutkowało i komunia odbyła się normalnie. Ale już podczas "białego tygodnia", kiedy dzieci przychodzą do kościoła każdego dnia, sytuacja miała się powtórzyć.
- W poniedziałek jeszcze się dało wytrzymać, we wtorek też jeszcze w miarę, ale w środę tylko patrzyliśmy jak ino z tą monstrancją spadnie z ołtarza. A on mówił: wiecie, ta monstrancja tyle waży i dlatego mnie tak chwieję. Mylił się w tym, co czytał, robił dziwne miny, opierał się o ołtarz - relacjonuje kobieta.
Dlatego parafianka poprosiła bliskich, żeby wezwali policję. - Przyjechała policja, wzięli go do zakrystii. Mówił, że wypił wino mszalne - dodaje kobieta.
Parafianka zarzuca, że księdzu nadal zdarzają się dziwne zachowania, jak np. niestosowne słowa podczas wręczania komunii. - Daje pana Jezusa i mówi: "ładną masz fryzurę". Albo buziak przesyła. I to jest ksiądz? - dziwi się kobieta.
Policja potwierdza wersję parafian
Młodszy aspirant Agnieszka Srebnicka z Komendy Powiatowej Policji w Miechowie potwierdziła WP, że 8 maja po zgłoszeniu doszło do interwencji policjantów w parafii w Uniejowie-Parceli.
- Funkcjonariusze pojechali na miejsce, podjęli interwencję w stosunku do księdza, wylegitymowali go i przebadali na zawartość alkoholu. Potwierdzam fakt, że ksiądz wykonywał czynności pod wpływem alkoholu. W związku z tym został sporządzony wniosek o ukaranie - mówi Agnieszka Srebnicka, rzeczniczka miechowskiej komendy.
Następnie ksiądz został ukarany mandatem. - Przyjął ten mandat. Uznajemy czynności wyjaśniające za zakończone - dodała policjantka.
Rzeczniczka komendy nie chciała ujawnić ile promili wydmuchał ksiądz podczas badania. Nie podała również wysokości mandatu jakim został ukarany.
Kuria nakazała przeprosiny
Zapytaliśmy księdza proboszcza o opisane przez parafian sytuacje. - Niech się pan zapyta tych, którzy tak twierdzili, a nie mojej osoby - stwierdził ks. Kazimierz P. w rozmowie telefonicznej. - Mnie to wcale ani nie razi, ani nie boli, głupot ludzkich nie słucham - dodał proboszcz i rzucił słuchawką.
Na nasze pytanie odpowiedziała za to kuria diecezjalna w Kielcach. Rzecznik prasowy ks. Łukasz Zygmunt stwierdził, że z wyjaśnień proboszcza wynika, że podczas pogrzebu "z jego strony wzięły górę emocje".
- Co w konsekwencji doprowadziło do tego, że wypowiedział słowa i okazał zachowania, które nigdy nie powinny mieć miejsca w okolicznościach tak ważnego wydarzenia jakim jest uroczystość pogrzebu bliskiej osoby. Wobec tego, co zaszło, proboszcz został zobowiązany do przeproszenia rodziny i znajomych śp. Juliana oraz tych wszystkich, którym swoim zachowaniem sprawił przykrość - poinformował WP ks. Łukasz Zygmunt.
Przeprosiny były. - Ksiądz zaczął od tego, że był u biskupa, ze wszystkiego się wytłumaczył, on niczego winny nie jest, a na końcu powiedział, że przeprasza - relacjonuje syn zmarłego. - Napisałem potem jeszcze raz do kurii, że dziękuję za wymuszenie na księdzu przeprosin.
Ksiądz rzecznik odniósł się też do pytania o sytuację z "białego tygodnia", kiedy rodzice wezwali policję. - Do Kurii nie wpłynęło, żadne oficjalne zgłoszenie ani od wiernych ani od policji, jakoby ksiądz był pod wpływem alkoholu - dodał ks. Łukasz Zygmunt.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl
Czytaj także: