Komisarze polityczni armii Tuchaczewskiego strzelali sobie w łeb z rozpaczy.
Po bitwie pod Warszawą strony zamieniły się rolami. Teraz Sowieci rzucili się do panicznej ucieczki, porzucając broń i sprzęt na poboczach dróg. Z każdym kilometrem odwrotu potężna armia inwazyjna Michaiła Tuchaczewskiego topniała w oczach. Polacy ruszyli zaś w pościg. To właśnie ten piękny moment kampanii upamiętniała słynna ułańska żurawiejka "Lance do boju, szable w dłoń, Bolszewika goń, goń, goń!".
Mimo że nieprzyjaciel poszedł w zupełną rozsypkę, polskie dowództwo zaczęło zachowywać się dziwnie. Józef Piłsudski nagle wstrzymał pościg. Dyszące żądzą odwetu i dobicia wroga Wojsko Polskie musiało stanąć w miejscu. Armia przypominała rwącego się do biegu ogiera, który kopytem rozgrzebuje ziemię i gryzie wędzidło, lecz silna ręka jeźdźca trzyma go krótko i nie pozwala ruszyć do galopu. Ta kuriozalna sytuacja trwała niemal cztery tygodnie, od 25 sierpnia do 20 września. Przez miesiąc nasza armia stała bezczynnie w sporej odległości od linii Niemna i Szczary. Bolszewicy wykorzystali ten nieoczekiwany przestój, aby zebrać się do kupy. Tuchaczewski uporządkował jako tako swoją pokiereszowaną armię, ściągnął posiłki i przygotował się do batalii, która przeszła do historii jako bitwa nad Niemnem.
Trwała ona od 20 do 26 września 1920 roku. Tym razem to już nie była klęska. To był nokaut. W wyniku bitwy nad Niemnem Polacy po prostu zlikwidowali sowiecki front północno-zachodni. Przestały istnieć całe nieprzyjacielskie dywizje, do niewoli poszły dziesiątki tysięcy czerwonoarmistów, w ręce zwycięzców wpadły olbrzymie ilości broni i materiału wojennego. Tuchaczewski musiał ratować się ucieczką, a komisarze polityczni jego armii strzelali sobie w łeb z rozpaczy.