Olbrzymi sukces został zmarnowany przez polityków
Pobity Tuchaczewski musiał nakazać odwrót. Zwyciężyliśmy. Ocalała Polska, ocalała Warszawa. Mało kto bowiem wie, że stare kadry POW na wypadek wkroczenia bolszewików do miasta otrzymały rozkaz wywołania powstania i stoczenia z najeźdźcą walk ulicznych. Bojowcom rozdano już nawet broń i granaty. "Bóg zrządził wszystko inaczej - pisał Karol Wędziagolski. - Ominęło nas jeszcze jedno szaleństwo, słusznie nazywane przez poetów bohaterstwem, a przez zwykłych rozsądnych ludzi - katastrofą".
Profesor Marian K. Dziewanowski nazwał bitwę warszawską "jednym z trzech największych triumfów w naszych dziejach obok Grunwaldu i Wiednia". Nie zgadzam się z takim zestawieniem. Zarówno Krzyżacy, jak i Turcy w porównaniu z bolszewikami wydają się całkiem sympatyczni, toteż triumf roku 1920 stawiam znacznie wyżej nad zwycięstwami z lat 1410 i 1683.
Bitwa warszawska po wsze czasy winna być powodem do dumy Polaków. Jest czymś niezrozumiałym, że w 1989 roku w naszej stolicy nie wysadzono w powietrze Pałacu Kultury - tego paskudnego symbolu sowieckiej dominacji - i nie zbudowano w jego miejscu łuku triumfalnego upamiętniającego rok 1920.
Nie rozumiem również, dlaczego w Warszawie w pierwszej kolejności zbudowano Muzeum Powstania Warszawskiego - w którym wychowuje się młodzież w kulcie klęski - a do dziś nie doczekaliśmy się muzeum zwycięskiej bitwy warszawskiej.
Szacunek i podziw dla zwycięzców spod Warszawy nie może jednak przysłaniać tragicznego faktu, że ich olbrzymi sukces został zmarnowany przez polityków.