Oznaczało to katastrofę dla Polski i katastrofę dla Rosji
Józef Piłsudski we wrześniu 1920 roku stanął więc przed kolejną szansą na zniszczenie bolszewizmu. Mógł naprawić błąd sprzed roku. Wobec całkowitej klęski Armii Czerwonej Naczelnik Państwa mógł również spełnić swój federacyjny sen. Europa Wschodnia leżała u stóp triumfatora spod Warszawy. Sytuacja bolszewików latem 1920 roku stała się beznadziejna. Znowu zostali wzięci w dwa ognie. Biała Rosja podniosła się bowiem z kolan i ruszyła do ostatniego boju.
Mimo że po rozbiciu Armii Czerwonej nad Niemnem Wojsko Polskie nie natrafiało już w swoim marszu na wschód na opór nieprzyjaciela, 12 października 1920 roku zwycięska Polska zawarła z pobitymi Sowietami zawieszenie broni. Wojna raptownie ustała, gdy Lenin i jego szajka znów znaleźli się na skraju przepaści. A Polacy nie zdążyli jeszcze odzyskać całego swojego terytorium - olbrzymie połacie Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rusi wciąż były pod bolszewicką okupacją. Zamieszkujący te tereny Polacy płakali z radości, widząc pierzchające w stronę Moskwy resztki Armii Czerwonej i spodziewając się rychłego wyzwolenia przez prące do przodu wojska Rzeczypospolitej. Wyzwolenie jednak nie nadeszło. Wojska stanęły w miejscu. Biało-czerwone sztandary nie załopotały nad Dźwiną i Dnieprem. Oznaczało to katastrofę dla Polski i katastrofę dla Rosji. Gdyby w październiku 1920 roku polscy przywódcy jednak się opamiętali... Gdyby zmienili zdanie, zerwali haniebne zawieszenie broni i nakazali naszej dzielnej armii dalszy marsz...