Otwarcie salonów fryzjerskich. Tatuażyści nadal zamknięci. I oburzeni: To absurd

Otwarcie salonów fryzjerskich. Tatuażyści nadal zamknięci. I oburzeni: To absurd

Otwarcie salonów fryzjerskich. Tatuażyści nadal zamknięci. I oburzeni: To absurd
19.05.2020 07:02

Otwarcie salonów fryzjerskich. - To dla mnie absurd, że ruszyły salony fryzjerskie, a my musimy zostać zamknięci. Przepisy sanitarne, do których mają stosować się fryzjerzy u nas obowiązują od lat. A klientów mamy mniej - mówi Adrian Gruszczyński, który prowadzi salon tatuażu od 10 lat.

Salony fryzjerskie - zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów - zostały otwarte w poniedziałek. Fryzjerzy w salonach muszą stosować się do wytycznych, które mają ograniczyć ryzyko zakażenia koronawirusem. To m.in. obowiązek noszenia maseczki ochronnej lub przyłbicy czy używanie rękawiczek ochronnych. Klienci na wizytę muszą umawiać się telefonicznie.

Mimo otwartych salonów fryzjerskich i kosmetycznych - nadal zamknięte muszą pozostać salony tatuażu.

W maskach i rękawiczkach pracujemy od lat

- Obowiązują nas te same przepisy sanitarno-higieniczne co salony kosmetyczne czy fryzjerów. Pod skórę wprowadzamy pigment, dokładnie tak samo, jak kosmetyczka, który robi permanentny makijaż brwi. Standardy higieniczne, które znajdują się w nowym reżimie nie są dla nas nowością - mówi Wojciech Kiliński, mąż tatuatorki, jeden z inicjatorów petycji, którą podpisało 10 tys. osób z całej Polski. Tatuażyści złożyli ją w Ministerstwie Zdrowia, Ministerstwie Rozwoju, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Głównym Inspektoracie Sanitarnym.

Tatuażyści zwracają w niej uwagę m.in. na to, że odległość pomiędzy klientami w salonach kosmetycznych i fryzjerskich jest mniejsza niż w salonach tatuażu. Kosmetyczki wykonujące zabiegi na twarz nie są w stanie utrzymać półmetrowego dystansu od klienta. Tatuator tak rzadko pracuje na twarzy klienta, że może mu się to nie przydarzyć w całej karierze.

A w maskach i rękawiczkach pracują od lat. - Fryzjerzy są otwarci, a my nie. To paradoks. Jesteśmy zdziwieni, że mimo zachowania najostrzejszych standardów higienicznych w całej branży, zostaliśmy z niej wykluczeni - mówi jeden z właściciel salonu tatuażu we Wrocławiu.

Ograniczanie kontaktów z ludźmi to nasza codzienność

- Przyjmuję jednego, maksymalnie dwóch klientów dziennie. Jedyne co by się musiało zmienić, to ilość osób przebywających w salonie i maseczki ochronne na twarzach klientów - mówi tatuażysta z Wrocławia. I podkreśla, że ograniczanie kontaktów z ludźmi, unikanie zakażeń, nie witanie się z innymi przez podanie ręki, to dla tatuatorów codzienność. A każdy dzień pracy w salonie tatuażu zaczyna się od dezynfekcji stanowisk pracy. - Jeżeli będziemy nadal zamknięci, niedługo będę pracował na czarno - dodaje.

- Nie wiemy nic. Zostaliśmy zamknięci wtedy, kiedy salony kosmetyczne, a w czwartym etapie odmrażania gospodarki nas nie ma. Premier wspomniał o nas dwa razy, teraz unika tematu - mówi Adrian Gruszczyński właściciel salonu tatuażu z Poznania - Byłem w szoku już wtedy, gdy rząd otworzył galerie handlowe, a nas pominął. Salony tatuażu ruszyły nawet w Hiszpanii, która ma o wiele większą liczbę zakażeń koronawirusem - dodaje.

Z tarczy antykryzysowej pieniędzy nie widać

- Salon tatuażu i bar, który prowadzę zamknąłem jeszcze w połowie marca. Byłem dumny, że rząd szybko zareagował. Ale gdybym nie miał oszczędności, musiałbym pracować na czarno. Nadal nie dostałem pieniędzy z tarczy antykryzysowej i nie liczę na to, że je dostanę, mimo tego, że złożyłem wniosek - mówi Gruszczyński.

- Formy pomocy, które proponuje rząd nie działają. Złożyłem wniosek o pożyczkę do powiatowego urzędu pracy, dofinansowanie do prowadzenia działalności gospodarczej czy postojowe. Na razie zostałem jedynie zwolniony z podatku za marzec - opowiada tatuator z Wrocławia. - Być może pieniądze jeszcze przyjdą, ale to i tak kropla w morzu potrzeb. Oszczędności zaczynają się kończyć. Płacę 1 200 zł czynszu miesięcznie, mam żonę w ciąży i dłużej z zamkniętym salonem nie dam sobie już rady - dodaje.

- Wiemy, jakie panuje o branży tatuażu przykre, acz powszechnie przekonanie. Jesteśmy uznawani za bandę brudnych dzieciaków, którzy tatuują tylko po to, aby zarobić na dalszą zabawę. Teraz próbujemy pokazać rządowi i społeczeństwu, że to myślenie jest stereotypowe. Jesteśmy przedsiębiorcami, myślącymi ludźmi, częścią dużej całości, ogromnej branży beauty. Mamy nadzieję, że będziemy mogli szybko wrócić do pracy - mówi Wojciech Kuliński, mąż tatuatorki.

Czytaj też: Koronawirus. Raport z frontu, dzień piąty. Po omacku

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (381)
Zobacz także